sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 20 cz.1


Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Nie mam kompletnie nic na swoje usprawiedliwienie. Próbnymi maturami czy chorobą nie mogę się wywinąć, bo miałam więcej czasu niż zwykle. Dlatego też czuję się ździebka winna.

Jednakże dodaję rozdział, dotyczący panny Riddle. 
Pozdrawiam ciepło, bo coś się zimno dziś zrobiło ;)
Tyśka

Szaro-niebieskie tęczówki moich oczu spoglądały krytycznie na moje odbicie w wielkim lustrze.
Na głowie miałam coś… W połowie głowy zaczesane pasma włosów spływały gładko u dołu. Natomiast te u góry, natapirowane, podpięte razem z pasmami po bokach, nadawały ostry i nowoczesny wyraz.
Suknię miałam tą samą, co na balu maskowym w Hogwarcie. Jednak tym razem kolor satynowej spódnicy zmieniłam na zieleń wpadającą w czerń, a niebieskie piórka przy rozcięciu zamieniłam na srebrne haftowane liście. Wszystkie niebieskie szycia na czarnym gorsecie w srebrne, a tasiemkę z tyłu na zieloną. Ogólnie suknia była bardzo… Ślizgońska.
Na nogi wsunęłam srebrne pantofelki na niewysokim obcasiku. Uszy przyozdobiłam dużymi kołami i delikatnymi białymi kuleczkami, na szyi zawiesiłam srebrny łańcuszek z malutkim serduszkiem, a ręce przyozdobiłam masą pierścionków, z którymi się nie rozstawałam i kilkoma bransoletkami.
Makijaż jak zwykle był mocny i czarny z dodatkiem zielonego cienia do powiek.
Akurat psikałam się perfumami, kiedy rozległo się pukanie i do pokoju wszedł Snape…
- Łaaał! – Wykrztusiłam, gdy profesor pokazał się w drzwiach. Miał na sobie tradycyjny czarny garnitur i, co dziwne, białą koszulę zwieńczoną czarną muchą przy kołnierzyku. Nie zabrakło też czarnej peleryny czarodzieja.
- Dziękuję za komplement. –Uśmiechnął się ironicznie. Podszedł do mnie, sięgnął dłonią do łańcuszka, prostując przywieszkę. Nachylił się delikatnie i szepnął – Wyglądasz nieziemsko. – Zadrżałam, a on odsunął się, oferując mi ramię. Wychodziłam z pokoju z intensywnym rumieńcem.
Snape prowadził mnie korytarzami, a ja rozpoznawałam tylko nieliczne. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach, podobnych do tych prowadzących do jadalni tylko większych.
- Ile tam jest ludzi? – Zapytałam lekko drżącym głosem.
Bałam się. A kto normalny, by się nie bał?
- Jakieś osiemdziesiąt. Jak wychodziłem nie było jeszcze wszystkich. – Powiedział lekko. Przełknęłam nerwowo, jednak potrząsnęłam głową i odzyskałam panowanie nad sobą. Snape patrzył na mnie z zadowoleniem. Posłałam mu uśmiech i energicznie pchnęłam drzwi.
Wszystkie oczy utkwione były we mnie. Podeszłam do Voldemorta.
- Wybacz, ojcze, jeśli ci przeszkodziłam. – Mówiąc, skłoniłam się nisko w wyrazie „szacunku”. Musiałam tu być twarda i nie pozwolić sobie na upokorzenie.
- Właśnie miałem cię zapowiadać. – Uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się minimalnie. – Moi drodzy! – Zwrócił się w stronę Śmierciożerców. – Przedstawiam wam moją córkę, Ewelinę Riddle! – Rozległy się oklaski. Rozejrzałam się po zebranych. Mój wzrok przykuły sylwetki w pierwszym rzędzie. Widząc miny moich szkolnych kolegów, łzy zalśniły w moich oczach. Draco, Blaise, Teodor, Parkinson, Dafne i Asteria, bliźniaczki Carrow, Flint, Crabbe, Goyle, Pucey… Elita Ślizgońska… Brakowało tylko… Davies… Stał za Filntem i Pucey’em. Jeszcze wiele innych znajomych twarzy z innych domów. Kolana mi zmiękły. Jaszczurka coś mówiła, jednak ja nie słuchałam. Błagałam Morganę, żeby to wszystko nie było prawdą…
- … Od dnia dzisiejszego macie tytułować mą córkę, Czarną Panią. Jest ona teraz moim prawowitym zastępcą. Macie traktować ją z szacunkiem! Wszelka niesubordynacja będzie karana! – Jego podniesiony głos dotarł do moich uszu.
Jak na komendę wszyscy skłonili się nisko. Miałam ochotę prychnąć pogardliwie i rozpłakać się, jak małe dziecko.
- Może chciałabyś coś powiedzieć? – Głos Jaszczurki był już dużo cichszy, jednak miałam wrażenie, że i tak wszyscy go słyszą.
Czy chciałam coś powiedzieć? Oczywiście! Było wiele rzeczy, które aż prosiły się o wykrzyczenie. Ja jednak uśmiechnęłam się lekko – Chciałam tylko podziękować wszystkim za przybycie. Cieszę się, że tu jesteście. – Posłałam znaczące spojrzenia chłopakom z elity. Voldemort kiwnął głową z aprobatą i skierował się w stronę dwóch foteli umieszczonych pod ścianą na przeciwko drzwi wejściowych. Zasiadł na wielkim pozłacanym fotelu. Ja usiadłam po jego prawej stronie na identycznym, tyle że z niższym oparciem i bardziej smukłym.
Rozglądałam się po sali. Pomieszczenie było ogromne! Prawie jak Wielka Sala w Hogwarcie, tylko niższe. Podłoga była czarna lśniąca z jakiegoś kamienia, tak samo ściany. Piaskowy sufit był w kształcie delikatnego łuku wieńczonego, z również piaskowymi kolumnami, rozjaśniającymi pomieszczenie. Po mojej prawej w rogu było wyjście na balkon. Jeszcze czegoś takiego nie widziałam.  Przez szklane drzwi widać było ciemniejące niebo i część ogrodu. Posadzka była wykonana z szarego kamienia a balustrada metalowa. Słychać było muzykę, jednak nie mogłam dostrzec jej źródła.
Wystrój Sali był… Imponujący. Na około delikatnego kamiennego podwyższenia poustawiano kanapy, sofy i stoliki. Wszystko w tonacji zieleń-czerń-krem. Pod sufitem, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, wisiały różnokolorowe balony i serpentyny. Między kolumnami przewieszano błyszczące zielono-srebrne materiały z godłem Slytherina.
Siedziałam tak dobrych dziesięć minut. Już tyłek zaczął mi drętwieć, gdy podeszła do nas pani Malfoy.
- Panie. – Skłoniła się nisko w stronę mojego ojca… - Pani. – Teraz w moją. Skrzywiłam się mimowolnie.
- O co chodzi, Narcyzo? – Leniwe pytanie Jaszczurki.
- Wybacz Panie, że przeszkadzam. Chciałam upewnić się, że pokój się podoba, Pani. – Znów skłoniła się delikatnie.
- Oczywiście, pani Malfoy. Pokój jest piękny. –Mówiłam z nutą sympatii w głosie.
- Bardzo mnie to cieszy, Pani. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Cała posiadłość zapiera dech w piersiach! – Uśmiechnęłam się do kobiety. – A wystrój Sali! Po prostu bajeczny! – Mówiłam z rosnącym entuzjazmem.
- Jest Pani zbyt łaskawa!- Delikatny rumieniec zadowolenia wkradł się na twarz kobiety.
- Musisz wiedzieć, córko, że to właśnie Narcyza organizowała bal. – Mój ojciec odezwał się, o dziwo ożywionym, lecz nadal zimnym głosem.
- Naprawdę? – Oczy mi się zaświeciły. – Pani Malfoy, bardzo dziękuję! Naprawdę! – Strach i niepewność gdzieś zniknęły. Kobieta uśmiechnęła się i skłoniła głęboko, dziękując za pochwałę. Pożegnała się i odeszła.
- To dobrze, że ci się podoba. – Mruknął ojciec z zadowoleniem ledwo widocznym na twarzy.
- Sala naprawdę jest piękna. – Mówiłam spokojnie. – Ojcze… - Zaczęłam niepewnie. Zwrócił twarz w moją stronę. - Czy mógłbyś przybliżyć mi tożsamość zebranych? – Niepewność rosła pod jego bacznym spojrzeniem.
- Oczywiście. – Usiadł wygodniej w fotelu. – Zaraz po naszej lewej stronie stoi Bellatrix Laestange razem z mężem Rudolfusem i jego bratem Rebastianem. – Słuchałam uważnie i przyglądałam się postacią w odświętnych wieczorowych kreacjach. – Trochę dalej Rodzeństwo Carrow, Alecto i Amycus, razem z córkami Amycusa. Dalej. Yaxel, Antonin Dołohow, Gibbon, Jugson z żoną Walerią i synem Sebastianem. Crabbe i Goyle z żonami i synami, Narcyza Malfoy z młodym Draco. Lucjusz Malfoy obecnie jest w Azkabanie. Walden Macnair z żoną i córką Lindą. Avery, Mulciber, Evan Rosier Junior, Nott z synem, Fabian Bulstroode. Dalej nasz drogi Severus Snape w towarzystwie Augustusa Rookwooda i Torfinn’a Rowle. Selwyn z żoną i synem, Travers z żoną i córką. Na tarasie rodzina Davies. Richard z żoną Margaret i synem Danielem. Dalej. Diane Zabini z synem Blaisem. Rodzina Greengrass, Malcolm Baddock Senior i Junior. Prithard z synem. Warrington z synem. Montague Senior i Junior. Rodzina Parkinson, Flint i Pucey z synami. Rodzina Edgecombe, Clearwater, Goldstein. Finch-Fletchley z synem, i na koniec rodzina Smith. – Spojrzał się na moją zagubioną twarz i uśmiechnął cynicznie. – Radzę ich zapamiętać. Są najważniejsi. – Mówił skupiony.  Większość mężczyzn mieściła się w przedziale dwadzieścia- pięćdziesiąt lat. I praktycznie nikogo nie znałam. Za to młodzież kojarzyłam doskonale. Byłam niezmiernie zdziwiona widząc Krukonów i Puchonów w TYM towarzystwie.
Zabrzmiały pierwsze takty walca wiedeńskiego. Spojrzał na mnie. – Zatańczmy. – Oznajmił i wstał. Chcąc, nie chcąc poszłam w jego ślady.
Wyszliśmy na środek parkietu i ustawiliśmy się odpowiednio. Będąc tak blisko Voldemorta odczuwałam wstręt i strach. Jednak muszę przyznać, że pachniał dość normalnie i zbudowany był dość dobrze. Miał na sobie, co prawda tę swoją czarną „zwiewną sukienkę”. Jeśli chodzi o sam taniec… Dzięki Merlinie, że rodzice namówili mnie na lekcje tańca w każde wakacje! Prowadził pewnie i płynnie.
Muzyka przestała grać, my przestaliśmy tańczyć. Skinął mi jedynie głową, a ja skłoniłam się delikatnie. Wrócił na tron.
- No no no. Córeczka tatusia. Nie ma co. – Usłyszałam za sobą szyderczy znajomy głos. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Parkinson. Prychnęłam jedynie i skierowałam się w stronę profesora, Rookwooda i jeszcze kogoś na T. – Nie ukarzesz mnie, o Pani? – Mówiła z ironią. Odwróciłam się jedynie w jej stronę
- Szkoda mi czasu dla tak niskich form życia. – Wznowiłam swoją wędrówkę. – Witam, panowie.- Uśmiechnęłam się delikatnie. Trzej mężczyźni spojrzeli na mnie.
- Witaj, Pani. - Pierwszy zreflektował się ten na „T”. – Torfinn Rowle. – Skłonił się, a ja zgodnie z zasadami saviore vivre podniosłam dłoń, którą on delikatnie ucałował. – Miło mi Panienkę poznać. – Uśmiechnął się odrobinę niepewnie.  Miał mocne, przystojne rysy twarzy. Nie mógł mieć więcej jak trzydzieści lat.
- Mnie również Panie… Rowle. – Zacięłam się przy jego nazwisku. - Proszę wybaczyć. Niestety nie mam pamięci do nazwisk. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nic nie szkodzi, Pani. – Skłonił się delikatnie z uśmiechem.
- Mam szczerą nadzieję, iż wybaczą mi panowie to, że przerwałam wam konwersację.
- Ależ oczywiście, że wybaczamy, Pani.- Rookwood zaśmiał się i ukłonił.
- Augustusie! Rozmawialiśmy już! – Upomniałam go surowo, lecz żartobliwie.
- Ależ oczywiście, Ewelino. Proszę mi wybaczyć moje zapominalstwo! – Widać było zdziwienie na twarzy Rowle’a.
- Może czegoś się Pani napije? – Snape odezwał się po raz pierwszy. Patrzyłam w te czarne oczy i przez kilka sekund nie wiedziałam, co powiedzieć.
- A co jest do dyspozycji?
- Co tylko chcesz, Ewelino! – Zaśmiał się Rookwood.
- W takim razie poproszę… Hymm… Martini… Z wódką i dwiema oliwkami. – Widząc zaskoczoną minę Rookwood’a i Rowle’a, sama się zaśmiałam.
Snape po chwili podał mi kieliszek z drinkiem – Niczego innego się po Pani nie spodziewałem, panno Riddle. – Uśmiechnął się ironicznie. Upiłam łyk drinka i zaczęłam bawić się oliwkami.
- Panowie, proszę nie mieć takich min! Wychowawszy się w Polsce, uraziłabym mentalność tego narodu, pijąc whisky. Może wtajemniczą mnie, panowie, w temat przerwanej przeze mnie rozmowy?
Rozmawiałam z mężczyznami kilka minut, pijąc drinka. Przy pierwszych taktach walczyka zostałam poproszona do tańca przez Rowle’a. Był świetnym tancerzem, jednak jak się później przekonałam nie umywał się do Mistrza Eliksirów.
Ledwo zeszłam z parkietu, a już zostałam prowadzona przez profesora na niego z powrotem.
- Mam nadzieję, że umiesz tańczyć Foxtrota? – Szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się jedynie. Co prawda nie byłam w tym mistrzem, ale totalną łamagą też nie.
Schodząc z parkietu, miałam dość. Poprosiłam nauczyciela o nowego drinka i wyszłam z napojem na balkon.
W cieniu zobaczyłam Chemika, opierającego łokcie na balustradzie.  

2 komentarze:

  1. Ale ludu! Musiałaś się trochę namęczyc aby ich wszystkich zebrac w jedno miejsce, prawda?
    Ach Voldek tańczy?! O_o I jest taki miły?! Nic już nie rozumiem, życie mi się kręci po tych drinkach ;) Ciekawe co na to Chemik ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo...Tyle tych nazwisk, masakra, postarałaś się ^^
    Opis balu bardzo mi się podobał i też mnie zdziwił łagodniejszy charakter Voldemorta, ale to nawet dobrze :D
    No, to czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń