W środku wypowiedzi zapewnię Was, iż obie żyjemy, mamy się względnie dobrze i (mimo małych problemów na tle twórczym) mamy mniej więcej zaszkicowany plan zakończenia, jednak do tego jeszcze trochę.
W szkole uczyli mnie, że środkowa część wypowiedzi ma być najdłuższa, więc korzystając z tego tu miejsca zapraszam Was na bloga Tyśki (na którym są chyba jeszcze większe zaległości, ale jest, co czytać) ;)
W końcowym akapicie nie pozostaje mi nic innego, jak zaproszenie Was do lektury i proszenie o to, żebyście czasem tu zaglądali, a kiedy trzeba ponaglili ;)
Pozdrawiam, Tyśka
Środa
przyniosła interesujące wydarzenia.
Po
kolacji wigilijnej w całej posiadłości Malfoyów panował taki
spokój jak nigdy. Widocznie świąteczna atmosfera wpłynęła na
każdego. Ja wiem! To przez moje choinki!! Jednak nie trwało
to długo.
Gdy
o godzinie ósmej zeszłam do komnaty, w której Bellatrix uczyła
mnie zaklęć, jeszcze zaspana i jedynie na wpół przytomna, czekało
mnie bolesne rozbudzenie i to dosłownie.
ŁUP!
Poczułam
uderzenie zaklęcia i przeleciałam przez drzwi, którymi kilka
sekund wcześniej weszłam, boleśnie uderzając plecami o kant
schodów.
-
Oszalałaś?! – Wydarłam się na kobietę i dobyłam różdżki,
rzucając wszelkimi zaklęciami. Niestety byłam na straconej
pozycji. Lestrange znała więcej zaklęć, była bardziej
doświadczona i wręcz opętana przez czarną magię. Nie miałam
przy niej szans jako początkująca adeptka.
Kobieta
śmiała się opętańczo, rzucając klątwami pod dziwnym kątem.
Ledwo nadążałam się bronić odpowiednimi zaklęciami tarczy. Nie
miałam jak przejść do ofensywy.
Moje
nerwy na samą siebie i na Bellatrix rosły z każdym zaklęciem, ale
to posłana w moją stronę Avada, którą ominęłam o milimetr
rozwścieczyła mnie najbardziej.
-
Przegięłaś. – Wysyczałam. Kobieta zbladła lekko i nie zdążyła
zareagować, gdy w jej stronę poleciało pierwsze czarno magiczna
klątwa.
Tym
razem to Lestrange nie miała zbyt dużych możliwości do ataku.
Czułam jak magia pulsuje w całym moim ciele, szukając możliwości
rozładowania napięcia. Zaklęcie za zaklęciem. Magia biała
wymieszana z czarną. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie
potknęłam się o swoje nogi i straciłam równowagę, co uwolniło
mnie z dziwnego transu.
Gdy
uświadomiłam sobie, co się działo usiadłam na ziemi i skuliłam.
-
Wstawaj. Nie skończyłyśmy jeszcze. – Powiedziała tym swoim
piskliwym głosikiem.
-
Wyjdź. – Mój głos był pełen różnych emocji, jednak ton
należał do tych, którym się nie sprzeciwia. Po zamknięciu się
za kobietą drzwi zawołałam skrzata z prośbą sprowadzenia
Severusa. Byłam roztrzęsiona.
Wszedł
do pomieszczenia, nic nie mówiąc. Jedynie usiadł obok mnie i
przytulił opiekuńczo.
-
Nie chce być taka jak on… Nie wiem, co się ze mną dzieje… Nie
widziałeś… To było straszne. – Szeptałam w jego klatkę
piersiową.
-
Pokaż. – Odparł, a ja rozumiejąc o co chodzi, spojrzałam w jego
oczy.
-
Idiotka. – Warknął po chwili, opuszczając mój umysł.
Popatrzyłam na niego z pytaniem. – Chodź.
Przenieśliśmy
się do mojej sypialni. Skuliłam się na jednym z foteli, natomiast
Sewerus zajął drugi.
