piątek, 5 października 2012

Rozdział 16 cz.2

Hm... Ostatnio zauważyłam, że gdy dodaję pannę Evans oraz pewnego blondyna, to nie mieszczę się i dodaję dopiero w soboty. Mam nadzieję, że się nie gniewacie? xD
Dodaję rozdział po niezwykle inteligentnej rozmowie z Ebi o 20metrowych konopiach, które potrafią całkowicie skasować komuś samochód. Wiem, wiem, inteligentnej inaczej ;D
Cóż, pozostaje mi zaprosić Was na rozdział dotyczący Lucy.  ;D
Pozdrawiam, Tyśka ;)\



Gdy zeszliśmy, wszyscy nam gratulowali: klepali po ramionach, energicznie potrząsali naszymi rękoma, wykrzykiwali podziękowania, chyba nawet z drugiego końca Sali. Doszliśmy do naszych kanap, a tam przywitała nas burza oklasków. Byli tam Nott, Mili, Chemik, Margaret, Parkinson, Greengras, Strix, Risu, Ruda, Sheller, Neville, Luna i wiele, wiele innych osób. Tak naprawdę chciałam tylko, aby byli Chemik i Pazur, bo to im najbardziej trzeba było podziękować za pomoc w organizowaniu.
Ukłoniłam się z uśmiechem na twarzy i zdjęłam szarfę. Strasznie śmierdziała. Tak jakby Ślizgoni nigdy nie wygrywali żadnych nagród. Usiadłam koło Margaret. Nie widziałam jej wcześniej. Krukonka miała na sobie ciemnofioletową suknię do kolan. Jasne włosy zaplątała w tysiące cieniutkich warkoczyków. W połączeniu z jej oliwkową karnacją nadawało to cech południowych. Miała ładny uśmiech i ślicznie się śmiała, ale –dzięki Merlinowi!-można z nią było normalnie pogadać.
-No cóż, Lucy, gratuluję pierwszego miejsca. – Uśmiechnęła się. Jeden z jej długich warkoczyków opadł na czoło. – Postaraliście się. Może doszło do czegoś?
-Co? – Popatrzyłam na nią.
-Przecież widzę. Draco był zazdrosny i nie może spuścić z ciebie  oczu.
-Zdaje ci się. Po prostu chwali się zwycięstwem.
-Oj, Lucy, Lucy. – Roześmiała się. – Zobaczysz, jeszcze coś z tego będzie.
-Maggie.  – Zmroziłam ją wzrokiem, a ta zwyczajnie się roześmiała.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Podchodziło do nas wiele Francuzów, ale żaden długo nie zagrzał miejsca. Ktoś przyniósł wódkę. Nie chciałam pić, ale zmusili mnie. Dexter pociągnął mnie za rękę, stawiając do pionu. Podał kieliszek, upewnił się, że wszyscy mają.
-Ej! Ślizgoni rzadko wygrywają, a jeśli już to w piciu. – Zaśmiałam się z pozostałymi. – Dlatego… dzisiaj pijemy do samego rana! Gratulacje, Lucy!
Dexter nachylił się, jakby chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę. Cmoknął mnie w policzek. Nie wiem, dlaczego tak nagle uparli się, żeby zrobić ze mnie i Malfoya parę. Przecież różniliśmy się pod każdym względem!
Wyciągnął rękę i poprzez skrzyżowane ręce wychyliliśmy po kieliszku. Zrobiło mi się przyjemnie i gdy usiedliśmy, już nie odmawiałam. Piłam ze wszystkimi. Po jakiś trzech-czterech kieliszkach, kiedy najsłabsze ogniwa, takie jak Luna, czy Strix odpadły, wstała Mopsica. Kręciła tyłkiem, przechodząc obok każdego chłopaka. W końcu doszła na początek, gdzie siedział Dexter i usiadła mu okrakiem na kolanach. Pochyliła się, aby go pocałować. Odwróciłam wzrok i nalałam sobie jeszcze kieliszek. Wypiłam duszkiem. Złapałam Shellera za rękę i zaciągnęłam na parkiet. Alkohol szumiał mi w głowie, było mi przyjemnie i starałam się o niczym nie myśleć. Wirowaliśmy chwilę na parkiecie, ale Harry złapał mnie za nadgarstki i zakazał picia. Spoliczkowałam go i odeszłam. Nikt, ale to nikt, nie będzie zakazywał mi pić, kiedy mam ochotę. Nie wracałam do stolika, nie chciałam ich widzieć. Czułam przygnębienie i frustrację.
Wyszłam z Sali i lekko wstawiona zapukałam do pokoju Kristy. Otworzyła drzwi ubrana w bojówki i koszulkę na ramiączkach. Pociągnęłam nosem i przypatrzyłam się jej. W sumie była całkiem ładna. Silna, mądra i niezależna.
-Chciałaś czegoś, czy wolisz mnie podglądać? – Zapytała, opierając się o framugę.
-Na dole jest impreza. – Skrzywiłam się lekko. – Chodź się ze mną napić.
Odwróciłam się i odeszłam. Usłyszałam za sobą ciężkie kroki, które stawiały glany Megan. Zeszłam do dormitorium i przebrałam się w jeansy, koszulkę na ramiączkach, którą przykryłam luźną koszulą. Nawet jej nie zapinałam. Przyszłyśmy na Salę, w momencie w którym Mopsica wirowała na parkiecie z Dexterem. Pokierowałam Kristy w drugą stronę. Przeszliśmy obok Francuzów. Nagle ktoś mnie objął w pasie.
-Bounjeour, madame. – Nathaniel pochylił się i cmoknął w policzek. – Gdzie twój ochroniarz?
-A co cię to obchodzi? – Ledwie się zrozumiałam. – Pewnie pieprzy się z Mopsicą…
-Na razie. Później wpadniemy. – Kristy pociągnęła mnie za rękę. Zaciągnęła do jakiegoś pustego stolika. – No dobra, gadaj. Coś musiało się stać, że największa bijatyka w Merlinie, nie licząc mnie, oczywiście, chodzi z nosem na kwintę.
-Nie, Kristy, nic się nie stało. Tylko… mogłabyś się ze mną upić?
Dziewczyna uśmiechnęła się i sięgnęła po różdżkę, aby przytransportować rosyjską wódkę.
***
Byliśmy mocno nachlani. Alkohol lał się chyba litrami. Przed północą wielu naszych „pijaków” już spało na kanapach. Potter zaskoczył mnie mocną głową, tak samo Rudzielcy. Granger nie miała za mocnej głowy, tak jak ta cała Lovegood. Longbottom też już leżał. Ślizgoni trzymali się w różnym stanie. Jedni jeszcze trzymali się na nogach, inni leżeli przewieszeni za podparcie. Lucy, która ostatnio nie piła z nami, też miała mocną głowę. Na pewno wypiła tyle, co ja albo niewiele mniej.
Nie wiem, co strzeliło Mopsicy do tego jej pustego łba, ale podeszła do mnie i otwarcie się zalecała. Przechodząc, machała tyłkiem.  Usiadła mi na kolanach i zasłoniła widok na Lucy. Nachyliła się, jakby chciała mnie pocałować. Próbowałem ją zepchnąć, ale chwyciła mnie swoimi długimi paznokciami za koszulę i trzymała. Chciałem jej się wyrwać, ale nie miałem jak. Szamotałem się, biłem ją, chociaż przysięgłem nie uderzyć kobiety.
Zaskoczyła mnie. Pocałowała.
Spoliczkowałem ją, aż sama spadła na podłogę.
-Ale, Dracusiu… - Zawyła.
-Nie nazywaj mnie tak! – Krzyknąłem, wstając. – Idź stąd! Znajdź sobie kogoś innego do pieprzenia.
-To wszystko przez nią. Zakochałeś się w niej!
-Wiesz, to naprawdę zaskakujące, że podoba mi się dziewczyna. – Zaakcentowałem ostatnie słowo.
-A-ale, Dracusiu…
-Nie chcę cię znać. Gdyby nie to, że ON mnie o to prosił, nigdy bym się do ciebie nie odezwał.
-Nie opowiadaj głupot… - Uśmiechnęła się sztucznie, a ja poczułem mdłości.
-Zabini…
 Spojrzałem na przyjaciela, a on już podawał mi flaszkę. Pociągnąłem prosto z butelki. Od kiedy Pazur pokazała nam wódkę… Właśnie, Pazur. Drugiego listopada mam stawić się we własnym domu, bo Czarny Pan organizuje tam bal. Na cześć Eweliny. Ogłosi ją swoją córką.
-Malfoy!
Odwróciłem się, gdy ktoś krzycząc moje nazwisko, uderzył mnie w ramię. Blaise patrzył na mnie smutno.
-Powiedziałeś jej? – Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. – Lucy. W końcu zostanie sama. Tylko z Mili.
-Nie, nie powiedziałem.
-Jeśli nie powiesz jej dzisiaj, jutro sam to zrobię. – Pogroził mi. Wytrzymałem jego spojrzenie. Uśmiechnął się. – Ale, Dracusiu… noc jest jeszcze młoda. Bawmy się, zwycięzco!
Miałem ochotę go zabić, ale wiedziałem, że i tak będzie mnie dręczyć. Nawet jako duch byłby męczący. Chyba nawet bardziej niż za życia. Sięgnąłem po następną flaszkę.
-Masz rację, Chemik, bawmy się.
Nie miałem ochoty na zabawę. Po prostu chciałem się upić.
***
Oboje się męczyli, ale żadne nie powie drugiemu, co czuje. Lucy widziała pocałunek Mopsicy. Wyszła na parkiet, ale nie wróciła. Za to Potter tak, z czerwonym policzkiem. Chemik rozglądał się za Evansówną, ale nie mógł jej znaleźć. Nawet nie miał ochoty dokuczać Potterowi.
Noc minęła szybko. Dla Chemika skończyła się po drugiej. Gdy się obudził, zauważył, że on, tak jak i reszta są w Wielkiej Sali. Leżał Ronowi na kolanach, a na nim leżał Draco. Hermiona i Ginny leżały na Potterze. Ślizgonki porozkładały się głównie na swoich partnerach. Nigdzie nie widział Lucy.
Nagle coś rąbnęło, a potem ktoś krzyknął – stanowczo za głośno. Przez głowę przetoczył się ból, niczym jeż, wbijając swoje kolce w każde miejsce. Był naprawdę nieznośny.
-Nienawidzę kaca. – Szepnął ktoś, leżący na podłodze. Blaise wychylił się zobaczyć, kto to. Nott złapał się za głowę.
-Popieram. – Odszepnął Draco. – Może ktoś podać eliksir na kaca?
-Mmm… nie mam pod ręką. – Parkinson zwaliła coś, szukając leku.
-Ja też nie. – Szepnął Blaise, lekko się podnosząc.
-No to klops. – Stwierdził Ron, który przebudził się w międzyczasie.
-Evans, do jasnej cholery! Wstawaj i przestań się wygłupiać! – Krzyk dziewczyny potoczył się po Sali, sprawiając, że wiele osób jęknęło i złapało się za głowy. – Merlinie… pomocy!
***
Gdy wygadałam się Kristy, byłam tak pijana, że nie odróżniałam konturów. Wszystko się zlewało, nabierało jednego koloru – brązowego, nawet Megan nie wyglądała tak groźnie, jak zwykle, ale nie dbałam oto.
