czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 38

Na wstępie chciałam ogromnie przeprosić, za tak bezczelny i okropny czyn, jakim jest zaniedbanie bloga. Wybaczcie nam, ale przez wiry i zawiłości życia nie miałyśmy albo czasu, albo możliwości, albo zwyczajnie sił, by w ogóle wejść na komputer na dłużej niż 20 minut w celach czystorozrywkowych.
W środku wypowiedzi zapewnię Was, iż obie żyjemy, mamy się względnie dobrze i (mimo małych problemów na tle twórczym) mamy mniej więcej zaszkicowany plan zakończenia, jednak do tego jeszcze trochę.
W szkole uczyli mnie, że środkowa część wypowiedzi ma być najdłuższa, więc korzystając z tego tu miejsca zapraszam Was na bloga Tyśki (na którym są chyba jeszcze większe zaległości, ale jest, co czytać) ;)
W końcowym akapicie nie pozostaje mi nic innego, jak zaproszenie Was do lektury i proszenie o to, żebyście czasem tu zaglądali, a kiedy trzeba ponaglili ;)
Pozdrawiam, Tyśka

Środa przyniosła interesujące wydarzenia.
Po kolacji wigilijnej w całej posiadłości Malfoyów panował taki spokój jak nigdy. Widocznie świąteczna atmosfera wpłynęła na każdego. Ja wiem! To przez moje choinki!! Jednak nie trwało to długo.
Gdy o godzinie ósmej zeszłam do komnaty, w której Bellatrix uczyła mnie zaklęć, jeszcze zaspana i jedynie na wpół przytomna, czekało mnie bolesne rozbudzenie i to dosłownie.
ŁUP!
Poczułam uderzenie zaklęcia i przeleciałam przez drzwi, którymi kilka sekund wcześniej weszłam, boleśnie uderzając plecami o kant schodów.
- Oszalałaś?! – Wydarłam się na kobietę i dobyłam różdżki, rzucając wszelkimi zaklęciami. Niestety byłam na straconej pozycji. Lestrange znała więcej zaklęć, była bardziej doświadczona i wręcz opętana przez czarną magię. Nie miałam przy niej szans jako początkująca adeptka.
Kobieta śmiała się opętańczo, rzucając klątwami pod dziwnym kątem. Ledwo nadążałam się bronić odpowiednimi zaklęciami tarczy. Nie miałam jak przejść do ofensywy.
Moje nerwy na samą siebie i na Bellatrix rosły z każdym zaklęciem, ale to posłana w moją stronę Avada, którą ominęłam o milimetr rozwścieczyła mnie najbardziej.
- Przegięłaś. – Wysyczałam. Kobieta zbladła lekko i nie zdążyła zareagować, gdy w jej stronę poleciało pierwsze czarno magiczna klątwa.
Tym razem to Lestrange nie miała zbyt dużych możliwości do ataku. Czułam jak magia pulsuje w całym moim ciele, szukając możliwości rozładowania napięcia. Zaklęcie za zaklęciem. Magia biała wymieszana z czarną. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie potknęłam się o swoje nogi i straciłam równowagę, co uwolniło mnie z dziwnego transu.
Gdy uświadomiłam sobie, co się działo usiadłam na ziemi i skuliłam.
- Wstawaj. Nie skończyłyśmy jeszcze. – Powiedziała tym swoim piskliwym głosikiem.
- Wyjdź. – Mój głos był pełen różnych emocji, jednak ton należał do tych, którym się nie sprzeciwia. Po zamknięciu się za kobietą drzwi zawołałam skrzata z prośbą sprowadzenia Severusa. Byłam roztrzęsiona.
Wszedł do pomieszczenia, nic nie mówiąc. Jedynie usiadł obok mnie i przytulił opiekuńczo.
- Nie chce być taka jak on… Nie wiem, co się ze mną dzieje… Nie widziałeś… To było straszne. – Szeptałam w jego klatkę piersiową.
- Pokaż. – Odparł, a ja rozumiejąc o co chodzi, spojrzałam w jego oczy.
- Idiotka. – Warknął po chwili, opuszczając mój umysł. Popatrzyłam na niego z pytaniem. – Chodź.
Przenieśliśmy się do mojej sypialni. Skuliłam się na jednym z foteli, natomiast Sewerus zajął drugi.
- Jesteś podatna na opętanie czarną magią bardziej niż inni, przez twoje więzy krwi. – Powiedział spokojnie. – Pamiętaj, że każda magia pozostawia w nas ślad. Tak samo czarna, jak i biała stają się nieodłączną częścią czarodzieja. Większość starych rodów para się czarną magią, przekazując zdolność do jej przyswajania z pokolenia na pokolenie. Zwykłemu mugolakowi znacznie trudniej jest się nauczyć zaklęć z tej dziedziny niż czystokrwistemu lub wywodzącemu się z rodu czystokrwistych. Bella jest idiotką, doprowadzając cię do furii podczas nauki zaklęć. Zapewne chciała sprawdzić, na ile podatna na czarną magię jesteś. Nie wiem, jaki miała w tym cel, ale obiecuję, że więcej do takiej sytuacji nie dojdzie. Jest niebezpieczna dla twojego zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Podczas całego monologu mężczyzny siedziałam wpatrzona w kominek, słuchając uważnie.
- Czyli Jaszczurka przekazała mi w DNA większe prawdopodobieństwo do opętania czarną magią? – Odpowiedzią było kiwnięcie głową profesora. – Zajebiście. – Mruknęłam i wpakowałam się na kolana przyszłemu narzeczonemu. – Dlaczego czuję się teraz taka… Wypompowana… Taka pusta w środku? – Zapytałam w zagłębienie jego szyi.
- To skutek nadmiernego zgromadzenia magii i nierozładowania napięcia. – Odparł, głaszcząc mnie po głowie i plecach. – Prawdopodobnie musiałabyś rzucić niewybaczalne, żeby teraz nie odczuwać efektów. Jednak dobrze się stało, że potknęłaś się o własne nogi. – W ostatnim zdaniu słychać było ironię, jednak nie tą szyderczą, na co zaśmiałam się delikatnie.
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. W pewnym momencie nasze znaki „ożyły”. Severus teleportował się z mojego pokoju, natomiast ja wpadłam do garderoby. Nie chciałam zakładać tej okropnej czarnej szaty śmierciożercy. Jestem Czarną Panią, a nie jakimś podrzędnym poplecznikiem! Założę sobie kiecuszkę. O! Myślałam, przeglądając w pośpiechu posiadane sukienki. Wybór padł oczywiście na czarną, prostą, do kolan, zwiewną, z rozszerzanym rękawem trzy czwarte, z trójkątnym dekoltem.
Przebrałam się szybko, psiknęłam perfumami, zakładając czarne szpilki i deportowałam się, gdyż ból w nadgarstku zaczynał być bardziej dokuczliwy.
Wylądowałam w salonie przed fotelem ojca.
- Witaj, ojcze. – Skłoniłam się lekko w geście przywitania.
- Siadaj, córko. – Odparł swoim zimnym sykiem.
Usiadłam w ostatnim wolnym fotelu.
Spotkanie jak spotkanie. Nudaaa… Plany podbicia kraju, plany reform w Ministerstwie, zniewolenie mugolów, unicestwienie mugolaków. Zawsze o tym samym…
- Fabian! – Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem wujka Milicenty. – Jak twoja droga bratanica?
Co, przepraszam?
- Obecnie przebywa w mojej posiadłości. – Odpowiedział mężczyzna, usilnie patrząc w podłogę.
- Jej nastawienie?
- Niezmienne, Panie. – Odparł, a na kiwnięcie ojca wstał i wycofał się na swoje miejsce.
Myślałam intensywnie. Mili w domu tego… czegoś? Jakie nastawienie?! Agrrr!!
- Czy mogłabym się dowiedzieć o co chodzi z Milicentą? – Zapytałam cicho, nim ojciec wywołał kolejnego barana ze stada swoich wiernych, ogłupiałych owieczek.
- Większość twoich szkolnych kolegów z twojego rocznika po zakończonym roku szkolnym wstąpi w moje szeregi. – Odparł, patrząc na mnie.
Patrzyłam na niego jak na debila.
- Nie jestem pewna… - Nie dał mi dokończyć, wydając z siebie syk dezaprobaty, jednak nie dałam się zniechęcić. – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. – Ponowiłam wypowiedź o ton głośniej. – Nie za wiele wymagasz od nastolatków? Nie wystarcza ci już ludzi w Hogwarcie? - Mówiłam z ironią w głosie. – Nie sądzisz, że dla dzieci, bo nie oszukujmy się, ja i oni jesteśmy jeszcze dziećmi, zbyt dużym obciążeniem będzie służba u ciebie i obowiązki szkolne?
- Nie dysku… - Zaczął, jednak tym razem ja nie dałam mu skończyć.
Wstałam, patrząc na niego ze złością.
- Będę dyskutować, bo mówimy o ważnych dla mnie ludziach! Jestem Ślizgonką, dlatego przejmuję się przyjaciółmi! Poza tym, to z TWOJEJ inicjatywy zostałam ogłoszona TWOJĄ następczynią, co daje mi prawo głosu, nadane przez CIEBIE. – Mówiłam, akcentując w wypowiedzi jego osobę, gestykulując zawzięcie. – Nie zgadzam się na ich wstąpienie w TWOJE szeregi. Zresztą, skąd ta nagła zmiana zdania? Jeszcze miesiąc temu twierdziłeś, że dasz im czas do końca szkoły. Jesteś babą w ciąży czy jaki chuj?– Palnęłam bez zastanowienia. Moje nerwy powoli puszczały.
Jaszczurka popatrzyła na mnie morderczo. - Nie będę… - Zaczął, wstając.
- Tolerował takiej impertynencji. – Przerwałam, dokończając jego wypowiedź znudzonym głosem. – Tak , tak. Wiem. Słyszałam to już kilka razy.
Syknął groźnie.
- I co? – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Potraktujesz mnie Cruciatusem, czy może od razu Avadą? – Zapytałam przesyconym ironią głosem. – A zresztą! Czym ja się, kurwa przejmuję. – Palnęłam znowu.
Wyciągnął różdżkę, a ja żałowałam, że nie wzięłam swojej. W moją stronę poleciał Cruciatus. Skuliłam się z bólu, jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku.
- Koniec zebrania. – Syknął wściekle.
Śmierciożercy zaczęli znikać jeden po drugim.
- Nie będziesz się do mnie odzywać w ten sposób! – Krzyknął i znów poczułam setki igieł, wbijających się w moje ciało przez co wylądowałam na kolanach.
- Dawaj dalej. – Wystękałam. – Może zrobisz ze mnie potulnego baranka, jak z reszty swoich sługusów. – Mój przesycony bólem głos ociekał ironią.
- Wstawaj. – Warknął. Niespiesznie wykonałam jego polecenie. – Jeśli będziesz odnosić się do mnie z szacunkiem, odwdzięczę się tym samym. – Warczał, syczał czy wszystko naraz, patrząc na mnie nienawistnie.
Stwierdziłam, że to będzie dobry układ. Po cholerę mam się z nim użerać i co trochę lądować na ziemi z bólu?
- Spoko. – Odparłam dalej zła. Jednak opamiętałam się i poprawiłam. – Dobrze, ojcze. – Skinęłam głową jeszcze na znak „szacunku”.
- Teraz, co mówiłaś o wstąpieniu swoich przyjaciół w moje szeregi? – Zmienił temat na powrót, siadając w fotelu i opanowując żądzę mordu.
Patrzyłam lekko zdziwiona, jednak sama usiadłam i zaczęłam swój wywód. – Mówiłam, że dla nastolatka taka odpowiedzialność może być zbyt dużym obciążeniem psychicznym. – Dobierałam słowa ostrożnie. – Z całym szacunkiem, ojcze, Draco nie poradził sobie z twoim zadaniem, co nasuwa pewne wnioski. – Patrzył na mnie z zainteresowaniem. – Nastolatki są z natury rozchwiane emocjonalnie i podatne na stres.
- Co sądzisz o reformach w Ministerstwie? – Zapytał, kiwając twierdząco głową.
Jego pytanie lekko zbiło mnie z tropu. Ja i polityka… Niee…
- Niezbyt znam się na polityce, ojcze. – Zaczęłam wolno, w głowie układając sobie informacje. – Jednak… - Zacięłam się, patrząc na niego niepewnie. Dał mi znać gestem ręki, żebym mówiła dalej. – Jednak działasz zbyt szybko. Ludzie nie lubią gwałtownych i radykalnych zmian.
Kiwnięcie głową.
- Wydaje mi się, że nie wszyscy czarodzieje są świadomi twoich wpływów w Ministerstwie. – Kiwnął potwierdzająco. – Moim zdaniem powinieneś zacząć od zmiany mało istotnych przepisów prawnych, dostosowując je do późniejszych zmian. Co jakiś czas rób krok dalej i niech każdy następny będzie odrobinę większy. Rozumiem twoje ambicje, ale w historii żaden władca postępujący zbyt szybko nie odniósł zamierzonego sukcesu.
- Od dzisiaj masz prawo dzielić się swoimi uwagami na bieżące tematy podczas zebrań. – Powiedział spokojnie lekko zamyślony, po czym wstał.
- Dziękuję, ojcze. – Odpowiedziałam, również wstając i kłaniając się delikatnie.
Po jego wyjściu wróciłam do swojej sypialni. Miałam totalny mętlik w głowie. No kurde… Voldemort… Voldemort! Słuchający rad nastolatki?! Tego jeszcze nie było…
Byłam na tyle zamyślona i zdziwiona, że nie zauważyłam Severusa siedzącego w jednym z foteli w moim pokoju. Dopiero jego głos uświadomił mi jego obecność.
Siedzieliśmy, rozmawiając, dopóki nie wpadła Bellatrix z furią.
- Miałaś… - Jednak widząc Sewerusa siedzącego blisko mnie na moim łóżku, umilkła, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek pełen zadowolenia. – Wybaczcie, gołąbeczki… - Zaczęła jednak nie dałam jej skończyć.
- Po pierwsze: puka się. – warknęłam. – Po drugie: masz się zwracać do mnie z szacunkiem. – Patrzyłam na nią mściwie, a jej uśmiech bladł. – Po trzecie: nie jesteśmy gołębiami. – Warknięcie przerodziło się w syk. – Czego chciałaś?
- Spóźniłaś… - Widząc mój zimny wzrok pełen furii urwała. – Nasze zajęcia się już zaczęły… Pani. – Z trudem przeszło jej to przez gardło, jednak ton jakim wypowiedziała, a raczej wypluła ostatnie słowo nie usatysfakcjonował mnie w najmniejszym stopniu.
- Będę za godzinę. – Warknęłam, machnięciem różdżki wyrzuciłam ją z pokoju i zatrzasnęłam drzwi.
Severus widząc całe zajście, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu pełnego ironii, a oczy błyszczały mu z rozbawienia. Całej sytuacji dopełnił Agustus, który zjawił się chwilę po „wyjściu” Lestrange.
- Pani? – Jego aktorskie pytanie z za uchylonych drzwi uprzedziło pukanie.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Siedzieliśmy w trójkę, śmiejąc się. Augustus nie mógł przeżyć tego, że wyprosiłam Bellatrix w taki sposób.

Po kolejnych zajęciach z Lestrange padłam zmęczona na łóżko i od razu zasnęłam.

1 komentarz:

  1. ahahahahahaha, ostatnia scena mnie powaliła :D szkoda mi Eweliny, że ojciec tak strasznie ją traktuję, ale Voldemort w sumie robi wszystko, żeby to on czerpał korzyści a nie inni :/

    OdpowiedzUsuń