Cześć wszystkim ;)
Prezentuję państwu kolejny rozdział przygód pewnych dwóch dziewczyn oraz ich prayjaciół. I nie tylko przyjaciół.
Wiem, że jesteście ciekawi, dlatego nie będę przedłużać xD
Zapraszam do czytania i komentowania ;)
Tyśka
-Moja droga, nie powinnaś zasypiać przy chorym. – Czyjś ciepły głos wybudził mnie ze snu. Po otworzeniu oczu, stwierdziłam, że to Poppy. Kobieta trzymała w ręku fiolkę. Podeszła do Dextera i przygotowała do wypicia. Pogłaskałam blondyna po ręce i wyszłam umyć się, przebrać i coś zjeść. W Wielkiej Sali było mnóstwo osób, wszyscy spojrzeli na mnie, gdy weszłam. Nie dosiadłam się do elity, tylko zajęłam pierwsze najbliższe miejsce. Zjadłam szybki posiłek i wyszłam. Znów wbiegłam na górę. Dexter się właśnie obudził i spojrzał na mnie gniewnie.
-Co tu robisz? – Rzucił na przywitanie.
-Jestem niezwykle wdzięczna za troskę. A co mam robić? – Odburknęłam. – Martwię się o ciebie, więc przyszłam.
-Taa, oczywiście. Może do Pottera?
-O co ci chodzi?
Dexter usiadł, a jego zwykle blada twarz, zbielała jeszcze bardziej.
-Wiedziałem, że coś was łączy, ale mogłaś mi powiedzieć. Nie narzucałbym ci się!
-Co?! – Usiadłam na krześle. Stalowe oczy Dracona wpatrywały się we mnie. Czyżby już wiedział, że ja i Harry jesteśmy rodzeństwem? Tylko o co chodzi mu z tym narzucaniem?
-Nie udawaj! Przecież wiem, że ze sobą chodzicie. Po to kazałaś mu mnie zaatakować?
-Nie! Nie chodzę z … Czekaj, Sheller cię zaatakował?
-Tak.
Opuściłam gwałtownie głowę na łóżko.
-Co ten kretyn robi? – Mruknęłam cicho. – Aż tak chce poróżnić domy?
-Skoro aż tak się o niego martwisz, powinnaś do niego iść!
Milczałam. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Przyznać się, że jesteśmy rodzeństwem? Przecież dopiero Harry go zaatakował. Może pomyśleć, że jestem taka sama jak on. A tak nawiasem mówiąc, zabiję Shellera.
-Postawmy sprawę jasno, bo nie chcę twojej litości. Jeśli coś cię z nim łączy, wyjdź i nie odzywaj się do mnie już nigdy więcej. – Powiedział zimno. - Jeśli… jeśli wolisz zostać przy mnie, zbliż się.
-Przepraszam, Draco, ale brakuje trzeciej opcji. I jest ona narzucona z góry, nie wolno mi o niej mówić. Zwłaszcza, że masz kontakty z Voldemortem. Gdyby się dowiedział, mógłby chcieć coś mi zrobić. Nie zawsze będę gotowa, aby się bronić. Może mnie zaskoczyć podczas posiłku, lekcji czy kąpania. Jest wielkim czarodziejem i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
-Dlaczego ty to-
-Daj mi skończyć, proszę. – Wciąż nie podnosiłam głowy. – Musisz mi uwierzyć, że pewnych rzeczy nie można powiedzieć ze względu na bezpieczeństwo osób, które kocham. Nie chciałabym, żeby coś się stało Pazurowi, Mili, Chemikowi, Nottowi i innym. A zwłaszcza tobie. Pewne rzeczy muszę przemilczeć, a jeśli po wojnie wciąż będą obowiązywać, opowiem ci wszystko. Wszystko, co będziesz chciał wiedzieć. Dlatego… -
Nie zdążyłam dokończyć myśli. Dexter mimo zakazu wstał i podszedł do mnie. Był strasznie blady, a jego oczy zamiast błyskać stalą, lekko tylko połyskiwały szarością. Był wycieńczony i zamiast odpoczywać, wstał.
-Co ty robisz? Połóż się.
-Nie, idiotko. – Przytulił mnie do siebie mocno, opierając się na mnie częściowo. Trzymałam go. Potrzebowałam bliskiej osoby, a Dexter był jedną z najbliższych mojemu sercu. Poczułam głupie łzy na policzkach. – Nie płacz. Przecież jestem.
-Proszę, połóż się. – Jęknęłam. Draco trzymał mnie za rękę. Pociągnął za nią i usiadł na łóżku. Wykończony położył się, a ja usiadłam na krześle. Malfoy nigdy nie był słaby, ale teraz jego siła wystarczyła tylko na tyle, żeby mnie przyciągnąć do ramy łóżka. – Potrzebujesz czegoś?
-Ciebie. – Przymknął oczy, ale wciąż mnie nie puszczał. Nagle naprężył mięśnie, podniósł się do siadu i pocałował mnie. Po chwili opadł na poduszki z zamkniętymi oczyma.
Roześmiałam się.
-Tak łatwiej? Wykorzystywać rany? – Śmiałam się. Draco najpierw się oburzył, a później uśmiechnął. – Trzeba było powiedzieć, rannym idzie się na ustępstwa, wiesz, idioto? Przecież nie masz nawet siły, aby rozmawiać!
Przypomniałam sobie przez kogo to wszystko. Wiedziałam, że muszę iść do Harry’ego.
-Zaraz wrócę, Dexter. – Powiedziałam chyba trochę za zimnym tonem. Słyszałam, że blondyn coś krzyczał, ale nie rozumiałam słów.
Zeszłam do Wielkiej Sali i podeszłam do stołu Gryfonów. Harry siedział przybity, a obok niego reszta jego przyjaciół. Zobaczył mnie i odwrócił się w moją stronę. Nie czekałam, aż coś powie. Przywaliłam mu pięścią w policzek.
-Myślałam, że masz jakąś hierarchię ważności. – Powiedziałam tylko. Odwróciłam się. Wszyscy ucichli i otwarcie się na mnie patrzyli. Zmierzyłam ich tylko zimnym spojrzeniem. Większość odwróciła się do swoich towarzyszy i talerzy. Elita patrzyła na mnie, a ich smutne spojrzenia powodowały, że zaczynałam mieć wyrzuty sumienia. Ruszyłam i szybko wyszłam z Sali. Po chwili usłyszałam, że drzwi raz jeszcze zaskrzypiały.
-Nie chcesz znać mojej wersji? – Odwróciłam się na słowa Shellera. Oboje patrzyliśmy na siebie hardo i żadne nie chciało ustąpić. – Oczywiście, wierzysz swojemu chłoptasiowi!
-Przestań wygadywać głupstwa. Malfoy nie jest moim chłoptasiem a przyjacielem! Dobrze o tym wiesz, ale musiałeś go zaatakować!
-Czemu zwalasz całą winę na mnie?! Malfoy to tchórz! Nie chciał ze mną porozma-
-Harry, dość! W tej chwili… to ja nie chcę rozmawiać z tobą… – Powiedziałam lekko łamliwym głosem i uciekłam.
***
Obserwował wejście Lucy z zainteresowaniem. Bardzo przejął się stanem przyjaciela, ale póki Evans przy nim czuwała, wiedział, że Draco jest w dobrych rękach.
Wkroczyła dumnym krokiem do Sali i od razu podeszła do Pottera. Profesorowie patrzyli na nią przerażeni.
-Co ją napadło? – Usłyszał szept Mili.
Elita patrzyła na siebie zdumiona. Cała sala, włącznie z profesorami patrzyła na zachowanie Ślizgonki. Rąbnęła Pottera pięścią. Powiedziała coś cicho do niego. Rozejrzała się, a jej spojrzenie niemal zmroziło na miejscu. Mogła startować na dementora. Wyszła szybkim krokiem.
Po chwili Potter trzymając się za policzek, za nią wybiegł. Blaise wstał i chciał iść, ale Ewelina go przytrzymała.
-Chcę go zabić. – Wysyczał.
-Nie możesz.
-Puść mnie. – Blaise wyszarpnął się i wybiegł za tamtą dwójką. Czuł na sobie spojrzenia, gdy wychodził.
-… nie chcę rozmawiać z tobą… – Usłyszał tylko jej głos, i nim zdążył dojść do nich, odbiegła. Potter patrzył za nią jakimś tęsknym wzrokiem.
-TY! – Blaise przycisnął go do ściany. – Co jej zrobiłeś?!
-Nic! Puszczaj mnie, Zabini!
-Ani mi się śni! Może i jesteś pieprzonym Złotym Chłopcem, ale nie wolno ci tak nikogo traktować! Zwłaszcza dziewczyny, która coś do ciebie czuje! Nie zauważyłeś tego?!
Potter wciąż patrzył przed siebie, a jego twarz drastycznie się zmieniała. Raz się jakby lekko uśmiechał, potem łzy zbierały mu się w kącikach oczu, następnie był zły, całkowicie niepewny własnych uczuć. Blaise puścił go, ale nie odsunął się.
-Jeśli będzie przez ciebie płakać albo co gorzej, zrobi sobie jakąś krzywdę, będę mieć gdzieś rozkaz Czarnego Pana i sam cię zabiję.
Blaise odszedł w stronę, w którą odbiegła Lucy. Miała swoje ulubione miejsce i Ślizgon był pewien, że tam jest. Jednak, gdy zaszedł pod wierzbę nie było tam nikogo. Zawrócił do zamku, coraz bardziej zaniepokojony. Tchnięty przeczuciem zaszedł do skrzydła szpitalnego.
***
Byłam zła. Tak bardzo zła, że miałam ochotę go zabić. Szłam korytarzem na drugim piętrze. Tuż naprzeciwko szedł jakiś siódmoklasista. Idąc, rozpychał się łokciami. Walnął mnie, więc nie pozostałam mu dłużna.
-Jak łazisz, ofermo?
-Wybaczam ci, bo jesteś dziewczyną. – Zaczął.
-Kto komu powinien wybaczać. – Syknęłam, ale nie byłam w nastroju do kolejnych szlabanów. Wystarczy mi już zmartwień.
Wyminęłam go. Koło schodów stała zbroja ustawiona na wieszaku. Hełm przekrzywił się i padający na niego cień nadawał wrażenie, jakby śmiał się z przechodzących uczniów. Kopnęłam metal, a po pustym korytarzu rozległ się przerażający dźwięk. Zamachnęłam się jeszcze raz, ale nim ręka dotknęła zbroi, zatrzymałam ją. Spojrzałam na nią, a potem wyprowadziłam najmocniejsze uderzenie.
Odchodząc, wciąż słyszałam pobrzękujący metal. Odwróciłam się na chwilę. Kawałki zbroi leżały na całym przejściu korytarza. Westchnęłam i machnięciem różdżki wyprostowałam metal i ustawiłam na miejsce. Usłyszałam jeszcze głupi śmiech Irytka.
***
Draco leżał, gdy wszedł Blaise i spojrzał zaniepokojonym wzrokiem na gościa.
-Nie ma jeszcze Lucy? – Zapytał Zabini, kiedy podszedł do łóżka blondyna.
-Nie. Powiedziała, że zaraz wraca. Chemik… co się stało?
-Zeszła do Wielkiej Sali i walnęła Bliznowatego. Potem wyszła. Pojęcia nie mam, gdzie jest. Myślałem, ze do ciebie przyszła.
-Nie, nie było jej. Poważnie zaczynam się martwić. – Draco zapatrzył się w jakiś punkt przed sobą.
-Kto ci to zrobił?
-Potter. Widziałem go.
-Widziałeś, że był, czy że coś ci zrobił?
-Dlaczego go bronisz? – Zaperzył się blondyn.
-Odpowiedz.
-Nie było nikogo innego poza nim. Byłem sam, a nade mną stał Potter. Wrzasnął coś, a potem ktoś krzyknął.
Draco umilkł, a Blaise zamyślił się.
-Lucy od wczorajszego rana chodziła niespokojna. Jest przeczulona na twoim punkcie. Wczoraj, gdy wyszedłeś, wybiegła za tobą. Dzięki niej w sumie żyjesz.
Malfoy ze zrozumieniem pokiwał głową. Już miał się odezwać, ale skrzypnęły drzwi Skrzydła Szpitalnego.
-Chłopaki? – usłyszeli za sobą niespokojny głos. Obaj się odwrócili.
-Lucy? Co się-
Dziewczyna podbiegła do Chemika i rzuciła mu się na szyję. Płakała, a jej łzy moczyły mundurek Ślizgona. Objął ją po przyjacielsku i pozwolił się wypłakać. W końcu posadził ją na łóżku Dextera i sam usiadł naprzeciw.
-Co się stało?
Lucy siedziała ze spuszczoną głową. Draco popatrzył niepewnie na przyjaciela, ten jedynie wzruszył ramionami. Dexter przysunął się i objął ją. Dziewczyna podciągnęła nogi i po chwili przytuliła się do blondyna.
*****
Lekcja astronomii… Nuda jak cholera… Obserwowanie gwiazd nigdy jakoś bardzo mnie nie interesowało. Znaczy samo leżenie i gapienie się w nocne niebo jest bardzo miłym i relaksującym zajęciem, ale nazywanie każdej gwiazdy i ich księżycy, to według mnie okropnie bezsensowne zajęcie i zaśmiecanie umysłu zupełnie niepotrzebnymi informacjami.
No ale. Jest ta nudna lekcja astronomii i nagle mój lewy nadgarstek zajmuje się ogniem. No nie dosłownie, ale ból pulsujący z ruszającego się mrocznego znaku był oszałamiający.
- Pazur… - Nie wyraźny szept Blaise’a sprowadził mnie na ziemię i pozwolił zachować w miarę normalną pozycję i mimikę twarzy.
- Jaszczurka… - Odszepnęłam, a w oczach chłopaka pojawił się strach.
Ból narastał z każdą minutą zwłoki, a do tego minęła dopiero połowa lekcji… Nie miałam pomysłu, jak się wykręcić z zajęć… W pewnym momencie odpowiedz przyszła sama.
Fala bólu zalała mnie ze zdwojoną siłą przez co pociemniało mi przed oczami i straciłam równowagę, upadając na jakiegoś szóstorocznego Krukona.
Profesor Sinistra podbiegła do mnie z przerażeniem w oczach.
- Czy wszystko w porządku, panno Riddle? – Miałam łzy bólu w oczach. Pokręciłam jedynie przecząco głową.
- Czy mogę iść do pielęgniarki? – Zapytałam bardzo cichym i słabym głosem.
- Ależ oczywiście! Paniowie Nott i Zabini! Zaprowadźcie pannę Riddle do skrzydła szpitalnego i możecie z nią zostać. – Chłopaki już pomagali mi wstać z kamiennej posadzki.
Szliśmy korytarzem, a raczej chłopaki wlekli mnie, jak najszybciej w stronę wyjścia. Cienkie obcasy wcale nie pomagały w trzymaniu równowagi podczas brodzenia w śniegu. Ból zelżał na tyle, żebym była w stanie się wku*wić i iść o własnych siłach. Przez całą drogę za pole antyteleportacyjne klęłam na ojczulka, ile miałam pary w płucach, a chłopaki starali się mnie uspokoić.
Po teleportacji znalazłam się w salonie Malfoy’ów, a ból zniknął.
Mój ojciec siedział na fotelu koło kominka, zwrócony w stronę zgromadzonych śmierciożerców, wśród których rozpoznałam Severusa. Wszyscy ubrani byli w czarne szaty, a na twarzach mieli te przebrzydłe maski.
- Nareszcie! – Warknął ojciec i wstał z fotela, podchodząc do mnie. – Witaj, córko. – Mówiąc, położył mi dłoń na ramieniu.
- Witaj, ojcze. – Powiedziałam grzecznie i skłoniłam się lekko. Nie będę przed tym Jaszczurowatym czymś klękać… - Może ja skoczę się przebrać… - Zerknęłam niepewnie na wszystkich zgromadzonych.
- Nie widzę potrzeby, moja droga. – Usadowił się w fotelu. – Siadaj. – Powiedział spokojnie, jednak czuć było, że wydaje rozkaz. Spojrzałam na miejsca, w których mogłabym usiąść. Kanapa została zajęta przez kobiety, natomiast na drugim fotelu siedział rosły facet.
Ledwie zrobiłam dwa kroki w jego stronę, ten w popłochu zszedł z fotela i kłaniając się nisko, odszedł jak najdalej.
Siedziałam w idealnym miejscu do obserwacji. Nieco z boku, jednak wystarczająco wyeksponowana.
- Od dzisiaj, będziesz brała udział we wszystkich spotkaniach. – Jaszczurka syczała, a mnie przechodziły ciarki. – Na przyszłość, radzę ci nie zwlekać.
- Wybacz, ojcze. – Złość we mnie rosła. – Jednak trudno jest wyjść w połowie lekcji. – Warknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej. – No chyba, że napiszesz mi karteczkę: „W związku z moją indywidualną zachcianką jako przywódcy bandy rozwścieczonych, rządnych władzy indywiduów oraz ojcu Eweliny Riddle-Kossak, zezwalam na opuszczanie zamku przez moją córkę bez wyjawiania powodu danego wypadu na wagary. Z poważaniem Tom Riddle vel Lord Voldemort” - Mówiłam z ironicznym uśmieszkiem. Jednak wiedziałam, że nie będzie tolerował takiej…
- Nie będę tolerować takiej impertynencji! – Wstał i wycelował we mnie różdżką.
- Gdyby nie ból mojego nadgarstka, to bym siedziała grzecznie. – Warknęłam. – Nie masz za grosz doświadczenia z wychowywaniem młodzieży! Czy nie jesteś świadomy, ojcze, że przez zadawanie mi bólu, przy moim parszywym charakterze odziedziczonym po tobie, będę chciała odpłacić ci się tym samym?
Odpowiedzią było zaklęcie. Zawyłam z bólu i skuliłam się w fotelu. Po chwili jednak ból ustał. Miałam łzy w oczach i krew w ustach. Miałam wielką ochotę splunąć nu w twarz, ale dałam sobie spokój… Jeszcze mi życie miłe…
Większość śmierciożerców patrzyła ze strachem w stronę ojca. Widać było po nim, że wyprowadziłam go z równowagi, a teraz będzie obrywać każdy.
- Severusie! – Syknął. – Jak się sprawy mają?
- Mój panie. – Postać w czarnej pelerynie uklękła przed Jaszczurką. – Dumbledore dość często znika ze szkoły. Niestety, nie poinformował mnie o powodzie tych wypraw. Jednak na pewno ma to związek z Potterem. – W jego głosie czuć było pogardę i zniesmaczenie. Wiedziałam, że jest szpiegiem Zakonu… Ze jest podwójnym szpiegiem… Byłam pod wrażeniem jego zdolności aktorskich.
- Dumbledore coraz mniej ci mówi, Severusie… - Ojciec wstał z fotela i przechadzał się na w tę i z powrotem.
- Mój panie. Dumbledore, jak i reszta Zakonu bagatelizuje zagrożenie z twej strony, panie. Myślą tylko jak ochraniać poszczególnych członków Zakonu. Ich plany i sposób myślenia jest wyjątkowo ograniczony.
- Jestem tobą rozczarowany, Severusie… - Kręcił głową z dezaprobatą. – Crucio! – Krzyknął, a mężczyzna spiął się i zatrząsł na całym ciele. Minęła kilka minut, a ojciec nie przestawał…
- Wystarczy! – Krzyknęłam, wstając i podchodząc do profesora. Miałam łzy w oczach. Byłam dość lekkomyślna, postępując w ten sposób. Jednak ojciec tylko wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu i rzucił zaklęcie z jeszcze większą mocą. Wstałam i wyszarpnęłam różdżkę z cholewki kozaka, celując nią w ojca. – Powiedziałam: wystarczy! – Krzyknęłam, a ojciec zdjął zaklęcie z Severusa. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi… - Dziękuję. – Warknęłam i zwróciłam się do klęczącego mężczyzny. Ten jednak nie przyjął mojej pomocy i wstał, prostując się. Popatrzyłam na niego smutno i odwróciłam w stronę fotela.
- Dlaczego? – Syk ojca zatrzymał mnie w pół kroku.
Czego ja się głupia spodziewałam? Że zostawi to bez komentarza? Porąbało mnie już totalnie!!
- Jest dla mnie ważny. – Powiedziałam, odwracając się twarzą do ojca. Patrzył mi prosto w oczy, chcąc wedrzeć się do mojego umysłu. A tu psikus ! Córeczka, tatuśku, umie podstawy oklumencji! Skoncentrowałam się na zimowym krajobrazie Hogwartu, który tak bardzo mnie urzekł… Kiedy poczułam, że wycofuje się z mojego umysłu, uśmiechnęłam się do niego podle.
- Yaxel! – Warknął. Nie słuchałam… A właściwie to słuchałam jednym uchem. Nie bardzo mnie interesowały sprawy w ministerstwie. Szukałam wzrokiem Snape’a. I kiedy natrafiłam na czarne oczy wpatrzone we mnie z dezaprobatą, prychnęłam pod nosem.
Nie wiem, jak długo trwało zebranie. Nudziłam się śmiertelnie, siedząc i wysłuchując raportów śmierciożerców.
- Możecie już wracać do swoich obowiązków. – Voldemort powiedział po chwili ciszy, a śmierciożercy zaczęli aportować się jeden po drugim. Już wstawałam z fotela. – Ty zostaniesz. – Syknął.
Kiedy zostaliśmy sami, odezwał się spokojnie z lekkim zaciekawieniem w głosie. – Jak się sprawy mają, w związku z zaręczynami?
- Rozmawialiśmy o tym zaledwie tydzień temu! – Jęknęłam zrezygnowana. Bałam się… Kurde ! Bałam się ojcu powiedzieć, że jeśli już muszę wychodzić za mąż, to chce za Snape’a! Muszę się zgłosić do psychiatry…
- Wystarczająco czasu na podjęcie decyzji. – Wydał z siebie dźwięk coś między warknięciem a sykiem. – A zatem?
- Nie zaczyna się zdania od "zatem". – Mruknęłam. – No dobra. Tylko się nie denerwuj i nie rzucaj Avadami! – Zastrzegłam nerwowo pod jego bacznym oceniającym spojrzeniem. Odetchnęłam głęboko… - JeślijużmuszęwychodzićzamążtochcęwyjśćzaSeverusaSnape’a…. – Powiedziałam jednym tchem.
Jaszczurka roześmiała się. - Nie. Nie zgadzam się. – Powiedział, poważniejąc.
- Słucham? – Patrzyłam na niego w niedowierzaniu.
- Nie zgadzam się na to, abyś wyszła za Severusa. – Powiedział już ze złością w oczach.
- Dlaczego?
- Nie jest czystej krwi. – Argument… tym razem to ja zaczęłam się śmiać opętańczo.
- W takim razie, tatuśku, zostanę starą panną. – Uśmiechnęłam się szeroko, kryjąc złość.
- Jesteś taka uparta! – Syknął zły. – Nie możesz zgodzić się na Rowle’a albo Malfoy’a?
- Z Draco jesteśmy jak rodzeństwo. A biorąc pod uwagę istotę związku małżeńskiego byłoby to niesmaczne. – Powiedziałam, patrząc na niego twardo. – Co do Rowle’a… Czy chcesz, żeby twoja córka stała przy boku jakiejś... – Zacięłam się, szukając odpowiedniego słowa.
- A dlaczego Severus? – Zapytał i machnął różdżką, przywołując sobie szklankę z whisky.
- Jest inteligentny, rozgarnięty, wie czego chce od życia, jego charakter może i jest paskudny jednak doskonale gra z moim. Potrafi być również opiekuńczy. – Mówiłam spokojnie lekko rozmarzonym wzrokiem.
- Dlaczego miałbym się zgodzić? – Zapytał, patrząc na mnie powątpiewająco.
- Jest twoim najwierniejszym sługą. Nie płaszczy się przed tobą, jednak okazuje godny tobie szacunek. Każdego dnia naraża swoje życie, żeby z największą dokładnością wywiązać się ze swoich obowiązków, względem ciebie. Jest godnym zaufania, zdolny do poświeceń. – Mówiłam z mocą. Wiedziałam, że od tej rozmowy może zależeć moja przyszłość.
- Podejdź. – Powiedział, a ja niechętnie wykonałam polecenia. – Ręka. – Podniosłam lewą rękę, ściągając bransoletki zasłaniające znak. Jaszczurka dotknęła go różdżką. Zapiekło, ale przez moment.
- Mój panie. – Przy delikatnym trzasku teleportacji pojawił się Mistrz Eliksirów, kłaniając się w powitaniu.
- Usiądź, Severusie. – Powiedział spokojnie. Odsunęłam się i na powrót przycupnęłam na fotelu. – Nie wspominałeś o zażyłych relacjach z moją córką, Severusie.
- Wybacz, panie. Jednak nie widziałem potrzeby cię niepokoić. – Mówiąc bez cienia emocji, zerknął w moją stronę.
- Jaka jest natura waszych relacji? – Pytał z zaciekawieniem, patrząc prosto w oczy Snape’a.
- Jedynie nauczyciel-uczeń, mój panie. – Mógł nie mówić… - Jednak staram się dbać o twą córkę, mój panie. – Uff.. - Można również powiedzieć, że jest między nami nić przyjaźni.
- Rozumiem…. – Mruknął. – Co powiesz na pomysł, aby połączyły was węzły małżeńskie?
- Jeśli takie jest życzenie twoje lub pani. – Skłonił się delikatnie.
- Nie zrujnuje to twoich planów czy obowiązków? – Zapytał, pochylając się lekko w jego stronę.
- Szczerzę wątpię, panie. – Odpowiedział. Podczas całej rozmowy wydawał się być niewzruszony.
- W takim razie wasze zaręczyny zostaną ogłoszone podczas Sylwestrowego balu.
- Oczywiście, panie.
- Jeszcze jedno… - Mruknął, odwracając się do mnie. – Jak ci idzie z Dumbledore’m?
Zbladłam… Kompletnie nie miałam pomysłu… Właściwie to zepchnęłam tą sprawę w najdalsze zakątki umysłu….
- Właściwie… To nie zastanawiałam się nad tym jeszcze… - Mówiłam niepewnie, wyłamując sobie nerwowo palce.
Jego oczy pociemniały, wydał z siebie syk dezaprobaty. – Możecie odejść.
Nie czekałam, tylko od razu teleportowałam się w Zakazanym Lesie. Odwróciłam się i widząc Severusa podbiegłam do niego i przytuliłam mocno.
- Co ci strzeliło do głowy? – Warknął, jednak objął mnie. – Nie powinnaś tak reagować, kiedy mnie torturował. Poza tym nie widziałaś bardziej odpowiedniego momentu na poinformowanie go o swoich zachciankach względem małżeństwa? – Spojrzałam w jego oczy, jednak nie widziałam tam złości czy rozczarowania. Jedynie miłość i coś na kształt zadowolenia. – Wracajmy do zamku.
oooooooooooooooooooooo, jednak udało się namówić tatuśka do zaręczyn :D
OdpowiedzUsuń