-Kristy… - Zaczęłam cicho. Obie miałyśmy potwornego kaca. – Nie chcę, żebyś uważała mnie za słabą. Ja… się staram, ale…
-Ci… nie gadaj. W głowie mi szumi.
-Mi też.
Leżałam twarzą na niskim stoliku, Kristy leżała po drugiej stronie, tak że czubki naszych głów się dotykały. Ręce bezwładnie zwisały po obu stronach. Szum to mało powiedziane. Miałam wrażenie, że jednym uchem wjeżdża czołg, a drugim wyjeżdża. Gdzieś przy skroniach toczy zawziętą bitwę i zwycięsko goni uciekinierów.
Podniosłam głowę.  Wciąż byłam w Wielkiej Sali, a wokół leżeli uczniowie.  Francuzi leżeli jeden na drugim, dziewczyny na chłopakach i na odwrót. Wiele panienek miało poszarpane suknie i rozczochrane fryzury. Chłopaki pościągali muszki, krawaty i wierzchne szaty, które walały się po podłodze. W Sali panował bajzel i miałam niejasne przeczucie, że wiem, na kogo spadnie obowiązek uprzątnięcia go. W irytacją położyłam głowę na blat.
-Witaj, moja pani. – Głos Nathaniela zabrzmiał mi w uszach.
-Daj mi spokój. – Sapnęłam.
-Mam zbawienny lek. – Podniosłam pomału głowę. Francuz pomachał mi flakonikiem przed oczami. – Dam ci go pod jednym warunkiem.
-Lucy, nie zgadzaj się. – Szepnęła Megan. – Cokolwiek to będzie, zgłaszam się na ochotnika. Tylko, żeby ten ból zniknął…
-Pod jakim warunkiem? – Zapytałam, ignorując ją.
-Spędzisz ze mną cały dzisiejszy dzień.
-Tylko to? – Zapytałam zaskoczona.
-Tak, tylko to. Jutro wyjeżdżam, więc chciałbym mieć miłe wspomnienia.
-Rozumiem. – Mruknęłam. – Dawaj to.
Wyrwałam mu z rąk eliksir i wypiłam duszkiem. Twarz Francuza rozjaśnił dziwny uśmiech, a ja poczułam, że zrobiłam bardzo, bardzo źle i nieodpowiedzialnie. Najpierw w tempie ekspresowym zniknął pulsujący ból w głowie. Potem bardzo wyraźnie usłyszałam śmiech Nathaniela. Wyczuliły mi się wszystkie zmysły. Słyszałam nawet rozmowę Ślizgonów z drugiego końca Sali. Obok mnie Megan oddychała ciężko, a kolory nabrały przerażającej intensywności. Poczułam, że zaczęło robić się strasznie gorąco. Zauważyłam odchodzącego chłopaka. Zerknął na mnie przez ramię, a ja zaczęłam się dusić. Chwyciłam się za gardło, próbując rozmasować gulę, która powstała w przełyku.
Poczułam na sobie dotyk Kristy. Patrzyła na mnie i coś mówiła, ale nie słyszałam jej. W głowie mi pociemniało i spadłam z krzesła. Ostatnie zdanie usłyszałam, ale nie miałam jak odpowiedzieć.
-Evans, do jasnej cholery! Wstawaj i przestań się wygłupiać! – Nastąpiła chwila ciszy. – Merlinie… pomocy!

2 komentarze:

  1. Ulala... Jeszcze przed podaniem Lucy tego eliksiru wiedziałam, że coś będzie nie tak...Eh, ciekawe czemu ten Francuz to zrobił, ale pewnie Lucy wyjdzie z tego cało, a przynajmniej mam taką nadzieję ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja nie nawidzę takich zakończeń!
    Chcę już wiedzieć co będzie dalej!!Oby nic jej nie było/ A Nathaniel - fajny ;D
    Piszcie szybko, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń