Dziś także Tyśka ;)
Rozdział dotyczy się Lucy ;p mam nadzieję, że się spodoba ;D
Pozdrawiam, Tyśka
Patrzyła, jak Ślizgoni coraz bardziej pogrążają się w
melancholię. Zapewne było to związane z pierwszym w tym roku śniegiem, ale
przecież pogoda nie może o wszystkim decydować.
Po sprzeczce z Dexterem w ogóle się do niego nie odzywała,
nawet gdy wspólnie zarobili szlaban u McGonagall za źle wykonane ćwiczenie. Była
wtedy z jakiegoś powodu rozdrażniona. Zaczęła więcej czasu spędzać z Chemikiem.
Podpatrywała jego metody robienia eliksiru na kaca i innych specyfików. Raz
pozwolił jej samej spróbować. Dzięki jego pomocy uwarzyła napar zwiększający
szybkość wzrostu roślin, więc po jakiś 20 minutach mieli w Pokoju Życzeń jabłoń
o bardzo słodkich i miękkich owocach.
Gdzieś pod koniec października Pazur wpadła na świetny
pomysł zorganizowania imprezy u Gryfonów.
Jeszcze tego samego dnia odbyła się wielka zabawa. Lucy pomagała jej ze
wszystkich sił, mimo zmęczenia. Z ostatniego dnia szlabanu wróciła późno, a
obiecała Strix oddać książkę, którą zabrała z biblioteki. Koło północy weszła
do wieży Gryfonów i skierowała się do dormitorium Strix. Już dawno podały sobie
hasła, żeby nie stać jak głupie i czekać, aż ktoś je wpuści.
Impreza trwała w najlepsze. Lucy stwierdziła, że z
przyjemnością się napije, ze względu na pewne problemy. Nikomu o nich nie
mówiła, nie chciała nikogo martwić. Po zaledwie półtora miesiąca nauki
zaliczyła strasznie dużo szlabanów. Scheller śmiał się, że prawdopodobnie swoim
jednym rokiem w Hogwarcie, przebije jego dotychczasowe sześć. Mimo to, zawsze
jak na nią patrzył i zauważała jego spojrzenie, wydawało jej się, że dostrzega
troskę. Zwłaszcza, gdy kłóciła się z Dexterem.
Było już dobrze po północy i część Gryfonów już spała. Także
Chemik ledwie trzymał się na nogach. Nott padł tuż przed pierwszą. Lucy kręciło
się w głowie, ale śmiała się z innymi, gdy Pazur śpiewała jakąś pijacką
piosenkę. Nie przeszkadzało jej, że nie rozumiała słów. Przyjemnie było po
prostu się zapomnieć.
Nie specjalnie pamiętała, jakim cudem znalazła się w swoim
dormitorium. Pewnie pomógł jej ktoś z Elity. Nagle rozległo się głośne ŁUP, a
Pazur zaczęła jęczeć. Lucy roześmiałaby się, ale ból głowy nie pozwalał jej na
ten rarytas.
Rozległo się pukanie, a Snape wezwał do siebie Ewelinę.
Pazur wyglądała na lekko przerażoną, ale szybko zbierała się. Lucy z ociąganiem
wstała i podała pannie Kossak i Mili po eliksirze przeciw kacowi. Pazur
podziękowała skinieniem głowy i wybiegła z dormitorium. Mili spojrzała na nią
półprzytomnie i padła znów na łóżko.
***
Poszłam się umyć i przebrać. Nie mając, co robić, stwierdziłam, że
pomogę chłopakom. Weszłam do ich dormitorium. Pierwsze co zobaczyłam, to jeden
wielki bajzel na kółkach. Wyciągnęłam różdżkę i jednym krótkim zaklęciem,
pozbyłam się różnych śmieci. Nawet nie chciałam znać ich pochodzenia.
Podeszłam do łóżka Dextera i delikatnie go obudziłam. Popatrzył na mnie
nieprzytomnym wzrokiem i prawie natychmiast złapał się za głowę. Jęknął. Z
kieszeni wyciągnęłam eliksir i pomogłam mu go wypić. Dexter zamknął oczy i z
powrotem opadł na poduszki. Podeszłam do Chemika i Notta i im również zaaplikowałam
zbawienny lek.
Wstał Dexter. W samych bokserkach przeszedł do łazienki. Usłyszałam
szum płynącej wody.
- Blaise! Podaj mi ręcznik! - Wydarł się Draco, a Chemik jęknął.
- Lucy, mogłabyś obsłużyć tego zarozumiałego arystokratę? - Jęknął pan
Zabini. - Przecież on tak może wrzeszczeć do usranej śmierci.
Roześmiałam się. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i zapukawszy do drzwi
łazienki, podałam Dexterowi. Mruknął coś, co chyba miało być podziękowaniem.
- Blaise, ty kretynie. To nie mój ręcznik.
- Leżał na wierzchu. - Odezwałam się. Dexter spojrzał na mnie i
błyskawicznie zasłonił swoją męskość. Odwróciłam wzrok.
- Aaa… Dzięki, Lucy. – Wyjąkał. – Ja… teraz…
-Słusznie. – Uśmiechnęłam się, a Dexter umknął za drzwiami. Chemikowi
najwidoczniej całkowicie przeszedł kac, bo roześmiał się. Wyciągnęłam poduszkę
spod głowy Teodora i rzuciłam nią w Chemika. Blaise nie był przygotowany na
frontalny atak, więc spadł z łóżka. Podniósł się akurat w momencie, gdy
przybijałam z Nottem piątkę.
-I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - Wysapał, rozmasowując sobie czaszkę.
Nott roześmiał się. Blaise zamachnął się. Uchyliłam się, a Dexter dostał
poduszką w twarz. Ta niemal zjechała mu po twarzy, odsłaniając zimne, okrutne
spojrzenie i zacięty wyraz twarzy.
-Zabini… - Wycedził Draco. Zrobił nagły wypad i chwycił mnie za
nadgarstek. Obrócił tak, że stałam tyłem do niego. Dexter przyłożył mi różdżkę
do gardła. – Jeden ruch, a przeżyje Cruciatusa. – Odezwał się zimnym jak stal
głosem.
-Dexter? – Zapytałam niepewna jego zamiarów.
-Masz jedyną szansę, Zabini. Za 10 minut masz być na boisku. Czeka cię
ciężki trening! – Dexter podrzucił mnie i przerzucił sobie przez bark. – Ją
zabieram za zakładniczkę.
Wyszedł, niosąc mnie. Widziałam przerażone miny Chemika i Notta, które
w ogóle nie dodały mi pewności. Ledwie wyszliśmy z lochów, Dexter postawił mnie
na podłodze i roześmiał się.
-Merlinie, jakie miny! –Dyszał do siebie. – Oni myśleli, że to na
poważnie! Słodki Merlinie! Hahaha! Zaraz umrę ze śmiechu!
Patrzyłam na niego i miałam ochotę go skopać. Podeszłam do niego. Tak
się rechotał, że nie zauważył tego. Przywaliłam mu w ten jego arystokratyczny
policzek. Popatrzył na mnie zdumiony, a ja trzepnęłam go z przyzwyczajenia w
drugi. Podniósł się z podłogi. Wyprowadził cios ręką, ale uchyliłam się. Skoczyłam
za niego i dźgnęłam palcem w kark. Wzdrygnął się. Zrobił jakiś nagły zwrot,
wyswobadzając się. Stanął naprzeciw mnie i wyciągnął różdżkę.
-Sama się o to prosiłaś, Evans. – Mierzył we mnie drewienkiem.
Zlustrowałam go spojrzeniem.
-Malfoy… - Zaczęłam. – Prosisz się o śmierć.
Dexter roześmiał się. Tak się śmiał, że nie mógł złapać oddechu. Patrzyłam
na niego.
-Chodź, półgłówku. Zaraz rozpocznie się trening.
Gdy doszliśmy na boisko, Chemik już tam był. Tuż przed wejściem,
poczułam, jak Draco wbija mi różdżkę w plecy.
-Tak dla picu, poudajemy trochę. – Uśmiechnął się, ale zaraz przybrał
arogancką minę. Ja natomiast udawałam przygnębioną i przerażoną. Blaise
wyglądał jakby bardzo cierpiał.
-Dawaj, Malfoy! – Krzyknął. – Gramy!
-Nie uciekaj. – Szepnął do mnie Dexter.
-Gdzież bym śmiała. – Uśmiechnął się i przywołał swoją miotłę. Od razu
wzbił się w powietrze. Nagle razem z Chemikiem wzbiło się kilka osób. Wśród nich zauważyłam Schellera,
Rudą i Risu. – Ale świnia… Accio miotła. – Podleciała do mnie miotła, więc
wzbiłam się w powietrze. Strix kibicowała w sumie nie wiem nawet komu. Wypuściła
wszystkie trzy piłki, więc Dexter dodatkowo musiał jeszcze strzelać do bramek
przeciwników. Broniłam, ile mogłam, ale nie byłam w stanie obronić wszystkich,
zwłaszcza bez rozgrzewki.
-Znicz! – Krzyknęłam, gdy Draco koło mnie przeleciał. Spojrzał w tamtym
kierunku, a po chwili już go nie było. Rzuciłam się, by odbić kafla w prawej
pętli. Udało się końcem miotły. Risu najwidoczniej nie oszczędzał się, bo już
strzelał w lewą skrajność. Odbiłam czubkiem buta, ale zachwiałam się na miotle.
Zauważyłam tylko lecącego w moją stronę kafla, a potem poczułam, że spadam…
Poczułam czyjeś mocne ręce, które mnie złapały i usadziły przed sobą na
miotle. Dexter mocno mnie trzymał w swoich objęciach. Z ulgą westchnęłam.
Posypały się na nas drzazgi z miotły, w którą walnęła piłka. Wylądowaliśmy.
Zeszłam na miękkich nogach, Draco złapał mnie, abym nie spadła. Trzymał mnie w
ramionach, a znicz podleciał do nas. Wyglądał, jakby się wahał, a potem ułożył
mi się na ręce. Zamrugałam parę razy, a Scheller mocno złapał znicz i schował.
Dexter zaniósł mnie na błonia, pod moje ulubione drzewo. Usiadł obok
mnie, więc niemalże odruchowo się do niego przytuliłam. Wyczarował koc i mnie
nim okrył.
-Dziękuję. – Wyszeptałam.
-Nie ma za co. – Pogłaskał mnie po włosach. – To ja powinienem cię
przeprosić.
-Przecież to tylko zabawa.
-Tak, ale mogło ci się coś stać.
-Czyżbyś się o mnie martwił?
-Chyba jak spadałaś, uderzyłaś się w głowę, bo banialuki pleciesz.
-Co plotę?
-Bzdury, Evans, bzdury.
Pojęcia nie mam, co go tak zirytowało. Przecież nie każdy musi mieć, aż
tak bogate słownictwo. Uderzyłam go w ramię. Siedzieliśmy tak w milczeniu,
ogrzewając się wzajemnie.
-Trzeba iść na obiad. – Odezwał się w końcu Dexter.
-A po co? – Wzruszyłam ramionami.
-A nie jesteś głodna?
-Ty chyba poważnie zaczynasz się o mnie martwić!
-A może to właśnie ty, martwisz się o mnie?
-Pogrzało cię słońce, Dexter! – Roześmiałam się. Draco wstał,
zabierając koc, więc wstałam za nim. Razem weszliśmy do zamku, a potem do
Wielkiej Sali.
To jest po prostu świetne! Właśnie na ten moment czekałam. Kurcze, bardzo lubię czytać momenty z Lucy i Dexterem! :D
OdpowiedzUsuńBlue Lady