czwartek, 27 września 2012

Rozdział 16 cz.1

No heeeeeeeeeeeeeej ;D
Dziś serwuję pannę Kossak-Riddle oraz profesora Snape'a. ;)
Jest nam niezwykle miło, że są ludzie, którzy czytają nasze wypociny i dlatego, dziękujemy Wam, kochani! ;*
Uważajcie na Czarnego Pana!
Pozdrawiam, Tyśka ;)


Leżałam na łóżku zwinięta tak bardzo, że czołem prawie dotykałam kolan. Patrzyłam się w rozgwieżdżone nocne niebo. Zegar wybił drugą. Choć chciałam, nie miałam już czym płakać. Przekręciłam się na drugi bok, mocniej zawijając w aksamitną kołdrę. Stwierdzając, że i tak nie zasnę, wstałam i wyciągnęłam laptopa.
Komputer działał jak należy… Ale Internetu ni w ząb! Żadnej dostępnej sieci bezprzewodowej! Ja się rzucę z okna!
Z pod poduszki wyciągnęłam różdżkę, z którą od początku września się nie rozstawałam, i położyłam małe drewienko z klonu z włosem willi, siedmio calowe, nieco giętkie, na szafce nocnej. Przechadzałam się po pokoju kilka minut, próbując przypomnieć sobie imię skrzata.
- Torek… Nie… Słomek… Też nie… Mruczek… Kurwa! Króliczek! – Nerwy zaczynały mi już puszczać. – Co za idiota wymyślał imię skrzata! – Rzuciłam się na łóżko. Odetchnęłam głęboko dwa razy, przekręciłam na plecy… - Korek! – Wykrzyknęłam z entuzjazmem.
- Panienka wzywała, Korka. W czym, Korek może panience pomóc? – Skrzat kłaniał się nisko.
- Po pierwsze, Korku. Nie jestem żadną panienką. Mam na imię Ewelina i była bym wdzięczna gdybyś mówił mi po imieniu. – Mówiłam z uśmiechem. Stworzonko zakryło usta rękoma z przerażeniem w oczach.
- Korek nie może. Panienka nie może kazać Korkowi! – Zaskrzeczał piskliwie, zaciskając palce na policzkach.
- Dobrze, już dobrze. Korku! Udajmy, że tego nie powiedziałam! – Wycofałam się ze swojej prośby, bojąc się o skrzata. Lubię te stworzenia. Szkoda jedynie, że czarodzieje tak nimi pomiatają. – Tak więc, Korku. Czy mógłbyś, poprosić profesora Snape’a, żeby przyszedł?
- Tak, tak. Korek już idzie, Panienko! – Aportował się z głośnym trzaskiem i uśmiechem. Po chwili pojawił się znowu. – Pan Snape mówi, że przyjdzie rano, Panienko.
- Poproś profesora, żeby przyszedł teraz! – Lekko się zdenerwowałam. Skrzat widząc moją zmianę nastroju, skulił się i szybko z trzaskiem aportował. Po kilku minutach drzwi skrzypnęły, a do pokoju wszedł Snape. Jego strój… Aż przygryzłam dolną wargę… Stał w czarnych dresowych spodniach i czarnym opinającym klatkę piersiową podkoszulku.
- Do czego jestem ci potrzebny, Riddle, o tak nie ludzkiej godzinie? – Jego lodowaty głos i szyderczy ton wyrwał mnie z rozmarzenia.
- Nie mogłam zasnąć… - Zrobiłam minę niewiniątka, i objęłam rękoma podkurzone nogi.
- A co ja mogę na to poradzić? Możesz porosić skrzata o eliksir albo ciepłe mleko.
- Od ciepłego mleka mi nie dobrze, a nie chce się faszerować eliksirami.
- To jaki masz pomysł? – Jego brew powędrowała do góry w geście zwątpienia.
Jaki miałam pomysł? No właśnie nie miałam żadnego… Pochyliłam głowę. Na wierzch wyszły emocje, których usiłowałam się pozbyć.
– Boję się. – Wyszeptałam, patrząc załzawionymi oczami na kolana. Kątem oka zauważyłam, jak podchodzi do mnie, wcześniej zabezpieczając drzwi zaklęciem.
- Po tobie spodziewałbym się raczej złości niż strachu. – Usiadł koło mnie i położył dłoń na ramieniu. Wtuliłam się ufnie w jego tors, pociągając nosem. – Połóż się. Powinnaś przespać choć kilka godzin. – Jego głos był dalej zimny jednak bardziej delikatny niż zazwyczaj.
- Zostaniesz ze mną? – Wyszeptałam w materiał koszulki. Wiedziałam, że zaraz mnie opieprzy za przejście na „Ty”.
- Nie powinienem. Jeśli twój ojciec się dowie… Ehh… Kładź się. – Znów głos bez cienia dobrych emocji. Położyłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy. Kiedy i on przybrał pozycję leżącą na prawym boku, podpierając głowę ręką, przytuliłam głowę do jego piersi.
- Dlaczego to wszystko mnie spotyka? – Wymamrotałam.
- Mógłbym zadać takie samo pytanie. – Wyszeptał w zamyśleniu.  Jego ciepło i zapach podziałały na mnie uspokajająco.
Przebudził mnie chłód. Otworzyłam oczy akurat, gdy Snape wstawał. Złapałam go szybko za nadgarstek. – Obiecałeś zostać. – Wymamrotałam sennie. Dzięki światłu księżyca widziałam, jak przewraca oczami. Nic nie mówiąc, położył się z powrotem. Tym razem objęłam go ręką w pasie, a głowę położyłam na klatce piersiowej, wtulając się mocniej i ufniej. Zasnęłam przy rytmicznym głaskaniu moich pleców.
***
Riddle’ówna ma nie po kolei w głowie. Snape, leżąc z wtulającą się w niego dziewczyną ,rozmyślał. Zostały jej trzy godziny snu. On i tak nie miał zamiaru spać. Rzadko kiedy spał na dworze Malfoy’ów. Teraz leżał w łóżku z młodą Riddle… Do czego to doszło? Głaskał delikatnie jej plecy, nie do końca zdając sobie z tego sprawę.  Bardziej zajmowała go myśl, że On, Severus Snape, jest dla niej oparciem… Przecież, to się w głowie nie mieści! Merlinie! Gdzie ona była, jak rozum rozdawałeś?!
Severus bowiem, nie cieszył się nigdy popularnością ani powodzeniem wśród pięknych kobiet, a Ewelina Riddle na swój sposób jest piękną młodą kobietą.
Czuł pod palcami miękką, gładką skórę jej odkrytych pleców. Przed oczami miał swoją uczennicę ubraną jedynie w kusą bawełnianą koszulkę i bokserki. Widok jej nagich, zgrabnych nóg sprawił, że zaniemówił. Widział jej reakcje na jego osobę. Jednak nie dawał wiary swoim podejrzeniom. Ona nie mogłaby się nim zainteresować!
Sam od dobrego miesiąca widział w niej więcej niżeli zwykłą uczennicę… Urzekała go swoim ostrym charakterem, tym, że jako jedyna nie trzęsła portkami ze strachu przed nim… Widział iskierki w jej oczach, gdy był blisko niej… On sam miał problemy z utrzymaniem rąk przy sobie. Chciał móc czuć miękkość jej skóry, tak jak teraz… Ale na magów! Ona jest jego uczennicą! A na dodatek, córką pana, którego nienawidził z całego serca. Ognista by się przydała… Stanowczo za dużo piję! Z taką myślą usnął wbrew sobie.
***
- Panno Riddle.- Delikatne potrząśnięcie -  Riddle. – Kolejne - Na Merlina! Obudź się dziewczyno! – Tym razem mocne szarpnięcie i prawie krzyk przy moim uchu. Zerwałam się z miejsca.
- Co?! Gdzie?! – Rozglądałam się nerwowo po pomieszczeniu. Widok Snape’a przywrócił mi pamięć. – Która godzina?! – Zapytałam zmartwionym głosem przecierając oczy.
- Siódma.
- Która?! - Zerwałam się z łóżka i nie czekając na odpowiedź, porwałam torbę i władowałam się do łazienki. Po ekspresowym prysznicu wygrzebałam czystą bieliznę. Robiąc makijaż, zastanawiałam się, którą sukienkę założyć. Wyszłam z łazienki w nadziei, iż profesor podpowie, którą kreację wybrać. Zawiązałam mocniej sznureczek szlafroka i weszłam do pokoju.
W fotelu siedział Snape w czarnej czarodziejskiej szacie. Nie miał na sobie surdutu z milionem guzików i nietoperzowatej peleryny. Wyglądał… Elegancko i …. Pociągająco…
- Nareszcie. Ile można… - Urwał. – Panno Riddle, czy byłaby pani tak łaskawa i założyła strój bardziej odpowiedni ?  - Mówiąc odwrócił wzrok.
- Oczywiście, profesorze. Jednak najpierw musi mi pan pomóc w wyborze odpowiedniego stroju. – Położyłam torbę na łóżku. – Którą sukienkę mam założyć? Czarną, czarną, czy czarną? – Mówiąc wyciągałam z torby po kolei sukienki. Żartem starałam się odpędzić myśli…
- Wydaje mi się, iż ta czarna będzie najbardziej odpowiednia. – Wykrzywił usta w uśmiechu, rozumiejąc moje zachowanie. Z takim wyrazem twarzy wyglądał naprawdę przystojnie.
- Dziękuję za radę, profesorze. Jednak byłabym niezmiernie wdzięczna z sprecyzowanie pańskiego wyboru.
Nic nie mówiąc podszedł do łóżka i podniósł sukienkę do kolan,  z rozszerzanym rękawem ¾, z trójkątnym dość dużym dekoltem i marszczeniami przy nim.
- Dziękuję. – Wzięłam od niego sukienkę i znów zamknęłam się w łazience. Ubrałam się, spryskałam perfumami i wygrzebałam z torby sandałki na koturnie. Uwaga! Czerwone! Ojczulkowi ciśnienie skoczy! – Uśmiechnęłam się szatańsko. Snape czekał przed drzwiami do mojego pokoju. Spojrzał krytycznie na buty, później na mnie. Jednak widząc moją buntowniczą minę pokręcił głową i zaoferował mi ramię.
Szliśmy. Szliśmy. Skręcaliśmy. W lewo. W lewo. W prawo. W lewo. W prawo. Rozglądałam się na wszystkie strony. Na ścianach wisiało dużo przeróżnych obrazów. Niektóre z ram były puste, inne wypełniały postacie patrzące na mnie krytycznie.
- Teraz zachowuj się jak na arystokratkę przystało. Nie odzywaj się niepytana. Zachowaj obojętny wyraz twarzy. Po zjedzeniu czekaj, aż Czarny Pan wstanie i wyjdzie. Odnoś się do niego z szacunkiem! I błagam, naprawdę błagam. Nie trać rezonu, nie trzęś się jak osika i nader wszystko nie pyskuj! – Mówił z troską w oczach wpatrzonych w moje. Przytuliłam się do mężczyzny wiedziona nagłym impulsem. On jednak nie odepchnął mnie, a pogłaskał po włosach.
- Zrobię, co w mojej mocy. – Wyszeptałam i odsunęłam się od niego. Wzięłam trzy głębokie wdechy i pociągnęłam Snape’a za sobą w stronę uchylonych, wielkich drewnianych drzwi z metalowym zdobieniami.
Severus pchnął drzwi, a odgłosy rozmów za nimi ucichły.
- Witaj, Panie. – Pokłonił się nisko. Ja stałam wpatrzona w mężczyznę… Kurwa! To ledwo jak człowiek wygląda… Ta jaszczurza gęba i sino blada skóra…
- Witaj, Severusie. – Jaszczurka wstała od stołu, patrząc na mnie. – Witaj, córko. – Powiedział sycząco, zbliżając się do mnie.
Stałam sparaliżowana. Jak to szło? Aaa! Nie trać rezonu. I chuj. Już go straciłam…
- Nie przywitasz się ze swym ojcem, córko? – Syk wydobył się z jego wąskich warg, wygiętych w wyrazie niezadowolenia.
Nie do końca wiedziałam, co mam zrobić. Widząc Snape’a patrzącego na mnie ponaglająco, pokłoniłam się tak samo jak on. – Witaj… Lordzie. – Słowo "ojciec"' nie przeszło mi przez gardło. Zerknęłam na to jaszczurze coś, a krew zastygła mi w żyłach. Mierzył we mnie różdżką, a w czerwonych oczach widać było wściekłość.
- Crucio! – Wykrzyknął z lodem w głosie. Poczułam wszechogarniający ból. Coś jakby tysiące rozgrzanych do czerwoności cieniutkich ostrych prętów kuło mnie w każdą komórkę ciała. Nie mogłam nie krzyczeć. Kiedy w końcu ból ustał, otworzyłam oczy. Leżałam na posadzce zwinięta.
- Jestem zawiedziony. Nie znasz podstaw zachowania. – Mówił zimno. – Crucio! – Tym razem zobaczyłam czerwony promień uderzający w Snape’a.
- Nie! – Wrzasnęłam i poderwałam się do pozycji pionowej. – To nie jego wina! – Krzyczałam z łzami w oczach. Snape cierpiał z mojego powodu. To bolało bardziej niżeli cruciatus. Mistrz Eliksirów klęczał na posadzce, drżąc na całym ciele, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.  – Proszę… O… Ojcze… Proszę… - Wyjąkałam, patrząc ze łzami na czarnowłosego mężczyznę.
Jaszczurka przerwała zaklęcie. – Ciekawe… - Wymruczał. – Moi słudzy! – Odwrócił się w stronę stołu, przy którym siedziało kilkanaście osób. Rozpoznałam panią Malfoy, która wpatrywała się w nas ze strachem widocznym jedynie w oczach. – Oto moja córka. Juto wieczorem odbędzie się bal na jej cześć. – Mówił z nutą zadowolenia w głosie. Kątem oka widziałam, jak Snape podnosi się. Chciałam do niego podejść, pomóc, jednak zimne spojrzenie zatrzymało mnie w pół kroku.
Jaszczurze coś zasiadło za stołem na honorowym miejscu. – Usiądź, córko. – Mówiąc wskazał miejsce po swojej prawej stronie. Usiadłam sztywna jak kołek. Krzesło naprzeciwko mnie zajął Snape. Patrzyłam się na niego przepraszająco, jednak on unikał mojego wzroku. – Zatem, smacznego, moi drodzy. – Już miałam powiedzieć, że nie zaczyna się zdania od „zatem”, jednak ugryzłam się w język.
Potrawy pojawiły się na stole, zupełnie jak w Hogwarcie. Żadna z zawartości półmisków, stojących nieopodal mnie, nie wyglądała wystarczająco zachęcająco. Patrząc na jedzących ludzi mój żołądek, ścisnął się z głodu, jednak gula w gardle nie pozwoliła mi nic przełknąć.
- Córko. Zjedz coś. – Słysząc syk po mojej lewej stronie nieznacznie podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam twarz w stronę Voldemorta.
- Wybacz… Ojcze… Nie jestem głodna… - Wyjąkałam słabym, niepewnym głosem. Przeszył mnie jedynie mrożącym spojrzeniem.
Siedziałam i wpatrywałam się w zebranych śmierciożerców. Widziałam ich na oczy pierwszy raz w życiu. Kobieta z czarnymi lokami wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem i niesmakiem. Mężczyzna cholernie podobny do Teodora rozmawiał z mężczyzną z długimi brązowymi włosami, dość długim zarostem i bardzo zanieczyszczoną twarzą.
Wszyscy zebrani na pierwszy rzut oka wyglądali swobodnie, na rozluźnionych. Jednak im bardziej wnikliwie przyglądałam się ich ruchom tym wyraźniej widziałam w nich sztywność, niepewność, przemyślenie przed każdym następnym posunięciem.
W pewnym momencie krzesło koło mnie odsunęło się ze zgrzytem. Jaszczurka wstała, a wszyscy pozostali poszli za jej przykładem i skłonili nisko głowy, oczywiście poszłam za ich przykładem.
- Severusie, przyjdź do mojego gabinetu po śniadaniu. – Jego lekki, obojętny syczący głos rozniósł się po sali.
- Oczywiście, mój panie. – Profesor skłonił się ponownie. Voldemort wyszedł z jadalni.
- Jak zwykle cię wzywa, Sev. – Odezwał się ten brązowo włosy, brzydki facet. – Co pupilek naszego Pana znowu zmalował ? – Zaśmiał się szyderczo.
- Rookwood, zajmij się swoim posiłkiem. – Zimny głos Snape nie wyrażał jednak zirytowania.
Zaczęłam się podnosić z miejsca. Wszyscy śmiercożercy znowu wstali i pokłonili się tak samo jak Jaszczurce. Byłam tym zaskoczona. Spodziewałam się pogardy, szyderstw. A tu szacunek godny księżniczki. Nie zastanawiałam się nad tym długo. Mruknęłam jedynie „Do widzenia” i szybko wyszłam na korytarz.

3 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego zachowania Voldemorta. Myślałam, że będzie łagodniejszy dla Eweliny. Coś mi się zdaje, że Bellatrix będzie zazdrosna :P
    Rozdział bardzo fajny, ale trochę krótki. Czekam z niecierpliwością na kolejny! :D
    Jak coś to teraz zamiast "Blue Lady" będę się podpisywać jako Aoibara ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. no no czym dalej w las tym więcej drzew :D,widzę, że zaczyna się rozkręcać :) może rzeczywiście napiszecie książkę :) Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)
    Mruczek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek rozbrajający - wy to zawsze zarazicie człowieka dobrym humorem ;D Macie talent.
    Co do Voldka - ale z niego jaszczurka!!! ;)
    Czekam już na nową notkę ;* pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń