Dodaję rozdział po niezwykle inteligentnej rozmowie z Ebi o 20metrowych konopiach, które potrafią całkowicie skasować komuś samochód. Wiem, wiem, inteligentnej inaczej ;D
Cóż, pozostaje mi zaprosić Was na rozdział dotyczący Lucy. ;D
Pozdrawiam, Tyśka ;)\
Gdy
zeszliśmy, wszyscy nam gratulowali: klepali po ramionach, energicznie
potrząsali naszymi rękoma, wykrzykiwali podziękowania, chyba nawet z drugiego
końca Sali. Doszliśmy do naszych kanap, a tam przywitała nas burza oklasków.
Byli tam Nott, Mili, Chemik, Margaret, Parkinson, Greengras, Strix, Risu, Ruda,
Sheller, Neville, Luna i wiele, wiele innych osób. Tak naprawdę chciałam tylko,
aby byli Chemik i Pazur, bo to im najbardziej trzeba było podziękować za pomoc
w organizowaniu.
Ukłoniłam
się z uśmiechem na twarzy i zdjęłam szarfę. Strasznie śmierdziała. Tak jakby
Ślizgoni nigdy nie wygrywali żadnych nagród. Usiadłam koło Margaret. Nie
widziałam jej wcześniej. Krukonka miała na sobie ciemnofioletową suknię do
kolan. Jasne włosy zaplątała w tysiące cieniutkich warkoczyków. W połączeniu z
jej oliwkową karnacją nadawało to cech południowych. Miała ładny uśmiech i
ślicznie się śmiała, ale –dzięki Merlinowi!-można z nią było normalnie pogadać.
-No
cóż, Lucy, gratuluję pierwszego miejsca. – Uśmiechnęła się. Jeden z jej długich
warkoczyków opadł na czoło. – Postaraliście się. Może doszło do czegoś?
-Co?
– Popatrzyłam na nią.
-Przecież
widzę. Draco był zazdrosny i nie może spuścić z ciebie oczu.
-Zdaje
ci się. Po prostu chwali się zwycięstwem.
-Oj,
Lucy, Lucy. – Roześmiała się. – Zobaczysz, jeszcze coś z tego będzie.
-Maggie. – Zmroziłam ją wzrokiem, a ta zwyczajnie się
roześmiała.
Rozmawialiśmy,
śmialiśmy się. Podchodziło do nas wiele Francuzów, ale żaden długo nie zagrzał
miejsca. Ktoś przyniósł wódkę. Nie chciałam pić, ale zmusili mnie. Dexter
pociągnął mnie za rękę, stawiając do pionu. Podał kieliszek, upewnił się, że
wszyscy mają.
-Ej!
Ślizgoni rzadko wygrywają, a jeśli już to w piciu. – Zaśmiałam się z
pozostałymi. – Dlatego… dzisiaj pijemy do samego rana! Gratulacje, Lucy!
Dexter
nachylił się, jakby chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę. Cmoknął mnie w
policzek. Nie wiem, dlaczego tak nagle uparli się, żeby zrobić ze mnie i
Malfoya parę. Przecież różniliśmy się pod każdym względem!
Wyciągnął
rękę i poprzez skrzyżowane ręce wychyliliśmy po kieliszku. Zrobiło mi się
przyjemnie i gdy usiedliśmy, już nie odmawiałam. Piłam ze wszystkimi. Po jakiś
trzech-czterech kieliszkach, kiedy najsłabsze ogniwa, takie jak Luna, czy Strix
odpadły, wstała Mopsica. Kręciła tyłkiem, przechodząc obok każdego chłopaka. W
końcu doszła na początek, gdzie siedział Dexter i usiadła mu okrakiem na
kolanach. Pochyliła się, aby go pocałować. Odwróciłam wzrok i nalałam sobie
jeszcze kieliszek. Wypiłam duszkiem. Złapałam Shellera za rękę i zaciągnęłam na
parkiet. Alkohol szumiał mi w głowie, było mi przyjemnie i starałam się o
niczym nie myśleć. Wirowaliśmy chwilę na parkiecie, ale Harry złapał mnie za
nadgarstki i zakazał picia. Spoliczkowałam go i odeszłam. Nikt, ale to nikt, nie
będzie zakazywał mi pić, kiedy mam ochotę. Nie wracałam do stolika, nie
chciałam ich widzieć. Czułam przygnębienie i frustrację.
Wyszłam
z Sali i lekko wstawiona zapukałam do pokoju Kristy. Otworzyła drzwi ubrana w
bojówki i koszulkę na ramiączkach. Pociągnęłam nosem i przypatrzyłam się jej. W
sumie była całkiem ładna. Silna, mądra i niezależna.
-Chciałaś
czegoś, czy wolisz mnie podglądać? – Zapytała, opierając się o framugę.
-Na
dole jest impreza. – Skrzywiłam się lekko. – Chodź się ze mną napić.
Odwróciłam
się i odeszłam. Usłyszałam za sobą ciężkie kroki, które stawiały glany Megan.
Zeszłam do dormitorium i przebrałam się w jeansy, koszulkę na ramiączkach,
którą przykryłam luźną koszulą. Nawet jej nie zapinałam. Przyszłyśmy na Salę, w
momencie w którym Mopsica wirowała na parkiecie z Dexterem. Pokierowałam Kristy
w drugą stronę. Przeszliśmy obok Francuzów. Nagle ktoś mnie objął w pasie.
-Bounjeour,
madame. – Nathaniel pochylił się i cmoknął w policzek. – Gdzie twój ochroniarz?
-A
co cię to obchodzi? – Ledwie się zrozumiałam. – Pewnie pieprzy się z Mopsicą…
-Na
razie. Później wpadniemy. – Kristy pociągnęła mnie za rękę. Zaciągnęła do
jakiegoś pustego stolika. – No dobra, gadaj. Coś musiało się stać, że
największa bijatyka w Merlinie, nie licząc mnie, oczywiście, chodzi z nosem na
kwintę.
-Nie,
Kristy, nic się nie stało. Tylko… mogłabyś się ze mną upić?
Dziewczyna
uśmiechnęła się i sięgnęła po różdżkę, aby przytransportować rosyjską wódkę.
***
Byliśmy
mocno nachlani. Alkohol lał się chyba litrami. Przed północą wielu naszych
„pijaków” już spało na kanapach. Potter zaskoczył mnie mocną głową, tak samo
Rudzielcy. Granger nie miała za mocnej głowy, tak jak ta cała Lovegood.
Longbottom też już leżał. Ślizgoni trzymali się w różnym stanie. Jedni jeszcze
trzymali się na nogach, inni leżeli przewieszeni za podparcie. Lucy, która
ostatnio nie piła z nami, też miała mocną głowę. Na pewno wypiła tyle, co ja
albo niewiele mniej.
Nie
wiem, co strzeliło Mopsicy do tego jej pustego łba, ale podeszła do mnie i
otwarcie się zalecała. Przechodząc, machała tyłkiem. Usiadła mi na kolanach i zasłoniła widok na
Lucy. Nachyliła się, jakby chciała mnie pocałować. Próbowałem ją zepchnąć, ale
chwyciła mnie swoimi długimi paznokciami za koszulę i trzymała. Chciałem jej
się wyrwać, ale nie miałem jak. Szamotałem się, biłem ją, chociaż przysięgłem
nie uderzyć kobiety.
Zaskoczyła
mnie. Pocałowała.
Spoliczkowałem
ją, aż sama spadła na podłogę.
-Ale,
Dracusiu… - Zawyła.
-Nie
nazywaj mnie tak! – Krzyknąłem, wstając. – Idź stąd! Znajdź sobie kogoś innego
do pieprzenia.
-To
wszystko przez nią. Zakochałeś się w niej!
-Wiesz,
to naprawdę zaskakujące, że podoba mi się dziewczyna. – Zaakcentowałem ostatnie
słowo.
-A-ale,
Dracusiu…
-Nie
chcę cię znać. Gdyby nie to, że ON mnie o to prosił, nigdy bym się do ciebie
nie odezwał.
-Nie
opowiadaj głupot… - Uśmiechnęła się sztucznie, a ja poczułem mdłości.
-Zabini…
Spojrzałem na przyjaciela, a on już podawał mi
flaszkę. Pociągnąłem prosto z butelki. Od kiedy Pazur pokazała nam wódkę…
Właśnie, Pazur. Drugiego listopada mam stawić się we własnym domu, bo Czarny
Pan organizuje tam bal. Na cześć Eweliny. Ogłosi ją swoją córką.
-Malfoy!
Odwróciłem
się, gdy ktoś krzycząc moje nazwisko, uderzył mnie w ramię. Blaise patrzył na
mnie smutno.
-Powiedziałeś
jej? – Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. – Lucy. W końcu zostanie sama.
Tylko z Mili.
-Nie,
nie powiedziałem.
-Jeśli
nie powiesz jej dzisiaj, jutro sam to zrobię. – Pogroził mi. Wytrzymałem jego
spojrzenie. Uśmiechnął się. – Ale, Dracusiu… noc jest jeszcze młoda. Bawmy się,
zwycięzco!
Miałem
ochotę go zabić, ale wiedziałem, że i tak będzie mnie dręczyć. Nawet jako duch
byłby męczący. Chyba nawet bardziej niż za życia. Sięgnąłem po następną
flaszkę.
-Masz
rację, Chemik, bawmy się.
Nie
miałem ochoty na zabawę. Po prostu chciałem się upić.
***
Oboje się męczyli, ale żadne nie powie drugiemu, co
czuje. Lucy widziała pocałunek Mopsicy. Wyszła na parkiet, ale nie wróciła. Za
to Potter tak, z czerwonym policzkiem. Chemik rozglądał się za Evansówną, ale
nie mógł jej znaleźć. Nawet nie miał ochoty dokuczać Potterowi.
Noc minęła szybko. Dla Chemika skończyła się po
drugiej. Gdy się obudził, zauważył, że on, tak jak i reszta są w Wielkiej Sali.
Leżał Ronowi na kolanach, a na nim leżał Draco. Hermiona i Ginny leżały na
Potterze. Ślizgonki porozkładały się głównie na swoich partnerach. Nigdzie nie
widział Lucy.
Nagle coś rąbnęło, a potem ktoś krzyknął – stanowczo
za głośno. Przez głowę przetoczył się ból, niczym jeż, wbijając swoje kolce w
każde miejsce. Był naprawdę nieznośny.
-Nienawidzę kaca. – Szepnął ktoś, leżący na
podłodze. Blaise wychylił się zobaczyć, kto to. Nott złapał się za głowę.
-Popieram. – Odszepnął Draco. – Może ktoś podać
eliksir na kaca?
-Mmm… nie mam pod ręką. – Parkinson zwaliła coś,
szukając leku.
-Ja też nie. – Szepnął Blaise, lekko się podnosząc.
-No to klops. – Stwierdził Ron, który przebudził się
w międzyczasie.
-Evans, do jasnej cholery! Wstawaj i przestań się
wygłupiać! – Krzyk dziewczyny potoczył się po Sali, sprawiając, że wiele osób jęknęło
i złapało się za głowy. – Merlinie… pomocy!
***
Gdy
wygadałam się Kristy, byłam tak pijana, że nie odróżniałam konturów. Wszystko
się zlewało, nabierało jednego koloru – brązowego, nawet Megan nie wyglądała
tak groźnie, jak zwykle, ale nie dbałam oto.
-Kristy…
- Zaczęłam cicho. Obie miałyśmy potwornego kaca. – Nie chcę, żebyś uważała mnie
za słabą. Ja… się staram, ale…
-Ci…
nie gadaj. W głowie mi szumi.
-Mi
też.
Leżałam
twarzą na niskim stoliku, Kristy leżała po drugiej stronie, tak że czubki
naszych głów się dotykały. Ręce bezwładnie zwisały po obu stronach. Szum to
mało powiedziane. Miałam wrażenie, że jednym uchem wjeżdża czołg, a drugim
wyjeżdża. Gdzieś przy skroniach toczy zawziętą bitwę i zwycięsko goni
uciekinierów.
Podniosłam
głowę. Wciąż byłam w Wielkiej Sali, a
wokół leżeli uczniowie. Francuzi leżeli
jeden na drugim, dziewczyny na chłopakach i na odwrót. Wiele panienek miało
poszarpane suknie i rozczochrane fryzury. Chłopaki pościągali muszki, krawaty i
wierzchne szaty, które walały się po podłodze. W Sali panował bajzel i miałam
niejasne przeczucie, że wiem, na kogo spadnie obowiązek uprzątnięcia go. W
irytacją położyłam głowę na blat.
-Witaj,
moja pani. – Głos Nathaniela zabrzmiał mi w uszach.
-Daj
mi spokój. – Sapnęłam.
-Mam
zbawienny lek. – Podniosłam pomału głowę. Francuz pomachał mi flakonikiem przed
oczami. – Dam ci go pod jednym warunkiem.
-Lucy,
nie zgadzaj się. – Szepnęła Megan. – Cokolwiek to będzie, zgłaszam się na
ochotnika. Tylko, żeby ten ból zniknął…
-Pod
jakim warunkiem? – Zapytałam, ignorując ją.
-Spędzisz
ze mną cały dzisiejszy dzień.
-Tylko
to? – Zapytałam zaskoczona.
-Tak,
tylko to. Jutro wyjeżdżam, więc chciałbym mieć miłe wspomnienia.
-Rozumiem.
– Mruknęłam. – Dawaj to.
Wyrwałam
mu z rąk eliksir i wypiłam duszkiem. Twarz Francuza rozjaśnił dziwny uśmiech, a
ja poczułam, że zrobiłam bardzo, bardzo źle i nieodpowiedzialnie. Najpierw w
tempie ekspresowym zniknął pulsujący ból w głowie. Potem bardzo wyraźnie
usłyszałam śmiech Nathaniela. Wyczuliły mi się wszystkie zmysły. Słyszałam
nawet rozmowę Ślizgonów z drugiego końca Sali. Obok mnie Megan oddychała
ciężko, a kolory nabrały przerażającej intensywności. Poczułam, że zaczęło
robić się strasznie gorąco. Zauważyłam odchodzącego chłopaka. Zerknął na mnie
przez ramię, a ja zaczęłam się dusić. Chwyciłam się za gardło, próbując
rozmasować gulę, która powstała w przełyku.
Poczułam
na sobie dotyk Kristy. Patrzyła na mnie i coś mówiła, ale nie słyszałam jej. W
głowie mi pociemniało i spadłam z krzesła. Ostatnie zdanie usłyszałam, ale nie
miałam jak odpowiedzieć.
-Evans,
do jasnej cholery! Wstawaj i przestań się wygłupiać! – Nastąpiła chwila ciszy.
– Merlinie… pomocy!
Ulala... Jeszcze przed podaniem Lucy tego eliksiru wiedziałam, że coś będzie nie tak...Eh, ciekawe czemu ten Francuz to zrobił, ale pewnie Lucy wyjdzie z tego cało, a przynajmniej mam taką nadzieję ^^
OdpowiedzUsuńJak ja nie nawidzę takich zakończeń!
OdpowiedzUsuńChcę już wiedzieć co będzie dalej!!Oby nic jej nie było/ A Nathaniel - fajny ;D
Piszcie szybko, pozdrawiam ;)