Na początek kilka słów od autorek!
Witam Was, szanownych czytelników! ;) Dziś to ja jestem odpowiedzialna za dodanie notki. Pokornie błagamy o wybaczenie za opóźnienie, niestety Tyśka nie zawsze ma czas. W ramach wynagrodzenia dodaję dwie części, dlatego zorganizujcie sobie więcej czasu ;)
Pozdrawiam Ebi ;*
Witam Was, szanownych czytelników! ;) Dziś to ja jestem odpowiedzialna za dodanie notki. Pokornie błagamy o wybaczenie za opóźnienie, niestety Tyśka nie zawsze ma czas. W ramach wynagrodzenia dodaję dwie części, dlatego zorganizujcie sobie więcej czasu ;)
Pozdrawiam Ebi ;*
Hej wszystkim. Dużo osób się niecierpliwiło, czemu nie ma rozdziału. Otóż... a nie, jednak nie powiem. Rozdział dodaje Ebi i to jej należą się wszelkie wyrazy wdzięczności. Tak więc,ja tu nie mam nic do dodania, oprócz miłego czytania :D
To jeden z moich ulubionych rozdziałów :D
Tyśka
To jeden z moich ulubionych rozdziałów :D
Tyśka
- Co jest, ku*wa… - Szepnęłam, stojąc zdezorientowana w
drzwiach dormitorium…
Na łóżku Mili… Leżała Mili… Na niej Nott… Nagi Nott! Na
nagiej Mili! Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia, a para zaczęła szybko
zakrywać się kołdrą.
- Sorry, Pazur… - Teo w pośpiechu ubierał bokserki pod
kołdrą. – Nie wiedzieliśmy, że wrócisz tak szybko… - Mili zawiązała się kołdrą
i patrzyła na mnie przestraszona.
- Ej! Teo! Daj spokój. Nie ubieraj się. – Uśmiechnęłam się
do nich i wytknęłam język. Zastygli na chwilę. – No. Wy sobie kontynuujcie, a
ja się ulotnię . – Wyszczerzyłam zęby. – Zabiorę tylko laptopa i już mnie nie
ma. – Wzięłam komputer i wychodząc, życzyłam im jeszcze udanej zabawy i
puściłam oczko.
Cieszyłam się, że ta dwójka jest ze sobą. Od jakiegoś czasu
ciągnęło ich do siebie. Żałowałam, że ja nie mogę znaleźć się w takiej
sytuacji…
- Pazur! – Męski głos zatrzymał mnie w pół kroku. – A ty
dokąd, zła czarownico? – Przede mną stał Chemik z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Chodź do nas! – Zawołał i ciągnąc mnie za rękę, poprowadził w stronę kanapy
zajmowanej przez elitę.
- No to opowiadaj, Pazur, jak tam było u Snape’a! – Zaśmiał
się Malfoy.
Zdębiałam… - Co przepraszam? – Stałam z szeroko otwartymi
oczami. Nikt nie powinien mnie widzieć wtedy ze Snape’m…
- No, nie udawaj już! Jaki jest? – Odparła Asteria, siedząca
koło Flinta z żywym, wręcz niezdrowym zainteresowaniem.
- Ale ja dalej nie wiem, o co wam chodzi… - Odparłam, kręcąc
bezradnie głową.
- No, bo Pansy powiedziała…. – Młodsza Greengrass urwała,
kiedy zdała sobie sprawę, że wydała, kto rozpuszcza plotki wprowadzając mnie i
profesora w poważne problemy.
- Co Parkinson znów rozpowiada?! – Wycedziłam przez
zaciśnięte zęby. Cała się spięłam i wyprostowałam.
- Podobno widziała ciebie i Snape’a zaraz po twojej
konfrontacji z Gryfonami w lochach… Wpadliście na siebie i on zabrał cię do
siebie… Podobno całowaliście się na korytarzu… - Daniel siedzący niedaleko
mówił z delikatnie wyczuwalną złością.
- Gdzie. Ona. Jest?! – Wydarłam się, a wszystkie rozmowy w
Pokoju Wspólnym ucichły. – Czy ktoś mi do ku*wy nędzy powie, gdzie jest ta
przebrzydła szmata, Parkinson?! – Powtórzyłam już ciszej, ale z tą samą
wściekłością w głosie.
- Szmatą możesz nazywać samą siebie, Riddle. – Usłyszałam za
sobą piskliwy głosik Mopsicy.
- O nie, nie, moja droga. – Podeszłam do niej, wyciągając
różdżkę. – To nie ja przespałam się z połową piątego, szóstego i siódmego
rocznika.
- Wystarczy, że poszłaś do łóżka Snape’a. – Stała
naprzeciwko mnie zupełnie wyluzowana.
- Czy ty jesteś świadoma tego, co robisz? – Zapytałam,
mrużąc gniewnie oczy. – Czy ty wiesz, że twoje gadanie może ściągnąć na
profesora poważne problemy? – Już nie mówiłam, a syczałam. – Czy jesteś
świadoma tego, że zadzierasz z osobą, która, bądź co bądź może ci się odpłacić
w paskudny sposób? I na sam koniec. – Mówiłam ciągiem, praktycznie nie biorąc
oddechu między słowami. – Czy jesteś świadoma tego z czyją córką zadzierasz? A
zadzierając ze mną, narażasz się mojemu ojcu. – Akcentując odpowiednie słowa,
przybliżyłam się do dziewczyny.
- A czy ty wiesz, że ja się nie boję? – Pisnęła brunetka.
Roześmiałam się szczerze. No kurde! Kto jest tak porąbany? Śmiałam
się tak mocno i szczerze, że moja przepona zaprotestowała boleśnie.
- Parkinson. – Podeszłam do niej i położyłam dłoń na jej
ramieniu. – Podziwiam cię. Naprawdę. – Szczerzyłam się jak głupia. – Jak ty to
robisz, że przeszłaś tyle klas bez nawet jednej szarej komórki? –Uśmiechnęłam
się do dziewczyny raz jeszcze i już z poważną miną odwróciłam się do reszty
Ślizgonów.– Mam szczerą nadzieję, że nikt nie będzie tak samo pozbawiony mózgu
i nie będzie rozpowszechniał tych bezpodstawnych i idiotycznych plotek. – Warknęłam
i wyszłam na korytarz. Miałam dosyć tych pustogłowych dzieciaków.
Poszłam w stronę gabinetu Opiekuna Slytherinu. Po zapukaniu
odczekałam chwilę, a drzwi otworzył…
- O! Panna Riddle. Jak dobrze, że pani przyszła. –
Dumbledore nie krył swojego zadowolenia. – Już z profesorem Snape’m mieliśmy iść po
panią. – Uśmiechnął się do mnie dobrotliwie. – Proszę wejść. Musimy przedyskutować
kilka kwestii.
Weszłam do gabinetu Snape’a. Sam profesor siedział za swoim
biurkiem, natomiast dyrektor usadowił się w wygodnym fotelu naprzeciwko
nauczyciela. Podeszłam i niepewnie usiadłam na krześle po lewej stronie
dyrektora.
- Cóż cię do mnie sprowadza, panno Riddle? – Przenikliwy,
zimny głos Snape’a wywołał u mnie ciarki.
- Przyszłam, w sprawie plotek, które rozsiewa Parkinson,
profesorze. – Patrzyłam na mężczyznę z winą w oczach.
- Właśnie dlatego tu jesteśmy, panno Riddle. – Dumbledore
uśmiechnął się do mnie. –Fineas poinformował mnie o niepokojących plotkach
krążących wśród mieszkańców Slytherinu.
- Tylko wśród Ślizgonów? – Zapytałam, nie mogąc powstrzymać
języka, za co otrzymałam karcące spojrzenie Snape’a i uśmiech dyrektora.
- Na chwilę obecną, jedynie wśród mieszkańców Slytherin’u,
panno Riddle. – Dumbledore, jak zwykle miły i pocieszający.
- Jednakże, jutro może się to szybko zmienić. – Warknięcie
profesora zepsuło mój dobry nastrój.
- To może ukrócimy plotki? – Wyszczerzyłam się wrednie.
Byłam w stanie zrobić wszystko, żeby zetrzeć tej przebrzydłej Mopsicy, ten jej
przebrzydły uśmieszek z tej jej obrzydliwie przebrzydłej mordy.
- W jaki sposób, panno Riddle? – Powątpiewający ton Snape’a
nie zniechęcił mnie.
- Jest kilka… - Uśmiechnęłam się przebiegle. – Jednym może
być ukaranie jej na płaszczyźnie szkolonej. Na przykład… O! Zostanie zawieszona
w prawach ucznia! – Wykrzyknęłam entuzjastycznie w stronę dyrektora.
- Pomysł wart rozważenia… - Dyrektor w zamyśleniu gładził
swoją długa białą brodę. – Jednakże. – Poprawił się w fotelu. – Panno Riddle.
Sytuacja jest na tle poważna, iż nie można jej zbagatelizować. – Patrzył na
mnie przenikliwie.
- Albusie, przejdź do rzeczy! – Snape był coraz bardziej
zdenerwowany i niepewny.
- Czy macie romans? – Pytanie dyrektora zwaliło mnie z nóg.
Co prawda byłam przygotowana na taki przebieg rozmowy, jednak nie w tak
bezpośredni sposób.
Popatrzyłam niepewnie na Severusa. Ten jedynie zerknął na
mnie.
- Albusie… - Zaczął z ledwo wyczuwalnym zawahaniem. – Nie
mógłbym mieć romansu z Riddle’ówną… Z wiadomych przyczyn. – Zakończył, prawie
nie zdradzając swojego zdenerwowania.
- A tak z ciekawości spytam… - Odezwałam się bez nerwów. –
Jeśli miałabym z profesorem romans… - Widząc spojrzenia mężczyzn, urwałam – Nie mówię,
że miałam! – Zastrzegłam pod powątpiewającym wzrokiem dyrektora. – Ale jeśli.
Jakie konsekwencje miałyby takie relacje między nauczycielem a uczniem? –
Patrzyłam na Dumbledore’a.
- W takiej sytuacji ministerstwo przewidziało zwolnienie
nauczyciela i odebranie prawa wykonywania zawodu, a uczniowi wydalenie ze
szkoły. – Zimny głos profesora zwrócił moją uwagę na jego osobę.
- Pff. – Prychnęłam lekceważąco. – A jeśli udowodni się, że
cała wina jest po stronie ucznia? – Znów przeniosłam wzrok na dyrektora.
- Wtedy uczeń zostaje wydalony ze szkoły. Nauczyciel…
Właściwie to zostaje odsunięty od pracy na jakiś czas… - W zamyśleniu znów
gładził brodę. – Jednak lepiej by było, żeby żadna ze stron okazała się niewinna.
– Popatrzył na mnie przeszywającym wzrokiem.
- Ależ, oczywiście. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Jeśli
mogę jeszcze spytać…
- Już zapytałaś, Riddle. – Znów warknięcie profesora.
- W takim razie, co jest uznawanie za „romans” ? – Mówiąc,
nakreśliłam w powietrzu cudzysłów.
- A co według ciebie zalicza się do romansu? – Dobrze mi
znana ironia i jad w głosie nauczyciela, uspokoiła mnie jeszcze bardziej.
Wiedziałam, że obaj mężczyźni znajdą wyjście z sytuacji, jednak i tak się
trochę denerwowałam… Nie chciałam niszczyć życia człowiekowi, który jest mi
oparciem.
- Taki romans, że romans to przede wszystkim uczucie. –
Mówiłam spokojnie, patrząc dość wymownie na profesora. – Ale taki romansik, to
stosunek seksualny. – Uśmiechnęłam się delikatnie, odwracając w stronę
dyrektora. – Czy uczucie, oczywiście czysto platoniczne, jest karane przez
ministerstwo? – Podniosłam, pytająco brew.
- Jeśli nie doszło do kontaktu fizycznego, nic nie można wam
zarzucić. – Uśmiechnął się szczerze. – W takim razie wszystko omówiliśmy. –
Podnosił się z fotela. – Jutro po śniadaniu zapraszam was oraz pannę Parkinson
do mojego gabinetu. Niestety, musimy poznać szczegóły jej wersji. – Uśmiechnął
się dobrotliwie i wyszedł.
Siedzieliśmy przez chwilę z profesorem w ciszy. Patrząc w
jego oczy, dostrzegłam jedynie chłód i obojętność. Spuściłam głowę z rosnącym
poczuciem winy. – Przepraszam… - Wyszeptałam i przygarbiona podniosłam się z
krzesła. Nie czekając na odpowiedź, podeszłam do drzwi. Ciepła męska dłoń
objęła moją leżącą na klamce.
- Nie masz, za co przepraszać. – Jego cichy szept, tuż przy
moim uchu zmienił moje nogi w watę. – Jestem tak samo winny. – Objął mnie
delikatnie w pasie, odwracając przodem do siebie. – Nie pozwolę, żeby cię
wyrzucili ze szkoły. – Przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Dziękuję. – Szepnęłam. – A ja nie pozwolę, żebyś stracił
pracę. – Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i pocałowałam w policzek. – Pójdę
już. – Odwróciłam się po tym, jak kiwnął potwierdzająco głową.
W PW było spokojnie. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami.
Koło kominka siedziała Mili skrobiąca coś na pergaminie.
- Mili… - Szepnęłam, podchodząc do niej. Chciałam znów się z
nią przyjaźnić… Brakowało mi jej ciepłego głosu dającego mądre rady.
Odwróciła się i z delikatnym strachem spojrzała na mnie. –
Ewelina. – Szepnęła.
- Mogę? – Zapytałam, wskazując wolne miejsce koło niej na
kanapie. Jedynie kiwnęła głową. Usiadłam i zerknęłam na temat wypracowania…
- O cholera! – Krzyknęłam łapiąc się za głowę. – Esej dla
Cortinasa!! – Zerwałam się z kanapy i wybiegłam jak strzała z Pokoju wspólnego,
wśród cichych śmiechów i jednego nieśmiałego delikatnego uśmieszku na okrągłej
twarzyczce dziewczyny, która była dla mnie tak ważna…
***
Podczas porannej poczty wszyscy zamarli w bezruchu. Notatka
na pierwszej stronie poraziła nawet grono pedagogiczne. Snape podszedł do
wściekłej Lucy i równie wkurzonego Dracona.
-Czy możecie mi to wytłumaczyć? – Syknął.
-Nie, panie profesorze. – Warknęła Lucy. – Sama chciałabym
wiedzieć, o co chodzi.
-A pan, panie Malfoy?
-Nic nie wiem, profesorze. – Przyznał cicho Draco.
Snape odszedł. Blaise pochylił się do nich, a reszta
przysunęła się, chcąc usłyszeć coś więcej.
-Dlaczego nic nam nie powiedzieliście? – Zapytał
oskarżająco. – Jesteśmy waszymi przyjaciółmi, powinniście nam powiedzieć…
-Chemik. – Zaczęła zimno Lucy. – Wierz mi, że nie wiem, co
ten idiota wymyślił!
-Kogo masz na myśli, kretynko?
-A jak myślisz, imbecylu?
-Kłótnia zakochanych? – Przerwał im słodki głos Parkinson. –
Raczej zaręczonych, niż zakochanych…
-Zazdrościsz, Mopsie? Możesz sobie go wziąć. – Warknęła
panna Evans, po raz kolejny.
-Lucy, naprawdę nic nie wiesz na temat waszego zaręczenia? –
Zapytała Ewelina, siedząca koło niej.
-Nic! Chyba, że się ze mną zaręczył, jak byłam nieprzytomna!
Malfoy!
-Przecież mówię ci, kretynko, że to nie ja! Tym razem nie
mam z tym nic wspólnego!
Szmery coraz głośniej rozlegały się Sali. Uczniowie patrzyli
na dwójkę Ślizgonów z podejrzeniem, odrazą, gotowi szydzić. Przed Malfoyem
wylądowała kartka, na której było napisane „Otwórz”. Blondyn rozejrzał się, ale
było za dużo uczniów, więc nie mógł zidentyfikować nadawcy. Rozłożył papier. Na
środku kartki narysowano jego podobiznę oraz Lucy. Trzymał w rękach klejnot Malfoyów
i podawał dziewczynie, która mdlała teatralnie.
Malfoy patrzył nienawistnie dookoła. Lucy spojrzała na niego
i wyrwała kartkę. Wściekła podarła ją w drobny mak. Wstała i wyciągnęła
różdżkę.
-Sonorus. – Mruknęła, a jej głos potoczył się po Sali.
Różdżkę trzymała przy swoim gardle. – Nie wiem, kto z was puścił tę perfidną
plotkę, te okropne kłamstwo, ale przysięgam, a wszystkich biorę za świadków,
zemszczę się! Nikt nie ma prawa mnie obrażać!
Snape wstał z katedry.
-Silencio! – Uciszył
dziewczynę, a ta spojrzała na niego wściekła. Tupnęła nogą i wyszła z
Sali.
-Cisza! – Krzyknął dyrektor, wstając. Machał rękoma,
próbując uciszyć tłum. – Moi mili! Dość! Cisza! Proszę rozejść się na swoje
zajęcia oraz do dormitoriów w razie zajęć na późniejszą godzinę.
Uczniowie chmurnie wstali i wciąż gawędząc, wyszli. Przy
stole Ślizgonów stała elita i patrzyła z niedowierzaniem na Dracona.
-Nic nie zrobiłem. – Powtórzył już ciszej. Stał chwilę, a
potem odszedł. Elita stała zdezorientowana i patrzyła na siebie, nie wiedząc co
robić. Zebrali się i poszli na pierwszą lekcję – zielarstwo.
*****
Wybiegłam z Sali, gdy Snape mnie uciszył. Miałam
podejrzenie, kto to zrobił, kto doniósł do Proroka. Tylko dwie osoby wiedziała,
że Draco posłużył się takim podstępem, aby dostać się do mnie do szpitala.
Weszłam do dormitorium, zabrałam swoją torbę i wyszłam z
zamku. Do zielarstwa wciąż miałam jakieś dwadzieścia minut, ale zamiast czekać
pod szklarnią, wolałam pójść nad jezioro. Było zimno, a niebo spochmurniało.
Pewnie będzie po południu padać.
Zaszłam pod wierzbę. Położyłam torbę na wilgotnej trawie i
usiadłam na niej. Dlaczego od pewnego czasu nic się nie udaje? Co ja komu
zrobiłam, że spotykają mnie takie rzeczy. Pazur córką największego
czarnoksiężnika, potem pobyt w szpitalu. Wracam do szkoły, a tak atmosfera tak
ciężka, że można ją nożem kroić. Wszyscy nagadują, ile wlezie. A teraz jeszcze
to? Co ja komu zrobiłam?
-Lucy?
Spojrzałam do góry. Snape stał koło mnie, niepewny,
niezdecydowany. Nawet z jego twarzy
zniknął ten okropny wyraz, który zwykle mu towarzyszył. Podniosłam się i
oparłam o pień wierzby. Chwyciłam pas torby w ręce i bawiłam się nim.
-Czego pan profesor chciał? – Zapytałam, wciąż zła.
-Wierzę wam. – Spojrzałam na niego. – Ani ty, ani Draco, nie
zrobilibyście czegoś tak głupiego. Gdyby Lucjusz, ojciec Dracona, się o tym
dowiedział, kazałby przyprowadzić cię na bal. Musimy to odkręcić nim Czarny Pan
się o tym dowie.
-A co jeśli się dowie?
-Będzie chciał cię sprawdzić.
-Będę musiała kogoś… zabić?
-Prawdopodobnie tak, ale na razie nie myślmy o tym. – Snape
chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę szklarni. – Zastanów się, jak się z
tego wykręcić. Porozmawiaj z Malfoyem. Ja mam na głowie inne problemy.
Zostawił mnie pod szklarnią, a sam odszedł do zamku.
Profesor Sprout przyszła punktualnie i rozpoczęła lekcję.
Nawet jej nie słuchałam, byłam pogrążona w swoich myślach. Wszyscy dobrali się
w pary, a ja zostałam sama. Nawet Pazur stanęła obok Chemika, nie patrząc na
mnie. Sięgałam po nawóz, gdy ktoś stanął koło mnie.
-Można?
-Draco. – Uśmiechnęłam się lekko do niego. – Jasne, że tak.
-Nie jesteś złośliwa. – Zauważył.
-Jestem ZŁA, nie widać?
-Nie, raczej nie. – W nagrodę za tak beznadziejną odpowiedź,
rąbnęłam go w ramię. Skrzywił się, ale nawet nie jęknął.
*****
Cały dzień spędzili w sumie razem. Po zielarstwie podeszli
do elity, ale ta rozmawiała na jakiś temat i całkowicie ich zignorowała. Tylko
Mili i Pazur zerkały czasem na nich, ale odwracały wzrok pod zimnym i twardym
spojrzeniem chłopaków.
Lucy chodziła smutna. Wiele godzin wraz z Draconem spędziła,
szukając w bibliotece jakiegoś rozwiązania.
-Nawet wyimaginowane zaręczyny można zerwać. – Mruknęła
Lucy.
-Nie u mnie w rodzinie. Gdy matka się dowie, zaprosi cię na
uroczysty obiad albo bal. – Mówił blondyn, przeglądając książkę w bibliotece. –
Malfoyowie jeszcze nigdy nie wycofali się z oświadczyn, a
nie chcę być pierwszy. Dziewczynie nie przystoi, więc musimy to jakoś obejść.
Gdyby tylko nie ten durny Prorok.
-Nie można zaskarżyć Proroka o wypisywanie bzdur?
-A kto ci to potwierdzi?
-Grrr… - Warknęła
dziewczyna. – Właśnie dlatego nie cierpię tego skomplikowanego świata mioteł.
-Świata mioteł? – Powtórzył i popatrzył na nią.
-No tak. Pewnie trzeba tam siedzieć wyprostowanym, z
elegancką fryzurą, dobrze i poprawnie się wypowiadać i tak dalej.
-A ty myślisz, że Pazur tak się zachowywała na balu na
początku listopada? – Lucy popatrzyła na niego. – Możesz mi wierzyć, że była
równie nieznośna, jak zwykle.
Lucy roześmiała się. Szukali dalej, ale w końcu pani Pince
wygoniła ich z biblioteki z wrzaskiem, że powinni zająć się sobą. Zrezygnowani
wrócili do dormitorium. Wszyscy na nich patrzyli. W powietrzu aż czuło się, że
o nich rozmawiali, a przerwali, gdy tylko weszli. Przed tłum wyszła Parkinson.
Podeszła do nich.
-Przyjemnie się pieprzyło?
-Jak ci za mało seksu, to idź do swoich zaufanych dostawców
spermy. – Warknęła Lucy, a Draco parsknął śmiechem. Rozeszli się do swoich
pokoi, a Parkinson stała tak, łykając gorycz porażki.
Lucy weszła do dormitorium. Pazur i Mili patrzyły na nią z
jakąś krzywdą w oczach.
-Nie będę nic mówić na ten temat – zaczęła Lucy. – Nic złego
nie zrobiłam.
Zabierając potrzebne rzeczy, weszła do łazienki.
-Lucy! – Mili uderzyła ręką w drzwi. – Nie zostawiaj
rodziny! Teraz mamy tylko siebie!
Panna Evans wybiegła z łazienki, rzucając się na szyję Mili.
Ta przytuliła ją mocno i głaskała po głowie, jak małe dziecko. Zaprowadziła do
łóżka i usiadły obie, po drugie stronie Lucy Ewelina.
-A teraz opowiedz nam, co się stało? – Mówiła łagodnym
głosem Mili, zwracając się do wyższej od siebie dziewczyny jak do małego
dziecka. – Może coś zrobiliście i zostało to źle odebrane?
-Jak Draco do mnie przyszedł w sobotę, mówił, że nie chcieli
go wpuścić, dlatego podał się za mojego narzeczonego. Ale tylko dwie osoby o
tym wiedziały. Kobieta w recepcji i pielęgniarka, pani Primrose. Ta w recepcji,
chyba nie mogłaby powiedzieć. Bo nawet jeśli, to kto by jej uwierzyć, że to
Malfoy…?
-Dobrze, już dobrze. – Mili znów zaczęła ją gładzić po
głowie.
-Ale teraz trzeba pomyśleć, co zrobić, aby unieważnić
zaręczyny, których tak naprawdę nie było. Nie można ich zerwać. Tak
przynajmniej mówi Draco, bo ja się nie znam…
-Cicho, Lucy, coś wymyślimy. – Zapewniła ją Mili.
-Ty wiesz, kto to zrobił. – Powiedziała gniewnie Ewelina.
Lucy jedynie pokiwała głową. Ewelina przymknęła oczy i odezwała się zmienionym
przez furię głosem. – Parkinson. – Dziewczyna znów pokiwała. – Już została
zawieszona. Niech tylko się Dumbledore dowie. Albo gorzej, niech no tylko ją
zobaczę!
-Dajcie spokój, mam w nosie całą szkołę i wszystkich, którzy
mnie obrażają. – Chlipała Lucy. – Sami nie mają nic w głowie, to rozsiewają
ploty.
-To dlaczego płaczesz?
-Nie wiem. – Lucy przetarła oczy zewnętrzną częścią dłoni. –
Odkąd tu przyjechałam, cierpię na niekontrolowane wybuchy płaczu. W Merlinie
nigdy nie płakałam…
-Spokojnie, Lucy. Na nas zawsze możesz liczyć.
Lucy poszła się wykąpać. Gdy wracała, ktoś zapukał do
dormitorium. Zatrzymała się gwałtownie, patrząc na dziewczyny. Obie pokręciły
głowami, nie wiedząc, kto to może być. Znów ktoś gwałtownie zapukał. Evans
sięgnęła po różdżkę, Ewelina ustawiła się koło łóżka, gotowa odeprzeć jakieś
zaklęcie. Lucy otworzyła drzwi Alohomorą.
-Expelliarmus! – Magiczne drewienko wylądowało na podłodze.
-Czyście zwariowały?! – Warknął Malfoy, rozbrojony na samym
progu. – Ładny szlafroczek, Evans. – Uśmiechnął się wrednie.
Lucy podeszła do niego i z pięści przywaliła w twarz. Draco
upadł, trzymając się za policzek.
-Wariatka, idiotka, stuknięta kretynka. Wiesz, że to boli?!
-Czego chciałeś?
-Wygonili mnie z dormitorium. Śpię u was.
I nie czekając na odpowiedź, położył się na łóżku Lucy w
ubraniach. Ściągnął buty i przykrył się kołdrą, tak że widać było tylko jego
blond włosy. Lucy usiadła na łóżku. Poczuła, że Draco na nią patrzy. Ewelina
zajęła się sobą, a Milicenta weszła do łazienki. Evans czaiła się.
Niespodziewanie pociągnęła za kołdrę, a owinięty nią chłopak wylądował na
podłodze. Lucy położyła się wygodnie. Usłyszała jeszcze tylko marudzącego
Malfoya i zasnęła.
A już myślałam ,że Parkinson umrze ;D
OdpowiedzUsuń(Jakie plotki sa wkurzajace!)
Pozdrawiam ;*
Hahaha, końcówka jest rozbrajająca XD
OdpowiedzUsuń