czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 33

Witajcie!
Chciałam dodać rozdział wczoraj, ale nie wzięłam laptopa do dziadków. Dlatego dodaję dzisiaj.
Nie przedłużając, życzę spokojnych Świąt, szampańskiego Sylwestra oraz zdrowia, szczęścia i pogody ducha w Nowym Roku 2014!
Miłego czytania.
Tyśka


To było tak spontaniczne i tak mało podobne do mnie, że nawet Dexter się zdziwił. Opuściłam głowę i spojrzałam w bok. Draco puścił mnie i usiadł obok kanapy. Już otwierał usta, gdy ktoś inny się odezwał.
-No! Nareszcie! Długo wyczekiwana para Slytherinu razem! – Tuż koło nas wydarł się Blaise, ale na szczęście nikogo innego nie było w Pokoju Wspólnym. Zanim zdążył gdzieś pójść, Dexter podhaczył go i Chemik upadł jak długi na podłogę.
-Co…?
-Nie mów nikomu. – Zaczął Malfoy.
-Proszę, Chemik. – Dodałam cicho.
-Ahaa… okej… Czyli tylko ja wiem?
-Ale o czym wiesz? – Wyszczerzył się Draco, puszczając Zabiniego i siadając na kanapie.
-O was.
-Ale, że co o nas? Przecież każdy wie, że jesteśmy Ślizgonami. – Uśmiechnęłam się słodko i niewinnie, całkiem jak Mopsica.
Chemik mierzył nas spojrzeniem, ale już nic nie mówił. Wstałam i nie odzywając się, poszłam do dormitorium. Od razu wbiegłam do łazienki, rozebrałam i wbiegłam pod prysznic. Woda spływała z włosów i całego ciała z szumem, a ja cicho płakałam. Dlaczego to zrobiłam? To był tylko impuls, ale był. 
Dziewczyny szykowały się, śmiały i rozmawiały. Zebrałam się i wyszłam do nich uśmiechnięta, jak zwykle.

Tydzień minął szybko. W piątek wyszliśmy do Hogsmeade. W tym roku wychodziłam poza szkolne mury po raz pierwszy. Przede wszystkim zdziwiła mnie długa kolejka i Filch, który sprawdzał, czy wszyscy mają podpisane zwolnienia. 
Dexter uprzedził mnie w czwartek, że jest  to potrzebne, dlatego w piękny sposób podrobiłam podpis pani Mooden  z Merlina. Znałam jej pismo wręcz doskonale, dlatego przy wyjściu nie było żadnego problemu.
Wypiliśmy po kuflu piwa kremowego, a potem ruszyliśmy w poszukiwaniu prezentów. Nie kupowałam przy nich niczego; nie chciałam, aby było cokolwiek widać. Z doborem podarunków pomoże mi, oczywiście, Dexter. Już z nim rozmawiałam i zgodził się.
Żadne z nas nie wracało do tematu pocałunku i chyba obojgu było to na rękę. Chemik rzucał nam niekiedy urażone spojrzenia, ale zazwyczaj się po tym uśmiechał.  Elita na szczęście nie zauważyła nic dziwnego, chociaż może nie dawali tego po sobie poznać.
Po powrocie wszyscy byli zmęczeni, ale raźnie ruszyliśmy na kolację. Ewelina powiedziała, żeby przygotować się do wstania z miejsc, ale nikt z nas nie wiedział o co chodzi. Nagle wstała i wdrapała się na stół. Patrzyliśmy na nią lekko przerażeni, ale Dumbledore skinął głową i Pazur zaczęła swoją przemowę. Gdy powtórzyła „Zdrowie!”, wstaliśmy i wspólnie wznieśliśmy puchary z sokiem dyniowym na toast.
Mili i Pazur pakowały się wieczorem, na jutrzejszy, sobotni wyjazd, a ja czytałam książkę. W końcu Ewelina zapytała, czemu się nie pakuję. Odpowiedziałam, że zostaję w zamku. 
To miały być pierwsze samotne święta w moim życiu. Zwykle o tej porze w Merlinie choinka była już ubrana, prezenty przygotowane, a uczniowie i nauczyciele w podniosłych, radosnych nastrojach. Odpuszczano nam zajęcia i organizowano zabawy w grupach. Starsi wypiekali ciastka, a młodsi ozdabiali podwórka. Tak, tęskniłam za Merlinem, ale nie chciałabym tam teraz wracać. Za bardzo przywykłam do Hogwartu i Ślizgonów.
Rano odprowadziłam ich wraz z Dexterem do powozów z testralami. Machaliśmy im, dopóki nie zniknęli nam z widoku. Wracaliśmy ramię w ramię, zaczął prószyć śnieg, po chwili wszystko zbielało, nawet powietrze zmętniało. Coraz trudniej się szło, więc Dexter wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją mocno.
Usłyszałam kroki z tyłu i odwróciłam się. Za nami szło coś wielkiego i niesamowicie sapało. Z wrażenia przystanęłam. Draco odwrócił się. Jednocześnie wyciągnęliśmy różdżki.
-O holibka! Lucy, Malfoy! Nie straszcie tak! – Wydarł się Hagrid, a ja po prostu westchnęłam z ulgą. Schowałam różdżkę.
-To ty nas wystraszyłeś, Hagridzie! – Krzyknęłam do niego.
Po chwili półolbrzym nas minął i poszedł prosto do swojej chatki. Draco dopiero teraz schował różdżkę. Patrzył przy tym ponurym wzrokiem w stronę odchodzącego. Schyliłam się i zebrałam w dłonie zimny śnieg. Szybko uformowałam z nich kulkę, odeszłam cicho do przodu i kiedy Dexter odwrócił się w moją stronę, rzuciłam go kulką. Dostał prosto w twarz. Posłał mi lodowate spojrzenie, ale ruszyłam przed siebie w stronę zamku. Śnieg tłumił wszystkie dźwięki, więc nie usłyszałam kroków blondyna. Rzucił we mnie kulką z bliskiej odległości i nim zdążyłam się odwrócić, popchnął na śnieg. Oboje upadliśmy. Dexter próbował mnie natrzeć, ale cały czas się wyrywałam. Śmiałam się, a Draco razem ze mną. 
