Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Nie mam kompletnie nic na swoje usprawiedliwienie. Próbnymi maturami czy chorobą nie mogę się wywinąć, bo miałam więcej czasu niż zwykle. Dlatego też czuję się ździebka winna.
Jednakże dodaję rozdział, dotyczący panny Riddle.
Pozdrawiam ciepło, bo coś się zimno dziś zrobiło ;)
Tyśka
Szaro-niebieskie tęczówki moich oczu spoglądały krytycznie
na moje odbicie w wielkim lustrze.
Na głowie miałam coś… W połowie głowy zaczesane pasma
włosów spływały gładko u dołu. Natomiast te u góry, natapirowane, podpięte
razem z pasmami po bokach, nadawały ostry i nowoczesny wyraz.
Suknię miałam tą samą, co na balu maskowym w Hogwarcie.
Jednak tym razem kolor satynowej spódnicy zmieniłam na zieleń wpadającą w
czerń, a niebieskie piórka przy rozcięciu zamieniłam na srebrne haftowane
liście. Wszystkie niebieskie szycia na czarnym gorsecie w srebrne, a tasiemkę z
tyłu na zieloną. Ogólnie suknia była bardzo… Ślizgońska.
Na nogi wsunęłam srebrne pantofelki na niewysokim obcasiku.
Uszy przyozdobiłam dużymi kołami i delikatnymi białymi kuleczkami, na szyi
zawiesiłam srebrny łańcuszek z malutkim serduszkiem, a ręce przyozdobiłam masą
pierścionków, z którymi się nie rozstawałam i kilkoma bransoletkami.
Makijaż jak zwykle był mocny i czarny z dodatkiem zielonego
cienia do powiek.
Akurat psikałam się perfumami, kiedy rozległo się pukanie i
do pokoju wszedł Snape…
- Łaaał! – Wykrztusiłam, gdy profesor pokazał się w
drzwiach. Miał na sobie tradycyjny czarny garnitur i, co dziwne, białą koszulę
zwieńczoną czarną muchą przy kołnierzyku. Nie zabrakło też czarnej peleryny
czarodzieja.
- Dziękuję za komplement. –Uśmiechnął się ironicznie.
Podszedł do mnie, sięgnął dłonią do łańcuszka, prostując przywieszkę. Nachylił
się delikatnie i szepnął – Wyglądasz nieziemsko. – Zadrżałam, a on odsunął się,
oferując mi ramię. Wychodziłam z pokoju z intensywnym rumieńcem.
Snape prowadził mnie korytarzami, a ja rozpoznawałam tylko
nieliczne. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach, podobnych do tych prowadzących do
jadalni tylko większych.
- Ile tam jest ludzi? – Zapytałam lekko drżącym głosem.
Bałam się. A kto normalny, by się nie bał?
- Jakieś osiemdziesiąt. Jak wychodziłem nie było jeszcze
wszystkich. – Powiedział lekko. Przełknęłam nerwowo, jednak potrząsnęłam głową
i odzyskałam panowanie nad sobą. Snape patrzył na mnie z zadowoleniem. Posłałam
mu uśmiech i energicznie pchnęłam drzwi.
Wszystkie oczy utkwione były we mnie. Podeszłam do
Voldemorta.
- Wybacz, ojcze, jeśli ci przeszkodziłam. – Mówiąc,
skłoniłam się nisko w wyrazie „szacunku”. Musiałam tu być twarda i nie pozwolić
sobie na upokorzenie.
- Właśnie miałem cię zapowiadać. – Uśmiechnął się i położył
dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się minimalnie. – Moi drodzy! – Zwrócił się
w stronę Śmierciożerców. – Przedstawiam wam moją córkę, Ewelinę Riddle! –
Rozległy się oklaski. Rozejrzałam się po zebranych. Mój wzrok przykuły sylwetki
w pierwszym rzędzie. Widząc miny moich szkolnych kolegów, łzy zalśniły w moich
oczach. Draco, Blaise, Teodor,
Parkinson, Dafne i Asteria, bliźniaczki Carrow, Flint, Crabbe, Goyle, Pucey… Elita
Ślizgońska… Brakowało tylko… Davies… Stał za Filntem i Pucey’em. Jeszcze wiele
innych znajomych twarzy z innych domów. Kolana mi zmiękły. Jaszczurka coś
mówiła, jednak ja nie słuchałam. Błagałam Morganę, żeby to wszystko nie było
prawdą…
- … Od dnia dzisiejszego macie tytułować mą córkę, Czarną
Panią. Jest ona teraz moim prawowitym zastępcą. Macie traktować ją z
szacunkiem! Wszelka niesubordynacja będzie karana! – Jego podniesiony głos
dotarł do moich uszu.
Jak na komendę wszyscy skłonili się nisko. Miałam ochotę
prychnąć pogardliwie i rozpłakać się, jak małe dziecko.
- Może chciałabyś coś powiedzieć? – Głos Jaszczurki był już
dużo cichszy, jednak miałam wrażenie, że i tak wszyscy go słyszą.
Czy chciałam coś powiedzieć? Oczywiście! Było wiele rzeczy,
które aż prosiły się o wykrzyczenie. Ja jednak uśmiechnęłam się lekko –
Chciałam tylko podziękować wszystkim za przybycie. Cieszę się, że tu jesteście. – Posłałam znaczące spojrzenia chłopakom z elity. Voldemort kiwnął głową z
aprobatą i skierował się w stronę dwóch foteli umieszczonych pod ścianą na
przeciwko drzwi wejściowych. Zasiadł na wielkim pozłacanym fotelu. Ja usiadłam
po jego prawej stronie na identycznym, tyle że z niższym oparciem i bardziej
smukłym.
Rozglądałam się po sali. Pomieszczenie było ogromne! Prawie
jak Wielka Sala w Hogwarcie, tylko niższe. Podłoga była czarna lśniąca z
jakiegoś kamienia, tak samo ściany. Piaskowy sufit był w kształcie delikatnego
łuku wieńczonego, z również piaskowymi kolumnami, rozjaśniającymi pomieszczenie.
Po mojej prawej w rogu było wyjście na balkon. Jeszcze czegoś takiego nie
widziałam. Przez szklane drzwi widać
było ciemniejące niebo i część ogrodu. Posadzka była wykonana z szarego
kamienia a balustrada metalowa. Słychać było muzykę, jednak nie mogłam dostrzec
jej źródła.
Wystrój Sali był… Imponujący. Na około delikatnego
kamiennego podwyższenia poustawiano kanapy, sofy i stoliki. Wszystko w tonacji
zieleń-czerń-krem. Pod sufitem, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, wisiały
różnokolorowe balony i serpentyny. Między kolumnami przewieszano błyszczące
zielono-srebrne materiały z godłem Slytherina.
Siedziałam tak dobrych dziesięć minut. Już tyłek zaczął mi
drętwieć, gdy podeszła do nas pani Malfoy.
- Panie. – Skłoniła się nisko w stronę mojego ojca… - Pani.
– Teraz w moją. Skrzywiłam się mimowolnie.
- O co chodzi, Narcyzo? – Leniwe pytanie Jaszczurki.
- Wybacz Panie, że przeszkadzam. Chciałam upewnić się, że
pokój się podoba, Pani. – Znów skłoniła się delikatnie.
- Oczywiście, pani Malfoy. Pokój jest piękny. –Mówiłam z
nutą sympatii w głosie.
- Bardzo mnie to cieszy, Pani. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Cała posiadłość zapiera dech w piersiach! – Uśmiechnęłam
się do kobiety. – A wystrój Sali! Po prostu bajeczny! – Mówiłam z rosnącym
entuzjazmem.
- Jest Pani zbyt łaskawa!- Delikatny rumieniec zadowolenia
wkradł się na twarz kobiety.
- Musisz wiedzieć, córko, że to właśnie Narcyza organizowała
bal. – Mój ojciec odezwał się, o dziwo ożywionym, lecz nadal zimnym głosem.
- Naprawdę? – Oczy mi się zaświeciły. – Pani Malfoy, bardzo
dziękuję! Naprawdę! – Strach i niepewność gdzieś zniknęły. Kobieta uśmiechnęła
się i skłoniła głęboko, dziękując za pochwałę. Pożegnała się i odeszła.
- To dobrze, że ci się podoba. – Mruknął ojciec z
zadowoleniem ledwo widocznym na twarzy.
- Sala naprawdę jest piękna. – Mówiłam spokojnie. – Ojcze… -
Zaczęłam niepewnie. Zwrócił twarz w moją stronę. - Czy mógłbyś przybliżyć mi
tożsamość zebranych? – Niepewność rosła pod jego bacznym spojrzeniem.
- Oczywiście. – Usiadł wygodniej w fotelu. – Zaraz po naszej
lewej stronie stoi Bellatrix Laestange razem z mężem Rudolfusem i jego bratem
Rebastianem. – Słuchałam uważnie i przyglądałam się postacią w odświętnych
wieczorowych kreacjach. – Trochę dalej Rodzeństwo Carrow, Alecto i Amycus,
razem z córkami Amycusa. Dalej. Yaxel, Antonin Dołohow, Gibbon, Jugson z żoną
Walerią i synem Sebastianem. Crabbe i Goyle z żonami i synami, Narcyza Malfoy z
młodym Draco. Lucjusz Malfoy obecnie jest w Azkabanie. Walden Macnair z żoną i
córką Lindą. Avery, Mulciber,
Evan Rosier Junior, Nott z synem, Fabian Bulstroode. Dalej nasz drogi
Severus Snape w towarzystwie Augustusa Rookwooda i Torfinn’a Rowle. Selwyn z żoną
i synem, Travers z żoną i córką. Na tarasie rodzina Davies. Richard z żoną
Margaret i synem Danielem. Dalej. Diane Zabini z synem Blaisem. Rodzina
Greengrass, Malcolm Baddock Senior i Junior. Prithard z synem. Warrington z synem. Montague Senior i Junior. Rodzina
Parkinson, Flint i Pucey z synami. Rodzina Edgecombe, Clearwater, Goldstein. Finch-Fletchley z synem, i na koniec rodzina Smith. – Spojrzał się na
moją zagubioną twarz i uśmiechnął cynicznie. – Radzę ich zapamiętać. Są
najważniejsi. – Mówił skupiony. Większość mężczyzn mieściła się w przedziale
dwadzieścia- pięćdziesiąt lat. I praktycznie nikogo nie znałam. Za to młodzież
kojarzyłam doskonale. Byłam niezmiernie zdziwiona widząc Krukonów i Puchonów w
TYM towarzystwie.
Zabrzmiały pierwsze takty
walca wiedeńskiego. Spojrzał na mnie. – Zatańczmy. – Oznajmił i wstał. Chcąc,
nie chcąc poszłam w jego ślady.
Wyszliśmy na środek parkietu
i ustawiliśmy się odpowiednio. Będąc tak blisko Voldemorta odczuwałam wstręt i
strach. Jednak muszę przyznać, że pachniał dość normalnie i zbudowany był dość
dobrze. Miał na sobie, co prawda tę swoją czarną „zwiewną sukienkę”. Jeśli
chodzi o sam taniec… Dzięki Merlinie, że
rodzice namówili mnie na lekcje tańca w każde wakacje! Prowadził pewnie i
płynnie.
Muzyka przestała grać, my
przestaliśmy tańczyć. Skinął mi jedynie głową, a ja skłoniłam się delikatnie.
Wrócił na tron.
- No no no. Córeczka tatusia.
Nie ma co. – Usłyszałam za sobą szyderczy znajomy głos. Odwróciłam się i
stanęłam twarzą w twarz z Parkinson. Prychnęłam jedynie i skierowałam się w
stronę profesora, Rookwooda i jeszcze kogoś na T. – Nie ukarzesz mnie, o Pani?
– Mówiła z ironią. Odwróciłam się jedynie w jej stronę
- Szkoda mi czasu dla tak
niskich form życia. – Wznowiłam swoją wędrówkę. – Witam, panowie.- Uśmiechnęłam
się delikatnie. Trzej mężczyźni spojrzeli na mnie.
- Witaj, Pani. - Pierwszy
zreflektował się ten na „T”. – Torfinn Rowle. – Skłonił się, a ja zgodnie z
zasadami saviore vivre podniosłam dłoń, którą on delikatnie ucałował. – Miło mi
Panienkę poznać. – Uśmiechnął się odrobinę niepewnie. Miał mocne, przystojne rysy twarzy. Nie mógł
mieć więcej jak trzydzieści lat.
- Mnie również Panie… Rowle.
– Zacięłam się przy jego nazwisku. - Proszę wybaczyć. Niestety nie mam pamięci
do nazwisk. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nic nie szkodzi, Pani. –
Skłonił się delikatnie z uśmiechem.
- Mam szczerą nadzieję, iż
wybaczą mi panowie to, że przerwałam wam konwersację.
- Ależ oczywiście, że
wybaczamy, Pani.- Rookwood zaśmiał się i ukłonił.
- Augustusie! Rozmawialiśmy
już! – Upomniałam go surowo, lecz żartobliwie.
- Ależ oczywiście, Ewelino.
Proszę mi wybaczyć moje zapominalstwo! – Widać było zdziwienie na twarzy
Rowle’a.
- Może czegoś się Pani
napije? – Snape odezwał się po raz pierwszy. Patrzyłam w te czarne oczy i przez
kilka sekund nie wiedziałam, co powiedzieć.
- A co jest do dyspozycji?
- Co tylko chcesz, Ewelino! –
Zaśmiał się Rookwood.
- W takim razie poproszę…
Hymm… Martini… Z wódką i dwiema oliwkami. – Widząc zaskoczoną minę Rookwood’a i
Rowle’a, sama się zaśmiałam.
Snape po chwili podał mi
kieliszek z drinkiem – Niczego innego się po Pani nie spodziewałem, panno
Riddle. – Uśmiechnął się ironicznie. Upiłam łyk drinka i zaczęłam bawić się
oliwkami.
- Panowie, proszę nie mieć takich
min! Wychowawszy się w Polsce, uraziłabym mentalność tego narodu, pijąc whisky. Może wtajemniczą mnie, panowie, w temat przerwanej przeze mnie rozmowy?
Rozmawiałam z mężczyznami
kilka minut, pijąc drinka. Przy pierwszych taktach walczyka zostałam poproszona
do tańca przez Rowle’a. Był świetnym tancerzem, jednak jak się później przekonałam
nie umywał się do Mistrza Eliksirów.
Ledwo zeszłam z parkietu, a
już zostałam prowadzona przez profesora na niego z powrotem.
- Mam nadzieję, że umiesz
tańczyć Foxtrota? – Szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się jedynie. Co prawda nie
byłam w tym mistrzem, ale totalną łamagą też nie.
Schodząc z parkietu, miałam
dość. Poprosiłam nauczyciela o nowego drinka i wyszłam z napojem na balkon.
W cieniu zobaczyłam Chemika, opierającego łokcie na balustradzie.
W cieniu zobaczyłam Chemika, opierającego łokcie na balustradzie.
Ale ludu! Musiałaś się trochę namęczyc aby ich wszystkich zebrac w jedno miejsce, prawda?
OdpowiedzUsuńAch Voldek tańczy?! O_o I jest taki miły?! Nic już nie rozumiem, życie mi się kręci po tych drinkach ;) Ciekawe co na to Chemik ;D
Noo...Tyle tych nazwisk, masakra, postarałaś się ^^
OdpowiedzUsuńOpis balu bardzo mi się podobał i też mnie zdziwił łagodniejszy charakter Voldemorta, ale to nawet dobrze :D
No, to czekam na kolejny rozdział!