niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział 11 cz.2


Dziś także Tyśka ;)
Rozdział dotyczy się Lucy ;p mam nadzieję, że się spodoba ;D
Pozdrawiam, Tyśka

Patrzyła, jak Ślizgoni coraz bardziej pogrążają się w melancholię. Zapewne było to związane z pierwszym w tym roku śniegiem, ale przecież pogoda nie może o wszystkim decydować.
Po sprzeczce z Dexterem w ogóle się do niego nie odzywała, nawet gdy wspólnie zarobili szlaban u McGonagall za źle wykonane ćwiczenie. Była wtedy z jakiegoś powodu rozdrażniona. Zaczęła więcej czasu spędzać z Chemikiem. Podpatrywała jego metody robienia eliksiru na kaca i innych specyfików. Raz pozwolił jej samej spróbować. Dzięki jego pomocy uwarzyła napar zwiększający szybkość wzrostu roślin, więc po jakiś 20 minutach mieli w Pokoju Życzeń jabłoń o bardzo słodkich i miękkich owocach.
Gdzieś pod koniec października Pazur wpadła na świetny pomysł zorganizowania imprezy u Gryfonów.  Jeszcze tego samego dnia odbyła się wielka zabawa. Lucy pomagała jej ze wszystkich sił, mimo zmęczenia. Z ostatniego dnia szlabanu wróciła późno, a obiecała Strix oddać książkę, którą zabrała z biblioteki. Koło północy weszła do wieży Gryfonów i skierowała się do dormitorium Strix. Już dawno podały sobie hasła, żeby nie stać jak głupie i czekać, aż ktoś je wpuści.

Impreza trwała w najlepsze. Lucy stwierdziła, że z przyjemnością się napije, ze względu na pewne problemy. Nikomu o nich nie mówiła, nie chciała nikogo martwić. Po zaledwie półtora miesiąca nauki zaliczyła strasznie dużo szlabanów. Scheller śmiał się, że prawdopodobnie swoim jednym rokiem w Hogwarcie, przebije jego dotychczasowe sześć. Mimo to, zawsze jak na nią patrzył i zauważała jego spojrzenie, wydawało jej się, że dostrzega troskę. Zwłaszcza, gdy kłóciła się z Dexterem.
Było już dobrze po północy i część Gryfonów już spała. Także Chemik ledwie trzymał się na nogach. Nott padł tuż przed pierwszą. Lucy kręciło się w głowie, ale śmiała się z innymi, gdy Pazur śpiewała jakąś pijacką piosenkę. Nie przeszkadzało jej, że nie rozumiała słów. Przyjemnie było po prostu się zapomnieć.

Nie specjalnie pamiętała, jakim cudem znalazła się w swoim dormitorium. Pewnie pomógł jej ktoś z Elity. Nagle rozległo się głośne ŁUP, a Pazur zaczęła jęczeć. Lucy roześmiałaby się, ale ból głowy nie pozwalał jej na ten rarytas.
Rozległo się pukanie, a Snape wezwał do siebie Ewelinę. Pazur wyglądała na lekko przerażoną, ale szybko zbierała się. Lucy z ociąganiem wstała i podała pannie Kossak i Mili po eliksirze przeciw kacowi. Pazur podziękowała skinieniem głowy i wybiegła z dormitorium. Mili spojrzała na nią półprzytomnie i padła znów na łóżko.
***
Poszłam się umyć i przebrać. Nie mając, co robić, stwierdziłam, że pomogę chłopakom. Weszłam do ich dormitorium. Pierwsze co zobaczyłam, to jeden wielki bajzel na kółkach. Wyciągnęłam różdżkę i jednym krótkim zaklęciem, pozbyłam się różnych śmieci. Nawet nie chciałam znać ich pochodzenia.
Podeszłam do łóżka Dextera i delikatnie go obudziłam. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem i prawie natychmiast złapał się za głowę. Jęknął. Z kieszeni wyciągnęłam eliksir i pomogłam mu go wypić. Dexter zamknął oczy i z powrotem opadł na poduszki. Podeszłam do Chemika i Notta i im również zaaplikowałam zbawienny lek.
Wstał Dexter. W samych bokserkach przeszedł do łazienki. Usłyszałam szum płynącej wody.
- Blaise! Podaj mi ręcznik! - Wydarł się Draco, a Chemik jęknął.
- Lucy, mogłabyś obsłużyć tego zarozumiałego arystokratę? - Jęknął pan Zabini. - Przecież on tak może wrzeszczeć do usranej śmierci.
Roześmiałam się. Wzięłam pierwszy lepszy ręcznik i zapukawszy do drzwi łazienki, podałam Dexterowi. Mruknął coś, co chyba miało być podziękowaniem.
- Blaise, ty kretynie. To nie mój ręcznik.
- Leżał na wierzchu. - Odezwałam się. Dexter spojrzał na mnie i błyskawicznie zasłonił swoją męskość. Odwróciłam wzrok.
- Aaa… Dzięki, Lucy. – Wyjąkał. – Ja… teraz…
-Słusznie. – Uśmiechnęłam się, a Dexter umknął za drzwiami. Chemikowi najwidoczniej całkowicie przeszedł kac, bo roześmiał się. Wyciągnęłam poduszkę spod głowy Teodora i rzuciłam nią w Chemika. Blaise nie był przygotowany na frontalny atak, więc spadł z łóżka. Podniósł się akurat w momencie, gdy przybijałam z Nottem piątkę.
-I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - Wysapał, rozmasowując sobie czaszkę. Nott roześmiał się. Blaise zamachnął się. Uchyliłam się, a Dexter dostał poduszką w twarz. Ta niemal zjechała mu po twarzy, odsłaniając zimne, okrutne spojrzenie i zacięty wyraz twarzy.
-Zabini… - Wycedził Draco. Zrobił nagły wypad i chwycił mnie za nadgarstek. Obrócił tak, że stałam tyłem do niego. Dexter przyłożył mi różdżkę do gardła. – Jeden ruch, a przeżyje Cruciatusa. – Odezwał się zimnym jak stal głosem.
-Dexter? – Zapytałam niepewna jego zamiarów.
-Masz jedyną szansę, Zabini. Za 10 minut masz być na boisku. Czeka cię ciężki trening! – Dexter podrzucił mnie i przerzucił sobie przez bark. – Ją zabieram za zakładniczkę.
Wyszedł, niosąc mnie. Widziałam przerażone miny Chemika i Notta, które w ogóle nie dodały mi pewności. Ledwie wyszliśmy z lochów, Dexter postawił mnie na podłodze i roześmiał się.
-Merlinie, jakie miny! –Dyszał do siebie. – Oni myśleli, że to na poważnie! Słodki Merlinie! Hahaha! Zaraz umrę ze śmiechu!
Patrzyłam na niego i miałam ochotę go skopać. Podeszłam do niego. Tak się rechotał, że nie zauważył tego. Przywaliłam mu w ten jego arystokratyczny policzek. Popatrzył na mnie zdumiony, a ja trzepnęłam go z przyzwyczajenia w drugi. Podniósł się z podłogi. Wyprowadził cios ręką, ale uchyliłam się. Skoczyłam za niego i dźgnęłam palcem w kark. Wzdrygnął się. Zrobił jakiś nagły zwrot, wyswobadzając się. Stanął naprzeciw mnie i wyciągnął różdżkę.
-Sama się o to prosiłaś, Evans. – Mierzył we mnie drewienkiem. Zlustrowałam go spojrzeniem.
-Malfoy… - Zaczęłam. – Prosisz się o śmierć.
Dexter roześmiał się. Tak się śmiał, że nie mógł złapać oddechu. Patrzyłam na niego.
-Chodź, półgłówku. Zaraz rozpocznie się trening.

Gdy doszliśmy na boisko, Chemik już tam był. Tuż przed wejściem, poczułam, jak Draco wbija mi różdżkę w plecy.
-Tak dla picu, poudajemy trochę. – Uśmiechnął się, ale zaraz przybrał arogancką minę. Ja natomiast udawałam przygnębioną i przerażoną. Blaise wyglądał jakby bardzo cierpiał.
-Dawaj, Malfoy! – Krzyknął. – Gramy!
-Nie uciekaj. – Szepnął do mnie Dexter.
-Gdzież bym śmiała. – Uśmiechnął się i przywołał swoją miotłę. Od razu wzbił się w powietrze. Nagle razem z Chemikiem wzbiło się  kilka osób. Wśród nich zauważyłam Schellera, Rudą i Risu. – Ale świnia… Accio miotła. – Podleciała do mnie miotła, więc wzbiłam się w powietrze. Strix kibicowała w sumie nie wiem nawet komu. Wypuściła wszystkie trzy piłki, więc Dexter dodatkowo musiał jeszcze strzelać do bramek przeciwników. Broniłam, ile mogłam, ale nie byłam w stanie obronić wszystkich, zwłaszcza bez rozgrzewki.
-Znicz! – Krzyknęłam, gdy Draco koło mnie przeleciał. Spojrzał w tamtym kierunku, a po chwili już go nie było. Rzuciłam się, by odbić kafla w prawej pętli. Udało się końcem miotły. Risu najwidoczniej nie oszczędzał się, bo już strzelał w lewą skrajność. Odbiłam czubkiem buta, ale zachwiałam się na miotle. Zauważyłam tylko lecącego w moją stronę kafla, a potem poczułam, że spadam…
Poczułam czyjeś mocne ręce, które mnie złapały i usadziły przed sobą na miotle. Dexter mocno mnie trzymał w swoich objęciach. Z ulgą westchnęłam. Posypały się na nas drzazgi z miotły, w którą walnęła piłka. Wylądowaliśmy. Zeszłam na miękkich nogach, Draco złapał mnie, abym nie spadła. Trzymał mnie w ramionach, a znicz podleciał do nas. Wyglądał, jakby się wahał, a potem ułożył mi się na ręce. Zamrugałam parę razy, a Scheller mocno złapał znicz i schował.
Dexter zaniósł mnie na błonia, pod moje ulubione drzewo. Usiadł obok mnie, więc niemalże odruchowo się do niego przytuliłam. Wyczarował koc i mnie nim okrył.
-Dziękuję. – Wyszeptałam.
-Nie ma za co. – Pogłaskał mnie po włosach. – To ja powinienem cię przeprosić.
-Przecież to tylko zabawa.
-Tak, ale mogło ci się coś stać.
-Czyżbyś się o mnie martwił?
-Chyba jak spadałaś, uderzyłaś się w głowę, bo banialuki pleciesz.
-Co plotę?
-Bzdury, Evans, bzdury.
Pojęcia nie mam, co go tak zirytowało. Przecież nie każdy musi mieć, aż tak bogate słownictwo. Uderzyłam go w ramię. Siedzieliśmy tak w milczeniu, ogrzewając się wzajemnie.
-Trzeba iść na obiad. – Odezwał się w końcu Dexter.
-A po co? – Wzruszyłam ramionami.
-A nie jesteś głodna?
-Ty chyba poważnie zaczynasz się o mnie martwić!
-A może to właśnie ty, martwisz się o mnie?
-Pogrzało cię słońce, Dexter! – Roześmiałam się. Draco wstał, zabierając koc, więc wstałam za nim. Razem weszliśmy do zamku, a potem do Wielkiej Sali.

1 komentarz:

  1. To jest po prostu świetne! Właśnie na ten moment czekałam. Kurcze, bardzo lubię czytać momenty z Lucy i Dexterem! :D
    Blue Lady

    OdpowiedzUsuń