-Ach, wy gnojki! Wracać do środka, bo nie wpuszczę! – Znikąd rozległ się lekko zachrypnięty głos Argusa Filcha. 
Oboje spojrzeliśmy na kociego maniaka. Patrzył na nas z dezaprobatą w oczach. Wstaliśmy powoli, otrzepaliśmy płaszcze i weszliśmy z godnością do zamku. Filch sapnął za nami. 
-Ach, ile bym dał za możliwość wychłostania takich… uczniów, którzy łamią regulaminy…-
Nie usłyszałam dalszej wypowiedzi Filcha, ponieważ weszliśmy do Wielkiej Sali. Znowu cztery długie stoły zamieniono w czteroosobowe stoliczki. Na obiedzie było mało uczniów, chociaż myślałam, że mniej osób zostanie na święta w zamku. Usiedliśmy w rogu, a stolik sam nakrył się tym, co chcieliśmy zjeść. Zabraliśmy się do pałaszowania, kiedy podszedł do nas dyrektor.
-Witajcie, kochani. Widzę, że pan Malfoy postanowił zostać w zamku na święta?
-Miałem taki kaprys. – Odparł Dexter z nutą wyższości w głosie.
-Dobrze, dobrze. Smacznego. – Uśmiechnął się do nas, ale jego oczy badały nasze zachowanie.
-Czy coś się stało, panie dyrektorze? – Zapytałam, uśmiechając się z lekkim wymuszeniem.
-Chciałem tylko poinformować, że większość profesorów wyjechała. Właściwie została tylko profesor Sprout, profesor Trelawney, profesor Flitwirck i ja. W związku z tym bardzo proszę o zachowanie rozsądku i powstrzymywanie się od zamieszek. W Hogwarcie zostało wielu siódmoklasistów, którzy zamiast spędzać czas z rodziną, wybrali naukę.
Natychmiast przypomniałam sobie o Derecku Mealise. A dokładniej o obietnicy, że będziemy się razem uczyć. Nic nie dałam jednak po sobie poznać, nawet gdy dyrektor patrzył mi się prosto w oczy. Uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam do Dextera.
-W takim razie postaramy się nie hałasować i oboje też się pouczymy.
-Dajcie spokój, Lucy. Święta to czas radości, a nie moment, w którym wszyscy nagle otwierają książki.
Zapewne miało być to swego rodzaju żartem, nie mniej jednak ani mnie, ani Dextera nie rozbawił. Dumbledore odszedł męczyć innych pozostałych w zamku uczniów. Szybko zjadłam i wstałam. Zobaczyłam Derecka z jakąś dziewczyną. Wydawał się smutny, a dziewczyna obok cały czas paplała. 
-Draco, zaraz wracam.
Podeszłam do stolika i dość nieelegancko chrząknęłam.
-Cześć, Dereck. – Uśmiechnęłam się, a lalunia spojrzała na mnie gniewnie.
-O, Lucy. – Oczy chłopaka się ożywiły.
-Co to za reakcja, Der? – Zapytała podejrzliwie dziewczyna.
-Ach, wybacz moją impertynencję. – Spojrzałam na nią z wyraźną wyższością. – Jestem Lucy Evans, szósty rok.
-Vika Leasly. – Przedstawiła się krótko. Zmierzyłam ją wzrokiem i odwróciłam się do chłopaka.
-Może jutro pójdziemy razem do biblioteki i pouczymy się? – Zapytałam dość pewnym tonem.
Dereck spuścił wzrok, a potem powoli go na mnie podniósł.
-Dobrze. Na dziewiątą?
-Jak dla mnie, nie ma problemu. Do jutra, Dereck. Na razie… Vika.  – Odeszłam od ich stolika, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć głos laluni.
-Dereck! Jak mogłeś? Przecież umówiłeś się na jutro ze mną! Miałeś mi dawać korki…
Wróciłam do stolika szczęśliwa i uśmiechnięta.
-Chodź, obiboku! – Popędziłam go i ruszyłam do drzwi. Dexter dogonił mnie i otworzył przede mną drzwi. Podziękowałam skinieniem głowy i wesołym krokiem szłam do dormitorium.
Dexter, oczywiście, mi się przyglądał. Gdy w końcu dotarliśmy do pustego Pokoju Wspólnego, odwróciłam się do niego.
-No co?
-Nic.
-Merlinie, Malfoy, wyduś to z siebie!
-Ja…  - ruszył do przodu, zmuszając mnie do cofania się – jestem po prostu… - znów kolejne kilka kroków – bardzo, ale to bardzo o kogoś zazdrosny. – Wyszeptał mi niemal do ucha.
-O co niby miałbyś być zazdrosny?
-Bo ta osoba zostawiła mnie samego z obiadem i poszła do innego. I wróciła od niego cała rozpromieniona – Draco mówił z wyrzutem do mojego ucha. – Naprawdę nie chciałem, ale – znów kolejne kroki i już stałam pod ścianą – poczułem nieznośnie mocne odczucie, że tę osobę powinienem uświadomić, nie sądzisz?
-Draco… o co ci chodzi-
-Przecież wiesz. Mówiłem ci, jak byłaś w szpitalu, że mi się podobasz. Że tylko z tobą mogę normalnie pogadać. Jesteś naprawdę śliczną dziewczyną, a ja jestem chłopakiem. Chyba nie muszę tłumaczyć ci tego rodzaju stosunków?
-Oczywiście, że nie. Ale jeśli potrzebujesz-
-Mogę to mieć od każdej.
-Więc po co ci ja? Nie musisz ze mną spędzać świąt. To nie Japonia!
Dexter zrobił głupią minę. Warknęłam.
-Grr! W Japonii 25 grudnia spędza się z osobą, którą się kocha! – Odwróciłam się i wyszłam. Było całkiem ciemno na korytarzach. Oświetliłam sobie drogę różdżką, a postacie w portretach fukały na mnie gniewnie.
-Zgaś tę różdżkę! Ludzie chcą spać!
-Co za niewychowany oberwaniec!
-Patrzcie, szlamowata dziewczyna szwenda się po korytarzach!
-Dalibyście już spokój. – Mruknęłam. Akurat przechodziłam obok portretu wysokiego i szczupłego,  czarnowłosego jegomościa.
-Niektórzy są zazdrośni. – Odezwał się zimnym tonem. – Przede wszystkim o młodość, panno Evans.
-Z niektórymi na kilka godzin mogłabym się zamienić. – Warknęłam i poczułam na sobie spojrzenie jego czarnych oczu. Przypatrywał mi się wnikliwie, przez co poczułam się dość głupio. – Coś się stało? – Zapytałam uprzejmie.
-Ależ nic, nic, panno Evans. Proszę dalej podążać swoimi ścieżkami. Jednak proszę pamiętać, że może to doprowadzić panią do zguby.
-Zgaś te cholerne światło! – Wydarł się portret obok. – A ty, Black, zamknij się!
-Co po nazwisku, to po pysku. – Mruknął Black. Uśmiechnęłam się i poszłam dalej. 
Po rozmowie z portretem stwierdziłam, że się już nie gniewam na Dextera, a złość mnie opuściła. Zrobiłam wielkie koło, przechodząc obok biblioteki. Zatrzymałam się, słysząc głosy zza rogu.
-… I wiesz co on jej powiedział? Że nie ma problemu! I jeszcze sam zaoferował godzinę!
-Vika, uspokój się. – Odpowiedział męski głos. – Mogę z nim pogadać.
-Sama mogę z nim pogadać, ale Dereck jest delikatny i wstydliwy. Chciałabym upokorzyć go tak, aby się nie pozbierał. Ale może nie tyle jego, co tę durną Evans!
Wyszłam zza rogu. Vika siedziała obok chłopaka, z którym byłam zmuszona zamienić kiedyś kilka zdań. Oboje spojrzeli na mnie, a ja jedynie spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się złośliwie.
-Dobranoc, spiskowcy. – Powiedziałam im jedynie na odchodnym. Usłyszałam, że mnie wołali, ale co mi mogli zrobić? Nie wyglądali na zbyt inteligentnych, mimo że byli na siódmym roku.
Weszłam do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Dextera już nie było. Wdrapałam się do swojego dormitorium. Poszłam się szybko umyć. Położyłam się z mokrymi włosami, a czyjeś ciepłe ręce mnie objęły.
-Przepraszam. – Mruknęłam.
-Przeprosiny przyjęte. – Mruknął blondyn w moje włosy. – Wybaczam.
Uśmiechnęłam się w ciemności.

*****

Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele, gdy siedziałam na kanapie w prywatnym salonie Severusa, wpatrując się w kominek i popijając pyszną owocową herbatę.
- Jak zamierzasz dostać się do rezydencji Malfoy’ów na przerwę świąteczną ? – Miękki głos mojego przyszłego narzeczonego wyrwał mnie z „zawieszenia”.
- Właściwie, to nie wiem. – Odpowiedziałam, prostując nogi i opierając je na udach mężczyzny. – Myślałam nad podróżą pociągiem, jednak nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
- Dlaczego nie? Jedź. Spędzisz trochę czasu z rówieśnikami. Może w końcu wznowisz znajomość z Potterem. – Ostatnie zdanie wypowiedział z niewielką dozą jadu.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? – Podchwyciłam i przysunęłam się do niego.
- Zależy mi na tym, by moja narzeczona była pełna rozumu i nie zajmowała się błahymi kłótniami. – Odpowiedział, ironizując.
- Dobrze, dobrze. – Przytaknęłam w sposób irytujący większość ludzi, Snape jednak przewrócił oczami i wpatrywał się we mnie lekko zmartwionym spojrzeniem.

Tydzień zleciał szybko i monotonnie. W piątek przed wyjazdem większości uczniów z zamku, zostało zorganizowane wyjście do Hogsmeade. Na początek, wyprawę zaczęliśmy od wypicia Kremowego Piwa w Trzech Miotłach.
- No to zdrowie, moi kochani, za udany rok! – Oznajmiłam w towarzystwie całej Elity Slytherinu. Przyjęli moją propozycje z dość głośnym entuzjazmem, co przyciągnęło wzrok większości zgromadzonych uczni. Złapałam spojrzenia Elity Gryfońskiej w towarzystwie Luny. Patrząc na nich, wymownie kiwnęłam w ich stronę kuflem z Kremowym Piwem. Ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, jednak zgodnie z oczekiwaniem, Potter i spółka odwzajemnili gest. – No ! Czas iść na zakupy !! – Wypiłam piwo jednym duszkiem i odstawiłam kufel, uderzając mocno w stolik. Razem z Mili i Lucy zebrałyśmy się i poszłyśmy na polowanie!
Po sklepach łaziłyśmy kilka godzin. Nie miałam za grosz pomysłu, co kupić znajomym czy rodzinie.
Przedostałyśmy się na ulicę Pokątną, gdzie jakoś udało mi się sprostać zadaniu. Ograniczyłam wydatki na prezenty do rodziców, moich kochanych dziewczyn i chłopaków. No, oczywiście, nie mogłam zapomnieć o Severusie i Jaszczurce. Reszcie ludzi, którzy byli mi bliscy lub pomocni postanowiłam sprezentować przepyszne słodycze z Miodowego Królestwa lub jakieś psotne zabawki ze sklepu Weasley’ów.
W Esach i Floresach udało mi się znaleźć dobrą książkę kucharską dla mamy i kryminał dla taty. Nie będę ich inaczej nazywać. W końcu przez 17 lat znosili mój wstrętny charakter.
Severusowi sprezentowałam butelkę dobrego indyjskiego białego półsłodkiego wina. Nie było jakieś wiekowe, jednak z opisu na buteleczce oraz próbce, którą zaproponował mi do skosztowania sprzedawca, nie mogłam odmówić mu takiej przyjemności dla jego wyrafinowanego podniebienia.
Milicencie oraz Lucy postanowiłam podarować coś, co będą miały na dłużej. Z moich obserwacji wynikało, że panna Bulstrode uwielbia wszelkiego rodzaju malutkie, skromne i świecące kolczyki, natomiast panna Evans na co dzień nosiła łańcuszki. I właśnie dlatego zdecydowałam się na niewielkie kolczyki w kształcie „płatków śniegu” wykonane z cyrkonii i białego srebra dla Mili, a dla Lucy łańcuszek z przywieszką idealnie pasującą do kolczyków.
Jeśli chodzi o chłopaków postawiłam na klasykę.
Dexterowi, jako szukającemu Slytherinu wybrałam spinki do mankietów w kształcie i kolorystyce złotego znicza. Sama kula znicza wykonana była z żółtego złota, jednak skrzydełka wykonane zostały ze złota białego z dodatkiem delikatnych niewielkich cyrkonii.
Naszemu kochanemu Chemikowi postanowiłam wybrać spinki w kształcie podkowy z białego złota.
Spinki w kształcie kluczy wiolinowych wydawały mi się najbardziej pasujące do Teodora. Był cichym fascynatem muzyki klasycznej.
Dla Daniela… I tu malutki psikus! Panu Daviesowi podaruję spinki z kształtną nagą kobietą. Ale się ucieszy! Hehe.
Największy problem miałam z Jaszczurką… Kompletnie nie wiedziałam, co mu kupić… Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam ze stara dobra Whisky będzie odpowiednia dla tak… Ważnego… I wiekowego… Mężczyznopodobnego osobnika.

*****

To, co zobaczyłem podczas piątkowej kolacji przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Siedząc przy stole nauczycielskim razem z innymi profesorami, patrzyliśmy w osłupieniu na wdrapującą się na środek stołu Slytherinu Riddle’ównę.
Nagła cisza zaległa, gdy tylko ludzie spostrzegli małą blondyneczkę, stojącą na stole między półmiskiem z pieczonymi ziemniakami a wołowiną w sosie grzybowym.
- Dzięki, że jest cicho. – Powiedziała, wcale specjalnie nie podnosząc głosu. – Proszę wybaczyć, profesorowie, moje niekulturalne zachowanie, jednak nie chciałam stać odwrócona do państwa tyłem, co niestety miałoby miejsc, gdybym wyszła na środek Sali. – Usprawiedliwiła się, patrząc po nauczycielach i zatrzymując wzrok dłużej na dyrektorze. Kiedy ten skinął głową, uśmiechnęła się szeroko i schyliła po puchar. – Moi drodzy! – Powiedziała, unosząc kielich. – Koleżanki, koledzy, profesorowie. Z racji tego, iż nie spotkamy się w takim gronie ani w noc wigilijną, ani Sylwestrową, chciałam wznieść toast i napić się tego pysznego soku z dyni z wami wszystkimi. – Mówiła lekko ironicznie, jednak dało się wyczuć w niej szczerość. – Zdrowie, moi drodzy. Wypijmy za cały dobiegający końca rok. Za przyjaźnie, te chwilowe, jak i te trwałe. Za miłości, wielkie, jak i przelotne zauroczenia pełne namiętności i pasji. Za ludzi, na których można liczyć, jak i za tych którzy podkładają nam nogi, bo bez nich nie byłoby tych pierwszych. – Po Sali rozeszły się ciche śmiechy. – Za możliwość łamania zasad i ponoszenia tego konsekwencji. Za odwagę do wyrażenia własnego zdania i jego obrony, lojalność, zrozumienie, akceptację. – Podniosła wyżej puchar. – Zdrowie!
Po Sali rozległ się szum i wszyscy jak jeden mąż wstali i powtarzając „zdrowie”, przechylili swoje puchary.
- Panna Riddle, zdaje się zjednywać uczni. – Mówił Dumbledore, gdy razem z Minerwą wychodziliśmy z Wielkiej Sali zaraz po uczcie. – Byłaby dobra na stanowisku dyrektora. – Zachichotał jak dziecko z własnego żartu.

*****

Podczas pakowania rzeczy zobaczyłam, że Lucy siedzi z jakąś książką.
- Czemu się nie pakujesz? – Zapytałam lekko zdziwiona.
- Zostaję w zamku na święta. – Wiadomość mnie zasmuciła. Dotarło do mnie, że Lucy nie ma żadnej rodziny…
- Chcesz może… - Urwałam, gdy tylko uświadomiłam sobie, co chciałam zaproponować.
- To jednak zły pomysł. – Powiedziałyśmy wszystkie trzy na raz, co rozluźniło atmosferę.
Podczas jazdy powozami na stację dowiedziałam się, że Dextera również nie będzie na święta, jednak pojawi się na balu. To dobrze. Przynajmniej Evansówna będzie miała towarzystwo ( szatański uśmiech).
Podróż pociągiem przebiegła dość ciekawie…
Mianowicie szukałam wolnego przedziału i nie zauważyłam niewielkiej rudej osóbki, pędzącej na mnie.
- Przepraszam. – Bąknęła Ginny, kiedy na siebie wpadłyśmy. Uśmiechnęłam się jedynie i zauważając wolny przedział, weszłam szybko.
- Ludzie! – Krzyknęłam przez okno, machając do elity. Ci szybko władowali bagaże i przecisnęli się przez tłumy uczniów.
- Niee, no, Riddle! – Jęknął Teo. – Jak mogłaś zająć przedział w tak nieprzyjemnym sąsiedztwie? – Mówił skrzywiony, ostentacyjnie wskazując przedział naprzeciwko naszego.
Zaśmiałam się, gdy uświadomiłam sobie na czyją obecność naraziłam obie strony. – Cześć, Sheller! – Pomachałam mu z szerokim uśmiechem. Ten pokręcił głową i kiwną nią w moją stronę. – No co się czepiacie? – Wystawiłam język do przyjaciół. – Macie wolny przedział? Macie. Więc jest git majonez.
Siedzieliśmy, gadaliśmy, przychodzili inni członkowie Elity i przez jakiś czas raczyli nas swoim towarzystwem. Wszystko było okej do czasu, gdy Derric natknął się na Strix między przedziałami.
- Witaj, Sówko. – Mruknął, szarmancko się kłaniając. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i nic nie mówiąc, ulotniła się.
- Co to było? – Dafne patrzyła spod przymrużonych oczu na chłopaka.
- Dafne, kochana… - Patrzyła jej w oczy, mówiąc spokojnie. – Z wielkim żalem muszę przyznać, że panna Granger jest zdecydowanie mądrzejszą, pełniejszą wdzięku młodą kobietą niż ty. Co zmusza mnie do zerwania naszych bardziej zażyłych relacji.
Greengrass patrzyła na niego ze łzami w oczach.
- Ja na twoim miejscu bym faceta przeklęła. – Odezwała się jej młodsza siostra, stojąca w wejściu do przedziału.
Byłam zszokowana obrotem spraw. Kto by pomyślał, że typowy Ślizgon zabuja się w Gryfonce?!
Dafne nie wyciągnęła różdżki, jednak Derric zarobił solidnego liścia.
- Zdrajca! Może tej szlamie zaimponuje twój miniaturowy przyjaciel! – Krzyknęła i wybiegła z przedziału.
- No to, Derric, jesteś w dupie. – Podsumował jakże elokwentnie Teo.
Minęło ledwie kilka minut względnego spokoju, gdy moich uszu dobiegł stłumiony przez hałas pociągu krzyk.
- Słyszeliście? – Zapytałam, wstając i wychodząc z przedziału. Na korytarzu było już sporo ludzi. Kiedy krzyk rozległ się znowu, był dużo wyraźniejszy i dobiegał z łazienek.
Pobiegłam w tamtą stronę, nie patrząc czy kogoś potrącam, czy nie. Miałam złe przeczucie…
Jak zobaczyłam Greengrass szarpiącą Strix za włosy na kafelkach damskiej łazienki, wkurzyłam się.
No dobra nie wkurzyłam. Wpadłam w furię.
- Nie będziesz krzywdzić moich przyjaciół, suko! – Wrzasnęłam i szarpnęłam Dafne mocno za włosy, odciągając ją od Gryfonki. Nie patrzyłam, kto się nam przypatruje. Przyłożyłam jej z otwartej ręki w twarz tak mocno, że ją odbiło. Ta jednak zaczęła się szarpać i machać rękami, próbując mnie uderzyć. Niestety, udało jej się. Dostałam z pięści w żebra, przez co zgięłam się, puszczając jej kłaki. Ta parszywa dziewucha ponowiła cios tym razem z drugiej strony. Merlinie! Właśnie byłam okładana pięściami przez takie puste, plastikowe dziewczę!! To naprawdę hańba dla mnie!
Niespodziewanie Hermiona rzuciła się na Dafne i założyła jej nieporadnego „Nelsona”. Zebrałam się w dość szybkim tempie i odsunęłam Granger od Ślizgonki.
- Strix! Nie przesadzaj! Udusisz ją. – Zaśmiałam się, jednak moje rozbawienie nie trwało długo.
Gdy tylko psiapsiółka Parkinson odzyskała oddech i rezon, pociągnęła mnie za włosy i chciała przyłożyć z pięści w twarz. Jednak ja byłam szybsza. Złapałam jej rękę i nie patrząc na ból powodowany wyrywanymi włosami, przysunęłam dziewczynę do siebie, złapałam drugą ręką za głowę i ciągnąc ją w dół, podniosłam kolano. Nie użyłam przy tym zbyt dużo siły. Nie miałam ochoty łamać jej nosa. Jednak lekko chrupnęło, gdy moje kolanko napotkało jej ziemniakowaty nochal.
- Co tu się dzieje?! – Krzyk McGonagall wyrwał mnie z zamyślenia. Dałam radę zarejestrować Dafne trzymającą się za krwawiący nos, Strix z podbitym okiem, rozcięta wargą i włosami w większym nie ładzie niż zazwyczaj, przed wejściem zgromadzone tłumy nastolatków, przerażoną profesor transmutacji i zniesmaczonego profesora eliksirów z lekką nutą zmartwienia w oczach.
- Co to ma znaczyć?! – Krzyknęła McGonagall. – Wytłumaczcie się natychmiast!
- Pani profesor… - Zaczęłam jednak niedane mi było skończyć. Dostałam z łokcia w żebro, na co skrzywiłam się delikatnie. Granger kontynuowała.
- Byłam w łazience i myłam ręce, kiedy Dafne Greengrass szarpnęła mnie za włosy, przez co upadłam. Zaczęła wyrywać mi włosy i bić pięściami po żebrach i w pewnym momencie Pazur… Znaczy Ewelina Riddle odciągnęła ją, jednak Dafne zaczęła bić Ewelinę, a ta działała w samoobronie, uderzając Greengras otwarta dłonią w twarz…
- Wystarczy, panno Granger. – Chłodny głos Mistrza eliksirów przerwał szczegółowy wywód Strix. – Dziękuję za wyczerpującą relację. – Co dziwne, nie dało się wyczuć w jego głosie jadu, którego zwykł używać w stosunku do Gryfonów a szczególnie do członków Trójcy.
- Sówko!! Hermiona!! – Usłyszałam znajomy przejęty głos Derrica przeciskającego się przez tłum gapiów. – Merlinie! Kto ci to zrobił?! – Dopadł do dziewczyny i zamknął ją w uścisku, głaszcząc delikatnie po głowie.
Zdumiona wicedyrektorka stała z delikatnie otwartymi ustami.
- Minerwo, zamknij usta. – Cichy szept Severusa ledwo dotarł moich uszu. – Panno Greengrass! Dostaje pani szlaban, po powrocie z przerwy świątecznej. Dwa tygodnie z panem Filchem. Pięćdziesiąt punktów od Slytherinu, panno Greengrass. Panno Riddle, panno Granger, po dziesięć punktów do waszych domów. – Wszyscy patrzyli zdumieni na Snape’a. Od kiedy to na forum karze swojego wychowanka, a odpuszcza Gryfonowi?! – Już was tu nie ma. – Powiedział najzimniejszym głosem, na jaki stać Mistrza Eliksirów.
Wróciłyśmy z Hermioną do przedziałów, wcześniej doprowadzając się do normalnego stanu.

Reszta podróży przebiegła w ciekawej atmosferze zawieszenia broni przy rozmowach przez otwarte drzwi przedziałów.

4 komentarze:

  1. Ale jadka = świetna notka ;D
    Udanego Sylwestra ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy jest cień szansy, aby skontaktować się jakoś z Ebi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że jest. Pisz śmiało, przekażę jej ;)
      Tyśka

      Usuń
  3. No niezła walka w tym pociągu była :D

    OdpowiedzUsuń