-
Jesteś podatna na opętanie czarną magią bardziej niż inni, przez
twoje więzy krwi. – Powiedział spokojnie. – Pamiętaj, że
każda magia pozostawia w nas ślad. Tak samo czarna, jak i biała
stają się nieodłączną częścią czarodzieja. Większość
starych rodów para się czarną magią, przekazując zdolność do
jej przyswajania z pokolenia na pokolenie. Zwykłemu mugolakowi
znacznie trudniej jest się nauczyć zaklęć z tej dziedziny niż
czystokrwistemu lub wywodzącemu się z rodu czystokrwistych. Bella
jest idiotką, doprowadzając cię do furii podczas nauki zaklęć.
Zapewne chciała sprawdzić, na ile podatna na czarną magię jesteś.
Nie wiem, jaki miała w tym cel, ale obiecuję, że więcej do takiej
sytuacji nie dojdzie. Jest niebezpieczna dla twojego zdrowia zarówno
fizycznego, jak i psychicznego.
Podczas
całego monologu mężczyzny siedziałam wpatrzona w kominek,
słuchając uważnie.
-
Czyli Jaszczurka przekazała mi w DNA większe prawdopodobieństwo do
opętania czarną magią? – Odpowiedzią było kiwnięcie głową
profesora. – Zajebiście. – Mruknęłam i wpakowałam się na
kolana przyszłemu narzeczonemu. – Dlaczego czuję się teraz taka…
Wypompowana… Taka pusta w środku? – Zapytałam w zagłębienie
jego szyi.
-
To skutek nadmiernego zgromadzenia magii i nierozładowania napięcia.
– Odparł, głaszcząc mnie po głowie i plecach. –
Prawdopodobnie musiałabyś rzucić niewybaczalne, żeby teraz nie
odczuwać efektów. Jednak dobrze się stało, że potknęłaś się
o własne nogi. – W ostatnim zdaniu słychać było ironię, jednak
nie tą szyderczą, na co zaśmiałam się delikatnie.
Siedzieliśmy
tak chwilę w ciszy. W pewnym momencie nasze znaki „ożyły”.
Severus teleportował się z mojego pokoju, natomiast ja wpadłam do
garderoby. Nie chciałam zakładać tej okropnej czarnej szaty
śmierciożercy. Jestem Czarną Panią, a nie jakimś podrzędnym
poplecznikiem! Założę sobie kiecuszkę. O! Myślałam,
przeglądając w pośpiechu posiadane sukienki. Wybór padł
oczywiście na czarną, prostą, do kolan, zwiewną, z rozszerzanym
rękawem trzy czwarte, z trójkątnym dekoltem.
Przebrałam
się szybko, psiknęłam perfumami, zakładając czarne szpilki i
deportowałam się, gdyż ból w nadgarstku zaczynał być bardziej
dokuczliwy.
Wylądowałam
w salonie przed fotelem ojca.
-
Witaj, ojcze. – Skłoniłam się lekko w geście przywitania.
-
Siadaj, córko. – Odparł swoim zimnym sykiem.
Usiadłam
w ostatnim wolnym fotelu.
Spotkanie
jak spotkanie. Nudaaa… Plany podbicia kraju, plany reform w
Ministerstwie, zniewolenie mugolów, unicestwienie mugolaków. Zawsze
o tym samym…
-
Fabian! – Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem wujka Milicenty.
– Jak twoja droga bratanica?
Co,
przepraszam?
-
Obecnie przebywa w mojej posiadłości. – Odpowiedział mężczyzna,
usilnie patrząc w podłogę.
-
Jej nastawienie?
-
Niezmienne, Panie. – Odparł, a na kiwnięcie ojca wstał i wycofał
się na swoje miejsce.
Myślałam
intensywnie. Mili w domu tego… czegoś? Jakie nastawienie?! Agrrr!!
-
Czy mogłabym się dowiedzieć o co chodzi z Milicentą? –
Zapytałam cicho, nim ojciec wywołał kolejnego barana ze stada
swoich wiernych, ogłupiałych owieczek.
-
Większość twoich szkolnych kolegów z twojego rocznika po
zakończonym roku szkolnym wstąpi w moje szeregi. – Odparł,
patrząc na mnie.
Patrzyłam
na niego jak na debila.
-
Nie jestem pewna… - Nie dał mi dokończyć, wydając z siebie syk
dezaprobaty, jednak nie dałam się zniechęcić. – Nie jestem
pewna, czy to dobry pomysł. – Ponowiłam wypowiedź o ton
głośniej. – Nie za wiele wymagasz od nastolatków? Nie wystarcza
ci już ludzi w Hogwarcie? - Mówiłam z ironią w głosie. – Nie
sądzisz, że dla dzieci, bo nie oszukujmy się, ja i oni jesteśmy
jeszcze dziećmi, zbyt dużym obciążeniem będzie służba u ciebie
i obowiązki szkolne?
-
Nie dysku… - Zaczął, jednak tym razem ja nie dałam mu skończyć.
Wstałam,
patrząc na niego ze złością.
-
Będę dyskutować, bo mówimy o ważnych dla mnie ludziach! Jestem
Ślizgonką, dlatego przejmuję się przyjaciółmi! Poza tym, to z
TWOJEJ inicjatywy zostałam ogłoszona TWOJĄ następczynią, co daje
mi prawo głosu, nadane przez CIEBIE. – Mówiłam, akcentując w
wypowiedzi jego osobę, gestykulując zawzięcie. – Nie zgadzam się
na ich wstąpienie w TWOJE szeregi. Zresztą, skąd ta nagła zmiana
zdania? Jeszcze miesiąc temu twierdziłeś, że dasz im czas do
końca szkoły. Jesteś babą w ciąży czy jaki chuj?– Palnęłam
bez zastanowienia. Moje nerwy powoli puszczały.
Jaszczurka
popatrzyła na mnie morderczo. - Nie będę… - Zaczął, wstając.
-
Tolerował takiej impertynencji. – Przerwałam, dokończając jego
wypowiedź znudzonym głosem. – Tak , tak. Wiem. Słyszałam to już
kilka razy.
Syknął
groźnie.
-
I co? – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Potraktujesz mnie
Cruciatusem, czy może od razu Avadą? – Zapytałam przesyconym
ironią głosem. – A zresztą! Czym ja się, kurwa przejmuję. –
Palnęłam znowu.
Wyciągnął
różdżkę, a ja żałowałam, że nie wzięłam swojej. W moją
stronę poleciał Cruciatus. Skuliłam się z bólu, jednak nie
wydałam z siebie żadnego dźwięku.
-
Koniec zebrania. – Syknął wściekle.
Śmierciożercy
zaczęli znikać jeden po drugim.
-
Nie będziesz się do mnie odzywać w ten sposób! – Krzyknął i
znów poczułam setki igieł, wbijających się w moje ciało przez
co wylądowałam na kolanach.
-
Dawaj dalej. – Wystękałam. – Może zrobisz ze mnie potulnego
baranka, jak z reszty swoich sługusów. – Mój przesycony bólem
głos ociekał ironią.
-
Wstawaj. – Warknął. Niespiesznie wykonałam jego polecenie. –
Jeśli będziesz odnosić się do mnie z szacunkiem, odwdzięczę się
tym samym. – Warczał, syczał czy wszystko naraz, patrząc na mnie
nienawistnie.
Stwierdziłam,
że to będzie dobry układ. Po cholerę mam się z nim użerać i co
trochę lądować na ziemi z bólu?
-
Spoko. – Odparłam dalej zła. Jednak opamiętałam się i
poprawiłam. – Dobrze, ojcze. – Skinęłam głową jeszcze na
znak „szacunku”.
-
Teraz, co mówiłaś o wstąpieniu swoich przyjaciół w moje
szeregi? – Zmienił temat na powrót, siadając w fotelu i
opanowując żądzę mordu.
Patrzyłam
lekko zdziwiona, jednak sama usiadłam i zaczęłam swój wywód. –
Mówiłam, że dla nastolatka taka odpowiedzialność może być zbyt
dużym obciążeniem psychicznym. – Dobierałam słowa ostrożnie.
– Z całym szacunkiem, ojcze, Draco nie poradził sobie z twoim
zadaniem, co nasuwa pewne wnioski. – Patrzył na mnie z
zainteresowaniem. – Nastolatki są z natury rozchwiane emocjonalnie
i podatne na stres.
-
Co sądzisz o reformach w Ministerstwie? – Zapytał, kiwając
twierdząco głową.
Jego
pytanie lekko zbiło mnie z tropu. Ja i polityka… Niee…
-
Niezbyt znam się na polityce, ojcze. – Zaczęłam wolno, w głowie
układając sobie informacje. – Jednak… - Zacięłam się,
patrząc na niego niepewnie. Dał mi znać gestem ręki, żebym
mówiła dalej. – Jednak działasz zbyt szybko. Ludzie nie lubią
gwałtownych i radykalnych zmian.
Kiwnięcie
głową.
-
Wydaje mi się, że nie wszyscy czarodzieje są świadomi twoich
wpływów w Ministerstwie. – Kiwnął potwierdzająco. – Moim
zdaniem powinieneś zacząć od zmiany mało istotnych przepisów
prawnych, dostosowując je do późniejszych zmian. Co jakiś czas
rób krok dalej i niech każdy następny będzie odrobinę większy.
Rozumiem twoje ambicje, ale w historii żaden władca postępujący
zbyt szybko nie odniósł zamierzonego sukcesu.
-
Od dzisiaj masz prawo dzielić się swoimi uwagami na bieżące
tematy podczas zebrań. – Powiedział spokojnie lekko zamyślony,
po czym wstał.
-
Dziękuję, ojcze. – Odpowiedziałam, również wstając i
kłaniając się delikatnie.
Po
jego wyjściu wróciłam do swojej sypialni. Miałam totalny mętlik
w głowie. No kurde… Voldemort… Voldemort! Słuchający rad
nastolatki?! Tego jeszcze nie było…
Byłam
na tyle zamyślona i zdziwiona, że nie zauważyłam Severusa
siedzącego w jednym z foteli w moim pokoju. Dopiero jego głos
uświadomił mi jego obecność.
Siedzieliśmy,
rozmawiając, dopóki nie wpadła Bellatrix z furią.
-
Miałaś… - Jednak widząc Sewerusa siedzącego blisko mnie na moim
łóżku, umilkła, a na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek
pełen zadowolenia. – Wybaczcie, gołąbeczki… - Zaczęła jednak
nie dałam jej skończyć.
-
Po pierwsze: puka się. – warknęłam. – Po drugie: masz się
zwracać do mnie z szacunkiem. – Patrzyłam na nią mściwie, a jej
uśmiech bladł. – Po trzecie: nie jesteśmy gołębiami. –
Warknięcie przerodziło się w syk. – Czego chciałaś?
-
Spóźniłaś… - Widząc mój zimny wzrok pełen furii urwała. –
Nasze zajęcia się już zaczęły… Pani. – Z trudem przeszło
jej to przez gardło, jednak ton jakim wypowiedziała, a raczej
wypluła ostatnie słowo nie usatysfakcjonował mnie w najmniejszym
stopniu.
-
Będę za godzinę. – Warknęłam, machnięciem różdżki
wyrzuciłam ją z pokoju i zatrzasnęłam drzwi.
Severus
widząc całe zajście, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu
pełnego ironii, a oczy błyszczały mu z rozbawienia. Całej
sytuacji dopełnił Agustus, który zjawił się chwilę po „wyjściu”
Lestrange.
-
Pani? – Jego aktorskie pytanie z za uchylonych drzwi uprzedziło
pukanie.
Nie
mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Siedzieliśmy w trójkę, śmiejąc się. Augustus nie mógł przeżyć
tego, że wyprosiłam Bellatrix w taki sposób.
Po
kolejnych zajęciach z Lestrange padłam zmęczona na łóżko i od
razu zasnęłam.
ahahahahahaha, ostatnia scena mnie powaliła :D szkoda mi Eweliny, że ojciec tak strasznie ją traktuję, ale Voldemort w sumie robi wszystko, żeby to on czerpał korzyści a nie inni :/
OdpowiedzUsuń