Uszanowanko,
wybaczcie, że długo, długo nic nie było. Nie miałam czasu, chęci i siły, ale dzięki komentarzowi Angel - wielkie dzięki, kochana! - w końcu dodaję.
Jest także inna okazja, Aoibara ma dzisiaj 20. urodziny, więc jeszcze raz życzę jej wszystkiego, co najlepsze.
Po raz kolejny żywię nadzieję, że mi wybaczycie, pozostaniecie z nami i będziecie komentować, żeby nieco nasycić naszą wenę!
Pozdrawiam, Tyśka
Po powrocie do sypialni byłam zła,
rozbudzona, pobudzona, zmęczona i w ogóle wszystko na raz. Od razu
skierowałam się do łazienki. Napuściłam wody do wanny i moczyłam
się dobrą godzinę. Na całe szczęście ciepła kąpiel pomogła w
pozbyciu się nadmiaru emocji. Po przyłożeniu głowy do poduszki
usnęłam momentalnie. Gdy poczułam zapadający się materac, miałam
wrażenie, że dopiero co usnęłam.
Odwróciłam się w stronę osoby
bezczelnie zakłócającej mój spokój.
- Dzień dobry. – Bezbarwny głos
Mistrza Eliksirów rozbudził nie tylko mnie, ale i moje zmysł.
- Witaj. – Uśmiechnęłam się
delikatnie i pocałowałam go w policzek na przywitanie, po czym
zniknęłam w łazience. Kiedy wyszłam, zastałam go przy stoliku ze
stosem zaproszeń i piórami.
- Wolisz to wypisywać tutaj czy może
w bibliotece? – Wskazał dłonią na blat stolika. Jęknęłam
zrezygnowana i od razu wyszłam z pokoju…. Zatrzymałam się zaraz
po przekroczeniu progu. – W prawo, moja droga.
Siedzieliśmy tak i pisaliśmy. Byłam
zła, że nie ma jakiegoś samopiszącego pióra czy coś. Nie
chciało mi się nic robić. Na szczęście wigilia wypadała we
wtorek, dzięki czemu miałam jeszcze trochę czasu dla siebie.
Po wypisaniu zaproszeń i wysłaniu ich poszłam do pokoju i przebrałam w dresy i luźny T-shirt z napisem „Świat jest piękny, tylko ludzie to ku*wy”, włączyłam laptopa i puściłam muzykę. Łapał mnie dziwny nastrój. Miałam wyjebkę na wszystko i kompletnie nic mnie nie interesowało.
Po wypisaniu zaproszeń i wysłaniu ich poszłam do pokoju i przebrałam w dresy i luźny T-shirt z napisem „Świat jest piękny, tylko ludzie to ku*wy”, włączyłam laptopa i puściłam muzykę. Łapał mnie dziwny nastrój. Miałam wyjebkę na wszystko i kompletnie nic mnie nie interesowało.
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam
się w rap zmieszany z rokiem. Wtórowałam artystom, na zmianę wyjąc
i nawijając.
- Jeśli nie słuchałeś rapu,
słyszałeś, synu, j*b się!* – rapowałam razem z Shellerinim kiedy
koło mnie usiadł Sewerus.
- Damie nie przystoi przeklinać. –
Zaczął swoją tyradę.
- Dobrze, już dobrze, Severusie. „Nie
pisz mi sms-ów, że ci tęskno i smutno.”**
- Masz już suknię na kolację
wigilijną? – Zapytał, przewracając oczami.
- Pewnie, że tak. – Uśmiechnęłam
się do niego szeroko i wbiegłam do garderoby, nucąc pod nosem
refren utworu Chady. Po chwili wyszłam z sukienką.
Powiesiłam ja na ramie lustra. –
Może być taka? – Zapytałam, obserwując uważnie mimikę
Severusa.
Sukienka była zwykła. Znaczy no nie
taka znowu zwykła. Kiecka z jakiegoś dziwnego materiału, który
nie jest ani satyną, ani taftą… Sukienka składała się z dwóch
warstw materiału. Wierzchnia warstwa była ciemno kremowa, wręcz
jak kawa z mlekiem. Od lewej strony była wycięta w trójkąt który
został złączony ciemnobrązową różą po prawej stronie mniej
więcej w połowie uda, co pozwoliło odsłonić drugi materiał, tym
razem satynowy, jasno kremowy. Góra była prosta. Delikatnie
zmarszczona przy trójkątnym dekoldzie zwieńczonym trzema
niewielkimi ciemnobrązowymi różyczkami. Przez mój brak biustu
suknia została wyposażona w dość szerokie ramiączka.
- Do tego mam jeszcze szal. –
Powiedziałam, wyłaniając się z garderoby z ciemnobrązowym szalem
w dłoniach.
- Będziesz wyglądać olśniewająco.
– Powiedział już niewypranym z emocji głosem a pełnym podziwu i
dumy. – Kiedy zdołałaś ją kupić? – Zapytał, patrząc na
mnie przenikliwie.
- To jest prezent od moich rodziców na
święta. – Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. –
Przyjaciółka mamy prowadzi salon z sukniami wieczorowymi w Polsce.
Mama przysłała mi katalog i miałam sobie wybrać jakąś. No i
padło na tą. – Uśmiechnęłam się do niego.
Siedzieliśmy w moim pokoju dobrych
kilka godzin, które minęły nam na rozmowach o błahych sprawach.
Nagle Severus skrzywił się i zaklął pod nosem, dotykając dłonią
surduta na piersi, gdzie znajdowała się wewnętrzna kieszeń. Gdy
wstawał, nagle skrzywiliśmy się oboje. Mój znak „ożył”
przez co zalała mnie fala bólu.
Razem z Mistrzem Eliksirów zeszłam do
jadalni, w której siedziało już kilka osób. Pokłoniłam się
nisko, jednak nie klękałam tak jak Snape, dzięki czemu zauważyłam
w jakim stroju stawiłam się na zebranie. Mimika ojca przybrała
twardy i rozdrażniony wyraz. Patrzyła na mnie ostro, gdy zajmowałam
miejsce po jego prawej stronie.
- Skoro są już wszyscy obecni… -
Zaczął swój monolog. Nie wiem jak długo gadał. Siedziałam
wpatrzona w Severusa, który wydawał się być niespokojny. –
Córko. – Jego zimny głos sprowadził mnie na ziemię. – Od
jutra rana będziesz się uczyć Czarnej Magii. – Kontynuował, gdy
spojrzałam na niego i skinęłam lekko głową.
- Oczywiście, ojcze… - Nie dał mi
dokończyć, a właściwie to odpowiedział na moje niewypowiedziane
pytanie.
- Nauczać cię będzie Bellatrix. –
Jego słowa spowodowały aż nienaturalną ciszę w pomieszczeniu.
- Że co przepraszam? – Wyrwało mi
się w niedowierzaniu.
Syknął przeciągle. – Bellatrix
będzie cię uczyć Czarnej Magii.
- Ależ, panie… - Zaczęła, jednak
dźwięk gwałtownie odsuwanego krzesła uciszył ją.
- Dosyć! – Warknął. – Będziesz
uczyć moją córkę i nauczysz ją.
- O, wybacz, ojcze, jednak ja wcale nie
wyrażam na to zgody. – Warknęłam. Nie lubiłam tej kobiety. Jej
ogólna postawa i to, co o niej słyszałam nie budziło we mnie
sympatii.
Stałam z założonymi rękami. I
mierzyłam się spojrzeniami z ojcem.
- Spotkanie skończone. Bellatrix!
Ewelina! Do mojego gabinetu. – Wysyczał złowrogo i wyszedł
zamaszystym krokiem.
- Ku*wa. – Warknęłam i opadłam na
krzesło. – Co ja takiego zrobiłam, że Merlin mnie tak pokarał?
– Jęknęłam i uderzyłam czołem w blat stołu w akcie
bezsilności.
- Nie łam się, Ewelina! – Głos
Augustusa doszedł do moich uszu w tym samym czasie, gdy moje plecy
poczuły nie zbyt delikatne uderzenie z otwartej dłoni.
- Dzięki, Augustusie. – Mruknęłam
i wyprostowałam się. – W takim razie… Pani Lestrange. –
Wykrzywiłam usta w ironicznym uśmiechu. – Czy byłaby pani tak
miła i towarzyszyła mi w drodze do gabinetu ojca, pani profesor? –
Ironia nie opuszczała mojej aparycji.
Bellatrix zaperzyła się, wydęła
usta i delikatnie poczerwieniała. Już miała otwierać usta, gdy
Severus upomniał ją – Bella. Naprawdę nie radzę... – Jednak
nie zdążył, gdy ta wybuchnęła.
- Żadna gówniara nie będzie ze mnie
szydzić! – Krzyknęła i w ułamku sekundy wyciągnęła różdżkę
i posłała w moim kierunku zaklęcie. Gdyby nie mój refleks,
wspomagany refleksem Augustusa wiłabym się na podłodze przez
Cruciatusa…
Przez uchylanie się przed zaklęciem
wylądowałam na tyłku na posadzce. Podniosłam się z żądzą
mordu w oczach.
- Po pierwsze, Bellatrix. –
Warknęłam. – Dla ciebie jestem Panią, a nie gówniarą. Z czego
wynika, iż masz okazywać mi szacunek. – Warknięcie przeradzało
się w syk tak podobny do ojcowskiego. – Po drugie, jeśli jeszcze
raz podniesiesz na mnie różdżkę, pożałujesz tego jak niczego
innego na świecie. Rozumiesz mnie? – Mówiąc, zbliżałam się do
niej, a przy ostatnim zdaniu moje oczy błysnęły czerwienią. – A
teraz idź do gabinetu ojca albo pierwsza, albo po mnie. Nie mam
ochoty widzieć cię na oczy częściej niż muszę. – Patrzyłam
jej prosto w oczy, w których widać było nutkę strachu. Odsunęłam
się, robiąc przejście, z którego skorzystała w trybie
natychmiastowym.
Uśmiechnęłam się pod nosem i
ruszyłam za nią, żegnając się przy wyjściu krótkim „Do
widzenia” z Wewnętrznym Kręgiem.
Do gabinetu ojca weszłam zaraz za
Bellatrix.
- Tak jak powiedziałem już na
zebraniu, od jutra zaczniecie zajęcia. Bello, moja córka ma się
nauczyć Czarnej Magii, a nie jej uczyć. – Patrzyła na nią
surowo jednak niegroźnie.
- Oczywiście, Panie. – Skłoniła
się nisko.
- Tak, ojcze.– Powiedziałam, gdy
przeniósł swój wzrok na mnie. – Czy jednak nie może mnie uczyć
ktoś inny? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie widzę powodów, dla których
miałby cię uczyć ktoś inny z moich Śmierciożerców. Bellatrix
będzie nauczać cię podczas twoich wizyt na dworze. Natomiast
podczas twojego pobytu w Hogwarcie zajmie się tym Draco na poziomie
podstawowym. Później zaczniesz uczyć się ze Snape’m bardziej
zaawansowanej magii. A teraz możecie już iść. – Machnął ręką.
Nie czekałam na nic, jedynie skłoniłam się delikatnie i wyszłam.
Trafiłam cudem do swojego pokoju. Ubrałam się ciepło i wyszłam z
telefonem w rękach i słuchawkami na uszach.
Wędrowałam po całym terenie
otaczającym willę Malfoy’ów. Najpiękniejszy jednak był ogród….
Nawet zimą alejki z niskiego żywopłotu, rzeźby, sadzawka,
fontanna, drzewa przykryte puchową pierzynką zapierały dech w
piersi. Spacerowałam tak wsłuchana w dźwięki płynące ze
słuchawek nieświadoma mijającego czasu. Dopiero przejmujące
zimno sprowadziło mnie z powrotem do rzeczywistości.
Rozsiadłam się na fotelu przed
kominkiem, rozmyślając o tym co mnie czeka, co dzieje się w Polsce
i jak mają się moi rodzice, gdy usłyszałam rozmowę w sali
wejściowej. Zaciekawiona podeszłam do drzwi i zauważyłam Severusa
idącego szybkim krokiem w stronę gabinetu mojego ojca.
Siedziałam na korytarzu, przed
drzwiami gabinetu Jaszczurki godzinę, czekając na rozwój zdarzeń.
Zegar wybił pierwszą w nocy, jednak ja nie czułam zmęczenia. W
pewnym momencie drzwi uchyliły się i wyłoniła się z nich postać
mojego przyszłego narzeczonego. Gdy tylko zamknął je za sobą,
pozwolił sobie na zrzucenie maski, dzięki czemu widziałam
wyczerpanie i cień bólu w jego oczach. Nie widział mnie. Podeszłam
do niego, przytulając do jego pleców. Drgnął zaskoczony.
- Mogę wiedzieć, co robisz tu o tej
porze? – Jego głos był zimny.
- Chodź.- Powiedziałam jedynie i
trzymając go za dłoń, pociągnęłam w stronę swojego pokoju. –
Kiedy musisz być w zamku? – Zapytałam, wchodząc do łazienki.
- Nie muszę. – Odparł, wchodząc za
mną.
Kiwnęłam głową, odkręcając kurek
z ciepłą wodą w wannie i wybierając płyn do kąpieli. –
Rozbieraj się. – Zakomunikowałam, wlewając lawendowy płyn.
Ciche westchnienie i szelest ubrań utwierdziły mnie w przekonaniu,
iż wykona moje polecenie. Do pełnej już wanny dodałam olejku
aromatycznego o zapachu zielonej herbaty, a na dokładkę kilka
kropel kokosowego.
Wyszłam, dając mu trochę
prywatności.
W pokoju rozebrałam się i zarzuciłam
na siebie szlafrok, wzięłam skąpą pidżamkę i wróciłam do
łazienki. Weszłam najciszej jak mogłam, obserwując rozluźnioną
twarz mężczyzny.
- Mogę wiedzieć, co tu robisz? –
Mówił z zamkniętymi oczami, lekkim głosem.
- Chciałam wziąć prysznic. –
Odparłam cicho i miękko. Nie czekając na zbędne komentarze,
weszłam do kabiny. Po skończonym prysznicu odkryłam, że Severus
zasnął. Ubrałam się szybko i podeszłam do niego. – Severusie.
– Szepnęłam, dotykając dłonią jego policzka. Otworzył wolno
oczy. Podałam mu puchaty ręcznik i wyszłam.
Kiedy przyszedł do mojej sypialni w
samym ręczniku, moje serce zabiło mocniej.
***
Gdy wyszedłem, leżała na łóżku.
Miałem idealny widok na jej zgrabną figurę. Przysiadłem na brzegu
mebla w celu pozbycia się ręcznika bez zbytniego obnażania się
przed nią.
Leżeliśmy chwilę, patrząc się na
siebie.
- Połóż się na brzuchu. –
Powiedziała, siadając. Wykonałem jej polecenie bez wahania.
Usiadła na mnie okrakiem i zaczęła masować moje plecy i barki. –
Co się stało, że wróciłeś o takiej późnej godzinie?
- Zakon… - Zdołałem odpowiedzieć
normalnie zanim pomruk zadowolenia wyrwał się z mojego gardła.
- Dlaczego wyszedłeś poturbowany od
mojego ojca? – Szepnęła zmartwiona.
- Nie spodobało się Panu kilka
informacji i musiał się na kimś wyżyć.
- Niech sobie, kurde, gumowa lalkę
kupi… - Warknęła.
- Co takiego? – Zapytałem,
przekręcając się tak, aby widzieć jak delikatny rumieniec pokrywa
jej twarz.
- No… lalkę gumową… - Uniosłem
pytająco brwi. Westchnęła. – To taka… zabawka erotyczna dla
mężczyzn… Lalka jest w… Kształcie kobiety – Odpowiednio
podkreśliła słowo klucz. Gdy pojąłem o co chodzi, nie mogłem
powstrzymać śmiechu.
Gdy uspokoiliśmy się oboje, ułożyłem
się wygodnie podparty na poduszkach. Zegar wybił trzecią. Z
Eweliny emanowało zmęczenie. Położyła się, robiąc z mojej
klatki piersiowej poduszkę. Nie czekałem długo, jak usnęła.
Od bardzo dawna nie czułem się tak
odprężony. Masaż w jej wykonaniu działał cuda.
Wodziłem dłońmi po jej boku. Pewna
część mnie nie mogła się doczekać, kiedy zostaniemy oficjalnie
zaręczeni.
Zaręczyny… Miałem do tego jeszcze
czas… Jednak nie wiedziałem jaki pierścionek będzie odpowiedni.
Mój wzrok padł na dłonie młodej dziewczyny ozdobione pierścionkami.
Mój wzrok padł na dłonie młodej dziewczyny ozdobione pierścionkami.
„I gdzie ona będzie nosić
zaręczynowy?” Pomyślałem, obserwując jej smukłe palce.
Wszystkie pierścionki cechowały się
oryginalnością i smakiem. Żaden nie był zbyt duży, ordynarny czy
zbyt mały i skromny. Dało mi to pewną wskazówkę co do wyboru
odpowiedniego pierścionka zaręczynowego.
Zasnąłem, obserwując dziewczynę tuż
przed czwartą.
*****
Wiedźma
zaciągnęła mnie do ciemnego i zagraconego pokoju. Przez małe
okienko próbowało dostać się światło, ale brudna szyba
uniemożliwiała zadanie. Pomieszczenie nie było duże, chociaż
spokojnie mogło pomieścić dwa łóżka i biurka. Ten pokój był
pusty, nie licząc jakichś wypchanych ciemnych worków opartych o
ściany. Lestrange rzuciła mnie na jedne z nich i wyszła. Worek
poruszył się, więc odskoczyłam i wyciągnęłam różdżkę,
której kobieta mi nie zabrała.
Dopiero
gdy inne worki zaczęły się poruszać, zrozumiałam, że to ludzie.
Byli wychudzeni, brudni i mieli podkrążone oczy, jakby nie spali
wiele, wiele dni. Wszyscy patrzyli na mnie z nadzieją, że ich
uwolnię.
-Lumos
maxima. – Mruknęłam, a przyciemnione światło rozbłysło z
mojej różdżki. Jakaś dziewczyna krzyknęła przerażona.
„Zaczepiłam” światło na suficie, sprawiając, że nie
przemieszczało się ze mną. Podeszłam do wystraszonej. – Kim
jesteś?
-Ty…
co ty zrobiłaś? Nie zabijaj mnie, proszę… - Zaczęła skomlić.
Nie wiedziałam, jak mam zareagować.
-Jest
mugolem. – Wyjaśnił starszy mężczyzna, który wyglądał, jakby
sama Śmierć go nie chciała. Był okropnie chudy, niemal mogłam
zauważyć jego kości. – Tylko ona została. Przyszłaś nas
uratować?
-Słucham?
– Zapytałam, patrząc na staruszka.
-Obiecywano
nam przyjście młodego człowieka, który będzie mieć moc, której
nie ma nikt inny. – Starzec patrzył na mnie wyczekująco. – Czy
to jesteś ty?
Nie
odpowiedziałam. To była przepowiednia, o której opowiadał mi
Chemik. Ale dlaczego ten dziadek myśli, że to ja jestem tym „młodym
człowiekiem”? Odwróciłam się dookoła. Około dwadzieściorga
ludzi patrzyło na mnie z nadzieją. Podeszłam do drzwi.
-Alohomora.
– Tak jak się spodziewałam, nie zadziałało. – Bombarda. Sesam
Materio.– Oczywiście, te również. Bellatrix musiała wiedzieć,
co robi zamykając w jednej Sali czarodziei i mugolów. Mam nadzieję,
że nikogo więcej. Zastanawiałam się, jakie znam inne zaklęcia
otwierające, ale nic mi się nie przypominało. Czułam się
kompletnie bezsilna. Cisza przedłużała się, a ja wciąż nic nie
robiłam. W końcu usiadłam pod ścianą.
Wyczułam
w ludziach, że się poddali.
-Dziś
jest pełnia, prawda? – Zapytał starzec.
-Tak.
– Odpowiedziała mu bezbarwnym głosem kobieta siedząca koło
okna. – Dziś jest pełnia.
-Posłuchaj,
dziewczyno. – Staruszek zwrócił się do mnie srogim, niemal
wrogim tonem. – Może faktycznie przepowiednia nie mówi o tobie,
może to naprawdę Złoty Chłopiec – wypluł określenie Harry’ego
z odrazą – ma nas uratować, ale to ty napełniłaś mnie
spokojem. Chciałbym, abyś mnie zabiła. Jestem tu tylko 3 tygodnie.
A dziś jest pełnia. Jeśli mnie nie zabijesz, wszyscy umrzecie dziś
w nocy.
Patrzyłam
na niego pytająco. Nie dość, że wierzył, iż mogę być
wybawicielem z przepowiedni, to na dodatek chciał, abym go zabiła…
On zwariował czy może ja?
-Nie
wiesz, kim jestem. Zrobię wam w nocy krzywdę. Tylko ty masz
różdżkę. Proszę.
-Ja…
- Cała moja pewność siebie wyparowała. Nie wiedziałam, co mam
zrobić.
-Tak,
ty. – Westchnął cicho. – Wiesz, kim jest wilkołak?
-Tylko
słyszałam pogłoski, ale ogólnie wiem, na czym to polega. –
Odparłam cicho. – Pożegnaj się.
-Już
nie mam z kim… - Odpowiedział, gdy wstawałam. Wyciągnęłam
różdżkę. Patrzyłam na niego chwilę, a potem okropnie szybko
krzyknęłam Avada Kedavra, zielony promień uderzył w pierś
mężczyzny. Staruszek umarł z uśmiechem na ustach. Pomimo jego
śmierci poczułam ulgę, jakąś siłę, która obiecała być ze
mną w najczarniejszej nawet godzinie.
Z
powrotem usiadłam pod ścianą. Chciałam stąd jak najszybciej
uciec. Tam, gdzie nic mnie nie znajdzie. Ale nie mogłam nic zrobić.
Nawet miałam przesłuchy, że słyszę Pazura i Snape’a.
-Też
to słyszycie? – Zapytałam ich.
-Nie
usłyszą cię.
Wstałam
błyskawicznie do drzwi.
-Pazur!
PAZUR! SNAPE! DO JASNEJ CHOLERY, CHODŹCIE TU! – Widziałam przez
szparę w drzwiach, że Ewelina się zawahała. Przez chwilę
spoglądała w moją stronę, ale zaraz poszła dalej. Nie widziała
mnie ani nie słyszała. Poczułam łzy pod powiekami. Nie miałam
siły ich powstrzymywać.
*****
Gdy
tylko znikły mi z oczu, poczułem, że znów mogę się ruszać.
Zacząłem biegać po korytarzach, szukając tego cholernego pokoju
Bellatrix. Darłem się, ile mogłem. Biegałem, wykrzykując jej
imię.
-To
Draco! – Krzyknął czyiś głos. Zaraz potem zza rogu wyszła moja
matka w towarzystwie Augustusa. Narcyza przytuliła się do mnie, ale
nie miałem czasu. Cieszyłem się, że ją widzę, ale Lucy mnie
potrzebowała. – Cześć, synku.
-Cześć,
matko, Agi. Gdzie Bella przechowuje swoich więźniów? – Zapytałem
szybko.
-Po
co ci to? – Matka zmierzyła mnie wzrokiem.
-Potrzebuję
i już!
-Nie
podnoś na mnie głosu!
-Nie
pytałbym, gdybym nie potrzebował! – Wysyczałem przez zęby.
-Cieszę
się, że widzę cię całego i zdrowego. – Odezwała się matka
sarkastycznie. Cudownie, tego jeszcze brakowało, kłótnia z matką.
-Narcyzo,
możesz mnie zaprowadzić do wyjścia? Potem pokrzyczysz na Dracona.
Kobieta
sapnęła z irytacją, ale ominęła mnie. Tuż za nią poszedł
Augustus. Uśmiechnął się jeszcze do mnie na pocieszenie.
Wpadłem
na genialny pomysł. Będę otwierać wszystkie drzwi po kolei. W
końcu gdzieś ją znajdę. Tylko… od którego piętra mam zacząć?
*****
Siedziała
w ciemnej sali, czekając na jakieś wydarzenie. Jakiekolwiek. Powoli
zapadała noc. Ludzie odsunęli się od martwego staruszka, bojąc
się, że może ono coś zrobić. Lucy obserwowała ich z
przerażeniem, ale i ze zrozumieniem. Nie wiedziała prawie nic na
temat wilkołaków. W dodatku ci nieszczęśnicy liczyli, że ona ich
obroni. Tak naprawdę sama potrzebowała ratunku.
W
dojmującej ciszy zaczęła przypominać sobie pewne wydarzenia.
Zwłaszcza te ostatnie dodały jej otuchy. Przytulający ją Dexter,
jego uśmiechnięta twarz. Nawet słyszała jego głos, wołający
jej imię. Zdawał się być zrozpaczony. Znów poczuła łzy pod
powiekami. Te na szczęście udało się jej zatrzymać.
-Co
ty tu robisz, Draco? – Usłyszała jakiś szept. Dopiero po chwili
zrozumiała, że to ta okropna wiedźma.
-Bellatrix,
gdzie jest Lucy?! – Wrzasnął chłopak.
-Nie
martw się. Żyje i myślę, że ma się dobrze. – Zakpiła. –
Och, wybacz, zapomniałam jej dać poduszkę. Mam nadzieję, że
wytrzyma do rana… - Lestrange udawała zmartwioną, ale szyderczy
śmiech ujawniał jej prawdziwą naturę.
-O
czym ty mówisz?
-Och,
nic takiego. Po prostu ma w swoim pokoju ślicznego futrzaka. A dziś
jest pełnia…
-Gdzie
ona jest?!
-Crucio!
– Wrzasnęła wiedźma. Tuż zaraz rozległ się krzyk blondyna. Po
chwili się urwał i słychać było tylko pojękiwania. – Może to
nauczy cię szacunku, Draco. Przecież nie chciałbyś zasmucić
Czarnego Pana, prawda? Crucio!
Tym
razem Draco nawet nie jęknął. Lucy czuła się paskudnie, słysząc
to i nie mogąc nic zrobić. Nigdy nie czuła się, aż tak bezradna.
Mimo iż miała różdżkę i znała tysiące zaklęć, nie mogła
żadnego użyć.
-Draco!
– Zawyła. Zorientowała się, że jest przy drzwiach. Nawet nie
wiedziała, kiedy podeszła. Dobrze ich widziała i słyszała, ale
żadne z nich nie widziało jej.
Bellatrix
zostawiła młodego Malfoya na korytarzu i weszła do celi swoich
więźniów. Spojrzała na nich pełna pogardy. Zatrzymała wzrok na
ciele staruszka.
-No,
no. Rozpoznaję zapach Avady. – Wyszeptała podniecona. – Czyżby
nasza mała czarodziejka się przełamała?
-Nigdy
nie będę taka jak ty. – Odpowiedziała Lucy słabo.
-Crucio!
Ból,
który przeszył dziewczynę był nie do wytrzymania. Lucy wciągnęła
powietrze i próbowała nie krzyczeć. Wiedźma wzmocniła klątwę.
Dopiero wtedy torturowana krzyknęła. Bellatrix Lestrange zaśmiała
się ochryple. Zwolniła zaklęcie i przez chwilę z lekkim
zaciekawieniem spoglądała na leżącą na brudnej podłodze Lucy.
-Biedna
dziewczynka. – Wyszeptała ironicznie, głaszcząc ją po włosach.
Lucy przymrużyła oczy z przerażenia. – Niczym się nie różnimy.
Jesteśmy takie same, Evans.
-Mylisz
się. – Odparła słabo.
-Taka
jest prawda. Przyłącz się do mnie, do Śmierciożerców, a
będziemy rządzić.
-Nie
chcę.
-Wiem,
że chcesz. Będziesz mieć wszystko. – Balletrix obserwowała
twarz dziewczyny. – Będziesz mieć dom. Pieniądze. Sławę.
Władzę. Rodzinę. – Dopiero teraz twarz dziewczyny drgnęła, a
wiedźma uśmiechnęła. – Rodzinę, której fundamentami będzie
zaufanie i miłość. – W oczach Lucy zebrały się łzy. Bellatrix
uśmiechnęła się tryumfalnie. Zgadła, czego ta dziewczyna
potrzebowała najbardziej. I tak długo musiała czekać, aż
Ślizgonka się załamie. Teraz mogła wykorzystać dziewczynę i
zdobyć władzę.
-Obiecujesz?
– Cichy głos dziewczyny przerwał jej rozmyślenie. Najpierw
chciała potraktować ją Cruciatusem, ale powstrzymała się.
-Tak.
Chodź ze mną. Zaraz każę przygotować ci łóżko. Wykąpiesz
się, zjesz coś, a od jutra będziemy budować twoją rodzinę.
-Nie
rób tego! – Krzyknęła mugolka. – Nie jesteś taka, jak ona!
Pan Raddson to wiedział!
-Zamknij
się, smarkulo! Nie kłam! – Wrzasnęła Bellatrix. Lucy spojrzała
na tamtą dziewczynę. – Lucy, musimy iść. Oni próbują namówić
cię do złego. Pomyśl o swojej rodzinie…
Lucy
spoglądała z jednej na drugą. Po twarzy mugolki zaczęły płynąć
łzy. Coś w głowie panny Evans zaskoczyło, coś się wpasowało.
-Chodźmy…
- Powiedziała tym samym cichym głosem. Wyczuła, że ktoś wkradł
się jej do głowy. Specjalnie wysyłała obrazy wymarzonej rodziny,
zmyślone wspomnienia, pilnie strzegąc pozostałych tajemnic.
-Daj
mi ramię. Jesteś taka słaba… - Znów wyszeptała.
Lucy
podnosiła się powoli. Gdy już wstała, zasymulowała upadek,
podparła się plecami o ścianę. Odbiła się od niej ociężale i
stanęła na nogi. Bellatrix doszła za ten czas do drzwi. Właśnie
odwracała się, żeby zobaczyć, gdzie jest jej ofiara.
-Crucio!
– Lucy zaatakowała wiedźmę, jej głos przesiąknięty był
nienawiścią, jakiej się nawet po sobie nie spodziewała. Bellatrix
zgięła się wpół. Sapnęła zirytowana, chwilę później upadła
i jęknęła z bólu. Ślizgonka tak długo torturowała
Śmierciożerczynię, aż zasłabła. Oczy jej się zamgliły. Nie
widziała, kiedy Lestrange wstała, kiedy powybijała współlokatorów,
kiedy trzasnęła drzwiami.
Lucy
znajdowała się na skraju przytomności. Była głodna, wykończona,
zmęczona i cała obolała. Leżała na brudnej podłodze wśród
martwych ciał. Modliła się już tylko o śmierć.
*****
Gdziekolwiek
szedłem, gdziekolwiek byłem, nie mogłem jej znaleźć. Miałem
jedynie nadzieję, że Bellatrix nie torturowała Lucy. Mimo że tego
nie widać, Evans jest mściwą osobą, więc Lestrange znalazłaby
się w niebezpieczeństwie.
Otwierałem
kolejne drzwi na samym dole mojego domu, w piwnicach. Tak jak się
spodziewałem, nic tu nie było. Jedynie kurz i śmieci. Jednak nie
poddawałem się, nie mogłem.
Nie
wiem, dlaczego zaczęło mi brakować jej zimnego spojrzenia,
wesołego głosu, jej dotyku. Przecież na początku roku uwielbiałem
się z nią droczyć i specjalnie jej dokuczałem, a teraz? Nie mogę
myśleć o niczym innym, jak o Lucy Jane Evans.
UUU jak mnie dawno nie było na komputerze. Mam mnóstwo blogów do przeczytania. Jeśli chodzi o tą notkę to była dość chaotyczna. Jakby wszystkie bohaterki dostały okresu. Jak nie wrzeszczą to mordują, jak nie mordują to chcą seksu. Dość niestabilne są one dzisiaj. Podobno zaklęcie avady nie pozostawia śladów to jak Bella ją wywąchała? O_O Mam wrażenie, że wasz Severus Snape ma jakieś 19 lat, nie wiem dlaczego tak myślę, ale jakoś nie wyobrażam sobie takiego Alana. Pozdrawiam i widzimy się w następnej notce oby wcześniej niż ostatnio, dobrze? Angel ;*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ujęłaś w przepowiedni Nevilla Longbottoma. Mimo to podobał mi się rozdział, chociaż wolałabym, żeby Draco odnalazł Lucy. Ciekawi mnie też spotkanie z wilkołakiem :) No to czekam na kolejny rozdział i dziękuję jeszcze raz za życzonka choć teraz później je przeczytałam :D
OdpowiedzUsuń