sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 35

Uszanowanko, 
wybaczcie, że długo, długo nic nie było. Nie miałam czasu, chęci i siły, ale dzięki komentarzowi Angel - wielkie dzięki, kochana! - w końcu dodaję. 
Jest także inna okazja, Aoibara ma dzisiaj 20. urodziny, więc jeszcze raz życzę jej wszystkiego, co najlepsze.
Po raz kolejny żywię nadzieję, że mi wybaczycie, pozostaniecie z nami i będziecie komentować, żeby nieco nasycić naszą wenę!
Pozdrawiam, Tyśka




Po powrocie do sypialni byłam zła, rozbudzona, pobudzona, zmęczona i w ogóle wszystko na raz. Od razu skierowałam się do łazienki. Napuściłam wody do wanny i moczyłam się dobrą godzinę. Na całe szczęście ciepła kąpiel pomogła w pozbyciu się nadmiaru emocji. Po przyłożeniu głowy do poduszki usnęłam momentalnie. Gdy poczułam zapadający się materac, miałam wrażenie, że dopiero co usnęłam.
Odwróciłam się w stronę osoby bezczelnie zakłócającej mój spokój.
- Dzień dobry. – Bezbarwny głos Mistrza Eliksirów rozbudził nie tylko mnie, ale i moje zmysł.
- Witaj. – Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go w policzek na przywitanie, po czym zniknęłam w łazience. Kiedy wyszłam, zastałam go przy stoliku ze stosem zaproszeń i piórami.
- Wolisz to wypisywać tutaj czy może w bibliotece? – Wskazał dłonią na blat stolika. Jęknęłam zrezygnowana i od razu wyszłam z pokoju…. Zatrzymałam się zaraz po przekroczeniu progu. – W prawo, moja droga.
Siedzieliśmy tak i pisaliśmy. Byłam zła, że nie ma jakiegoś samopiszącego pióra czy coś. Nie chciało mi się nic robić. Na szczęście wigilia wypadała we wtorek, dzięki czemu miałam jeszcze trochę czasu dla siebie.
Po wypisaniu zaproszeń i wysłaniu ich poszłam do pokoju i przebrałam w dresy i luźny T-shirt z napisem „Świat jest piękny, tylko ludzie to ku*wy”, włączyłam laptopa i puściłam muzykę. Łapał mnie dziwny nastrój. Miałam wyjebkę na wszystko i kompletnie nic mnie nie interesowało.
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam się w rap zmieszany z rokiem. Wtórowałam artystom, na zmianę wyjąc i nawijając.
- Jeśli nie słuchałeś rapu, słyszałeś, synu, j*b się!* – rapowałam razem z Shellerinim kiedy koło mnie usiadł Sewerus.
- Damie nie przystoi przeklinać. – Zaczął swoją tyradę.
- Dobrze, już dobrze, Severusie. „Nie pisz mi sms-ów, że ci tęskno i smutno.”**
- Masz już suknię na kolację wigilijną? – Zapytał, przewracając oczami.
- Pewnie, że tak. – Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wbiegłam do garderoby, nucąc pod nosem refren utworu Chady. Po chwili wyszłam z sukienką.
Powiesiłam ja na ramie lustra. – Może być taka? – Zapytałam, obserwując uważnie mimikę Severusa.
Sukienka była zwykła. Znaczy no nie taka znowu zwykła. Kiecka z jakiegoś dziwnego materiału, który nie jest ani satyną, ani taftą… Sukienka składała się z dwóch warstw materiału. Wierzchnia warstwa była ciemno kremowa, wręcz jak kawa z mlekiem. Od lewej strony była wycięta w trójkąt który został złączony ciemnobrązową różą po prawej stronie mniej więcej w połowie uda, co pozwoliło odsłonić drugi materiał, tym razem satynowy, jasno kremowy. Góra była prosta. Delikatnie zmarszczona przy trójkątnym dekoldzie zwieńczonym trzema niewielkimi ciemnobrązowymi różyczkami. Przez mój brak biustu suknia została wyposażona w dość szerokie ramiączka.
- Do tego mam jeszcze szal. – Powiedziałam, wyłaniając się z garderoby z ciemnobrązowym szalem w dłoniach.
- Będziesz wyglądać olśniewająco. – Powiedział już niewypranym z emocji głosem a pełnym podziwu i dumy. – Kiedy zdołałaś ją kupić? – Zapytał, patrząc na mnie przenikliwie.
- To jest prezent od moich rodziców na święta. – Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. – Przyjaciółka mamy prowadzi salon z sukniami wieczorowymi w Polsce. Mama przysłała mi katalog i miałam sobie wybrać jakąś. No i padło na tą. – Uśmiechnęłam się do niego.
Siedzieliśmy w moim pokoju dobrych kilka godzin, które minęły nam na rozmowach o błahych sprawach. Nagle Severus skrzywił się i zaklął pod nosem, dotykając dłonią surduta na piersi, gdzie znajdowała się wewnętrzna kieszeń. Gdy wstawał, nagle skrzywiliśmy się oboje. Mój znak „ożył” przez co zalała mnie fala bólu.
Razem z Mistrzem Eliksirów zeszłam do jadalni, w której siedziało już kilka osób. Pokłoniłam się nisko, jednak nie klękałam tak jak Snape, dzięki czemu zauważyłam w jakim stroju stawiłam się na zebranie. Mimika ojca przybrała twardy i rozdrażniony wyraz. Patrzyła na mnie ostro, gdy zajmowałam miejsce po jego prawej stronie.
- Skoro są już wszyscy obecni… - Zaczął swój monolog. Nie wiem jak długo gadał. Siedziałam wpatrzona w Severusa, który wydawał się być niespokojny. – Córko. – Jego zimny głos sprowadził mnie na ziemię. – Od jutra rana będziesz się uczyć Czarnej Magii. – Kontynuował, gdy spojrzałam na niego i skinęłam lekko głową.
- Oczywiście, ojcze… - Nie dał mi dokończyć, a właściwie to odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie.
- Nauczać cię będzie Bellatrix. – Jego słowa spowodowały aż nienaturalną ciszę w pomieszczeniu.
- Że co przepraszam? – Wyrwało mi się w niedowierzaniu.
Syknął przeciągle. – Bellatrix będzie cię uczyć Czarnej Magii.
- Ależ, panie… - Zaczęła, jednak dźwięk gwałtownie odsuwanego krzesła uciszył ją.
- Dosyć! – Warknął. – Będziesz uczyć moją córkę i nauczysz ją.
- O, wybacz, ojcze, jednak ja wcale nie wyrażam na to zgody. – Warknęłam. Nie lubiłam tej kobiety. Jej ogólna postawa i to, co o niej słyszałam nie budziło we mnie sympatii.
Stałam z założonymi rękami. I mierzyłam się spojrzeniami z ojcem.
- Spotkanie skończone. Bellatrix! Ewelina! Do mojego gabinetu. – Wysyczał złowrogo i wyszedł zamaszystym krokiem.
- Ku*wa. – Warknęłam i opadłam na krzesło. – Co ja takiego zrobiłam, że Merlin mnie tak pokarał? – Jęknęłam i uderzyłam czołem w blat stołu w akcie bezsilności.
- Nie łam się, Ewelina! – Głos Augustusa doszedł do moich uszu w tym samym czasie, gdy moje plecy poczuły nie zbyt delikatne uderzenie z otwartej dłoni.
- Dzięki, Augustusie. – Mruknęłam i wyprostowałam się. – W takim razie… Pani Lestrange. – Wykrzywiłam usta w ironicznym uśmiechu. – Czy byłaby pani tak miła i towarzyszyła mi w drodze do gabinetu ojca, pani profesor? – Ironia nie opuszczała mojej aparycji.
Bellatrix zaperzyła się, wydęła usta i delikatnie poczerwieniała. Już miała otwierać usta, gdy Severus upomniał ją – Bella. Naprawdę nie radzę... – Jednak nie zdążył, gdy ta wybuchnęła.
- Żadna gówniara nie będzie ze mnie szydzić! – Krzyknęła i w ułamku sekundy wyciągnęła różdżkę i posłała w moim kierunku zaklęcie. Gdyby nie mój refleks, wspomagany refleksem Augustusa wiłabym się na podłodze przez Cruciatusa…
Przez uchylanie się przed zaklęciem wylądowałam na tyłku na posadzce. Podniosłam się z żądzą mordu w oczach.
- Po pierwsze, Bellatrix. – Warknęłam. – Dla ciebie jestem Panią, a nie gówniarą. Z czego wynika, iż masz okazywać mi szacunek. – Warknięcie przeradzało się w syk tak podobny do ojcowskiego. – Po drugie, jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie różdżkę, pożałujesz tego jak niczego innego na świecie. Rozumiesz mnie? – Mówiąc, zbliżałam się do niej, a przy ostatnim zdaniu moje oczy błysnęły czerwienią. – A teraz idź do gabinetu ojca albo pierwsza, albo po mnie. Nie mam ochoty widzieć cię na oczy częściej niż muszę. – Patrzyłam jej prosto w oczy, w których widać było nutkę strachu. Odsunęłam się, robiąc przejście, z którego skorzystała w trybie natychmiastowym.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam za nią, żegnając się przy wyjściu krótkim „Do widzenia” z Wewnętrznym Kręgiem.
Do gabinetu ojca weszłam zaraz za Bellatrix.
- Tak jak powiedziałem już na zebraniu, od jutra zaczniecie zajęcia. Bello, moja córka ma się nauczyć Czarnej Magii, a nie jej uczyć. – Patrzyła na nią surowo jednak niegroźnie.
- Oczywiście, Panie. – Skłoniła się nisko.
- Tak, ojcze.– Powiedziałam, gdy przeniósł swój wzrok na mnie. – Czy jednak nie może mnie uczyć ktoś inny? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie widzę powodów, dla których miałby cię uczyć ktoś inny z moich Śmierciożerców. Bellatrix będzie nauczać cię podczas twoich wizyt na dworze. Natomiast podczas twojego pobytu w Hogwarcie zajmie się tym Draco na poziomie podstawowym. Później zaczniesz uczyć się ze Snape’m bardziej zaawansowanej magii. A teraz możecie już iść. – Machnął ręką. Nie czekałam na nic, jedynie skłoniłam się delikatnie i wyszłam. Trafiłam cudem do swojego pokoju. Ubrałam się ciepło i wyszłam z telefonem w rękach i słuchawkami na uszach.
Wędrowałam po całym terenie otaczającym willę Malfoy’ów. Najpiękniejszy jednak był ogród…. Nawet zimą alejki z niskiego żywopłotu, rzeźby, sadzawka, fontanna, drzewa przykryte puchową pierzynką zapierały dech w piersi. Spacerowałam tak wsłuchana w dźwięki płynące ze słuchawek nieświadoma mijającego czasu. Dopiero przejmujące zimno sprowadziło mnie z powrotem do rzeczywistości.
Rozsiadłam się na fotelu przed kominkiem, rozmyślając o tym co mnie czeka, co dzieje się w Polsce i jak mają się moi rodzice, gdy usłyszałam rozmowę w sali wejściowej. Zaciekawiona podeszłam do drzwi i zauważyłam Severusa idącego szybkim krokiem w stronę gabinetu mojego ojca.
Siedziałam na korytarzu, przed drzwiami gabinetu Jaszczurki godzinę, czekając na rozwój zdarzeń. Zegar wybił pierwszą w nocy, jednak ja nie czułam zmęczenia. W pewnym momencie drzwi uchyliły się i wyłoniła się z nich postać mojego przyszłego narzeczonego. Gdy tylko zamknął je za sobą, pozwolił sobie na zrzucenie maski, dzięki czemu widziałam wyczerpanie i cień bólu w jego oczach. Nie widział mnie. Podeszłam do niego, przytulając do jego pleców. Drgnął zaskoczony.
- Mogę wiedzieć, co robisz tu o tej porze? – Jego głos był zimny.
- Chodź.- Powiedziałam jedynie i trzymając go za dłoń, pociągnęłam w stronę swojego pokoju. – Kiedy musisz być w zamku? – Zapytałam, wchodząc do łazienki.
- Nie muszę. – Odparł, wchodząc za mną.
Kiwnęłam głową, odkręcając kurek z ciepłą wodą w wannie i wybierając płyn do kąpieli. – Rozbieraj się. – Zakomunikowałam, wlewając lawendowy płyn. Ciche westchnienie i szelest ubrań utwierdziły mnie w przekonaniu, iż wykona moje polecenie. Do pełnej już wanny dodałam olejku aromatycznego o zapachu zielonej herbaty, a na dokładkę kilka kropel kokosowego.
Wyszłam, dając mu trochę prywatności.
W pokoju rozebrałam się i zarzuciłam na siebie szlafrok, wzięłam skąpą pidżamkę i wróciłam do łazienki. Weszłam najciszej jak mogłam, obserwując rozluźnioną twarz mężczyzny.
- Mogę wiedzieć, co tu robisz? – Mówił z zamkniętymi oczami, lekkim głosem.
- Chciałam wziąć prysznic. – Odparłam cicho i miękko. Nie czekając na zbędne komentarze, weszłam do kabiny. Po skończonym prysznicu odkryłam, że Severus zasnął. Ubrałam się szybko i podeszłam do niego. – Severusie. – Szepnęłam, dotykając dłonią jego policzka. Otworzył wolno oczy. Podałam mu puchaty ręcznik i wyszłam.
Kiedy przyszedł do mojej sypialni w samym ręczniku, moje serce zabiło mocniej.
***
Gdy wyszedłem, leżała na łóżku. Miałem idealny widok na jej zgrabną figurę. Przysiadłem na brzegu mebla w celu pozbycia się ręcznika bez zbytniego obnażania się przed nią.
Leżeliśmy chwilę, patrząc się na siebie.
- Połóż się na brzuchu. – Powiedziała, siadając. Wykonałem jej polecenie bez wahania. Usiadła na mnie okrakiem i zaczęła masować moje plecy i barki. – Co się stało, że wróciłeś o takiej późnej godzinie?
- Zakon… - Zdołałem odpowiedzieć normalnie zanim pomruk zadowolenia wyrwał się z mojego gardła.
- Dlaczego wyszedłeś poturbowany od mojego ojca? – Szepnęła zmartwiona.
- Nie spodobało się Panu kilka informacji i musiał się na kimś wyżyć.
- Niech sobie, kurde, gumowa lalkę kupi… - Warknęła.
- Co takiego? – Zapytałem, przekręcając się tak, aby widzieć jak delikatny rumieniec pokrywa jej twarz.
- No… lalkę gumową… - Uniosłem pytająco brwi. Westchnęła. – To taka… zabawka erotyczna dla mężczyzn… Lalka jest w… Kształcie kobiety – Odpowiednio podkreśliła słowo klucz. Gdy pojąłem o co chodzi, nie mogłem powstrzymać śmiechu.
Gdy uspokoiliśmy się oboje, ułożyłem się wygodnie podparty na poduszkach. Zegar wybił trzecią. Z Eweliny emanowało zmęczenie. Położyła się, robiąc z mojej klatki piersiowej poduszkę. Nie czekałem długo, jak usnęła.
Od bardzo dawna nie czułem się tak odprężony. Masaż w jej wykonaniu działał cuda.
Wodziłem dłońmi po jej boku. Pewna część mnie nie mogła się doczekać, kiedy zostaniemy oficjalnie zaręczeni.
Zaręczyny… Miałem do tego jeszcze czas… Jednak nie wiedziałem jaki pierścionek będzie odpowiedni.
Mój wzrok padł na dłonie młodej dziewczyny ozdobione pierścionkami.
„I gdzie ona będzie nosić zaręczynowy?” Pomyślałem, obserwując jej smukłe palce.
Wszystkie pierścionki cechowały się oryginalnością i smakiem. Żaden nie był zbyt duży, ordynarny czy zbyt mały i skromny. Dało mi to pewną wskazówkę co do wyboru odpowiedniego pierścionka zaręczynowego.

Zasnąłem, obserwując dziewczynę tuż przed czwartą.

*****

  Wiedźma zaciągnęła mnie do ciemnego i zagraconego pokoju. Przez małe okienko próbowało dostać się światło, ale brudna szyba uniemożliwiała zadanie. Pomieszczenie nie było duże, chociaż spokojnie mogło pomieścić dwa łóżka i biurka. Ten pokój był pusty, nie licząc jakichś wypchanych ciemnych worków opartych o ściany. Lestrange rzuciła mnie na jedne z nich i wyszła. Worek poruszył się, więc odskoczyłam i wyciągnęłam różdżkę, której kobieta mi nie zabrała.
Dopiero gdy inne worki zaczęły się poruszać, zrozumiałam, że to ludzie. Byli wychudzeni, brudni i mieli podkrążone oczy, jakby nie spali wiele, wiele dni. Wszyscy patrzyli na mnie z nadzieją, że ich uwolnię.
-Lumos maxima. – Mruknęłam, a przyciemnione światło rozbłysło z mojej różdżki. Jakaś dziewczyna krzyknęła przerażona. „Zaczepiłam” światło na suficie, sprawiając, że nie przemieszczało się ze mną. Podeszłam do wystraszonej. – Kim jesteś?
-Ty… co ty zrobiłaś? Nie zabijaj mnie, proszę… - Zaczęła skomlić. Nie wiedziałam, jak mam zareagować.
-Jest mugolem. – Wyjaśnił starszy mężczyzna, który wyglądał, jakby sama Śmierć go nie chciała. Był okropnie chudy, niemal mogłam zauważyć jego kości. – Tylko ona została. Przyszłaś nas uratować?
-Słucham? – Zapytałam, patrząc na staruszka.
-Obiecywano nam przyjście młodego człowieka, który będzie mieć moc, której nie ma nikt inny. – Starzec patrzył na mnie wyczekująco. – Czy to jesteś ty?
Nie odpowiedziałam. To była przepowiednia, o której opowiadał mi Chemik. Ale dlaczego ten dziadek myśli, że to ja jestem tym „młodym człowiekiem”? Odwróciłam się dookoła. Około dwadzieściorga ludzi patrzyło na mnie z nadzieją. Podeszłam do drzwi.
-Alohomora. – Tak jak się spodziewałam, nie zadziałało. – Bombarda. Sesam Materio.– Oczywiście, te również. Bellatrix musiała wiedzieć, co robi zamykając w jednej Sali czarodziei i mugolów. Mam nadzieję, że nikogo więcej. Zastanawiałam się, jakie znam inne zaklęcia otwierające, ale nic mi się nie przypominało. Czułam się kompletnie bezsilna. Cisza przedłużała się, a ja wciąż nic nie robiłam. W końcu usiadłam pod ścianą.
Wyczułam w ludziach, że się poddali.
-Dziś jest pełnia, prawda? – Zapytał starzec.
-Tak. – Odpowiedziała mu bezbarwnym głosem kobieta siedząca koło okna. – Dziś jest pełnia.
-Posłuchaj, dziewczyno. – Staruszek zwrócił się do mnie srogim, niemal wrogim tonem. – Może faktycznie przepowiednia nie mówi o tobie, może to naprawdę Złoty Chłopiec – wypluł określenie Harry’ego z odrazą – ma nas uratować, ale to ty napełniłaś mnie spokojem. Chciałbym, abyś mnie zabiła. Jestem tu tylko 3 tygodnie. A dziś jest pełnia. Jeśli mnie nie zabijesz, wszyscy umrzecie dziś w nocy.
Patrzyłam na niego pytająco. Nie dość, że wierzył, iż mogę być wybawicielem z przepowiedni, to na dodatek chciał, abym go zabiła… On zwariował czy może ja?
-Nie wiesz, kim jestem. Zrobię wam w nocy krzywdę. Tylko ty masz różdżkę. Proszę.
-Ja… - Cała moja pewność siebie wyparowała. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
-Tak, ty. – Westchnął cicho. – Wiesz, kim jest wilkołak?
-Tylko słyszałam pogłoski, ale ogólnie wiem, na czym to polega. – Odparłam cicho. – Pożegnaj się.
-Już nie mam z kim… - Odpowiedział, gdy wstawałam. Wyciągnęłam różdżkę. Patrzyłam na niego chwilę, a potem okropnie szybko krzyknęłam Avada Kedavra, zielony promień uderzył w pierś mężczyzny. Staruszek umarł z uśmiechem na ustach. Pomimo jego śmierci poczułam ulgę, jakąś siłę, która obiecała być ze mną w najczarniejszej nawet godzinie.
Z powrotem usiadłam pod ścianą. Chciałam stąd jak najszybciej uciec. Tam, gdzie nic mnie nie znajdzie. Ale nie mogłam nic zrobić. Nawet miałam przesłuchy, że słyszę Pazura i Snape’a.
-Też to słyszycie? – Zapytałam ich.
-Nie usłyszą cię.
Wstałam błyskawicznie do drzwi.
-Pazur! PAZUR! SNAPE! DO JASNEJ CHOLERY, CHODŹCIE TU! – Widziałam przez szparę w drzwiach, że Ewelina się zawahała. Przez chwilę spoglądała w moją stronę, ale zaraz poszła dalej. Nie widziała mnie ani nie słyszała. Poczułam łzy pod powiekami. Nie miałam siły ich powstrzymywać.
*****
Gdy tylko znikły mi z oczu, poczułem, że znów mogę się ruszać. Zacząłem biegać po korytarzach, szukając tego cholernego pokoju Bellatrix. Darłem się, ile mogłem. Biegałem, wykrzykując jej imię.
-To Draco! – Krzyknął czyiś głos. Zaraz potem zza rogu wyszła moja matka w towarzystwie Augustusa. Narcyza przytuliła się do mnie, ale nie miałem czasu. Cieszyłem się, że ją widzę, ale Lucy mnie potrzebowała. – Cześć, synku.
-Cześć, matko, Agi. Gdzie Bella przechowuje swoich więźniów? – Zapytałem szybko.
-Po co ci to? – Matka zmierzyła mnie wzrokiem.
-Potrzebuję i już!
-Nie podnoś na mnie głosu!
-Nie pytałbym, gdybym nie potrzebował! – Wysyczałem przez zęby.
-Cieszę się, że widzę cię całego i zdrowego. – Odezwała się matka sarkastycznie. Cudownie, tego jeszcze brakowało, kłótnia z matką.
-Narcyzo, możesz mnie zaprowadzić do wyjścia? Potem pokrzyczysz na Dracona.
Kobieta sapnęła z irytacją, ale ominęła mnie. Tuż za nią poszedł Augustus. Uśmiechnął się jeszcze do mnie na pocieszenie.
Wpadłem na genialny pomysł. Będę otwierać wszystkie drzwi po kolei. W końcu gdzieś ją znajdę. Tylko… od którego piętra mam zacząć?
*****
Siedziała w ciemnej sali, czekając na jakieś wydarzenie. Jakiekolwiek. Powoli zapadała noc. Ludzie odsunęli się od martwego staruszka, bojąc się, że może ono coś zrobić. Lucy obserwowała ich z przerażeniem, ale i ze zrozumieniem. Nie wiedziała prawie nic na temat wilkołaków. W dodatku ci nieszczęśnicy liczyli, że ona ich obroni. Tak naprawdę sama potrzebowała ratunku.
W dojmującej ciszy zaczęła przypominać sobie pewne wydarzenia. Zwłaszcza te ostatnie dodały jej otuchy. Przytulający ją Dexter, jego uśmiechnięta twarz. Nawet słyszała jego głos, wołający jej imię. Zdawał się być zrozpaczony. Znów poczuła łzy pod powiekami. Te na szczęście udało się jej zatrzymać.
-Co ty tu robisz, Draco? – Usłyszała jakiś szept. Dopiero po chwili zrozumiała, że to ta okropna wiedźma.
-Bellatrix, gdzie jest Lucy?! – Wrzasnął chłopak.
-Nie martw się. Żyje i myślę, że ma się dobrze. – Zakpiła. – Och, wybacz, zapomniałam jej dać poduszkę. Mam nadzieję, że wytrzyma do rana… - Lestrange udawała zmartwioną, ale szyderczy śmiech ujawniał jej prawdziwą naturę.
-O czym ty mówisz?
-Och, nic takiego. Po prostu ma w swoim pokoju ślicznego futrzaka. A dziś jest pełnia…
-Gdzie ona jest?!
-Crucio! – Wrzasnęła wiedźma. Tuż zaraz rozległ się krzyk blondyna. Po chwili się urwał i słychać było tylko pojękiwania. – Może to nauczy cię szacunku, Draco. Przecież nie chciałbyś zasmucić Czarnego Pana, prawda? Crucio!
Tym razem Draco nawet nie jęknął. Lucy czuła się paskudnie, słysząc to i nie mogąc nic zrobić. Nigdy nie czuła się, aż tak bezradna. Mimo iż miała różdżkę i znała tysiące zaklęć, nie mogła żadnego użyć.
-Draco! – Zawyła. Zorientowała się, że jest przy drzwiach. Nawet nie wiedziała, kiedy podeszła. Dobrze ich widziała i słyszała, ale żadne z nich nie widziało jej.
Bellatrix zostawiła młodego Malfoya na korytarzu i weszła do celi swoich więźniów. Spojrzała na nich pełna pogardy. Zatrzymała wzrok na ciele staruszka.
-No, no. Rozpoznaję zapach Avady. – Wyszeptała podniecona. – Czyżby nasza mała czarodziejka się przełamała?
-Nigdy nie będę taka jak ty. – Odpowiedziała Lucy słabo.
-Crucio!
Ból, który przeszył dziewczynę był nie do wytrzymania. Lucy wciągnęła powietrze i próbowała nie krzyczeć. Wiedźma wzmocniła klątwę. Dopiero wtedy torturowana krzyknęła. Bellatrix Lestrange zaśmiała się ochryple. Zwolniła zaklęcie i przez chwilę z lekkim zaciekawieniem spoglądała na leżącą na brudnej podłodze Lucy.
-Biedna dziewczynka. – Wyszeptała ironicznie, głaszcząc ją po włosach. Lucy przymrużyła oczy z przerażenia. – Niczym się nie różnimy. Jesteśmy takie same, Evans.
-Mylisz się. – Odparła słabo.
-Taka jest prawda. Przyłącz się do mnie, do Śmierciożerców, a będziemy rządzić.
-Nie chcę.
-Wiem, że chcesz. Będziesz mieć wszystko. – Balletrix obserwowała twarz dziewczyny. – Będziesz mieć dom. Pieniądze. Sławę. Władzę. Rodzinę. – Dopiero teraz twarz dziewczyny drgnęła, a wiedźma uśmiechnęła. – Rodzinę, której fundamentami będzie zaufanie i miłość. – W oczach Lucy zebrały się łzy. Bellatrix uśmiechnęła się tryumfalnie. Zgadła, czego ta dziewczyna potrzebowała najbardziej. I tak długo musiała czekać, aż Ślizgonka się załamie. Teraz mogła wykorzystać dziewczynę i zdobyć władzę.
-Obiecujesz? – Cichy głos dziewczyny przerwał jej rozmyślenie. Najpierw chciała potraktować ją Cruciatusem, ale powstrzymała się.
-Tak. Chodź ze mną. Zaraz każę przygotować ci łóżko. Wykąpiesz się, zjesz coś, a od jutra będziemy budować twoją rodzinę.
-Nie rób tego! – Krzyknęła mugolka. – Nie jesteś taka, jak ona! Pan Raddson to wiedział!
-Zamknij się, smarkulo! Nie kłam! – Wrzasnęła Bellatrix. Lucy spojrzała na tamtą dziewczynę. – Lucy, musimy iść. Oni próbują namówić cię do złego. Pomyśl o swojej rodzinie…
Lucy spoglądała z jednej na drugą. Po twarzy mugolki zaczęły płynąć łzy. Coś w głowie panny Evans zaskoczyło, coś się wpasowało.
-Chodźmy… - Powiedziała tym samym cichym głosem. Wyczuła, że ktoś wkradł się jej do głowy. Specjalnie wysyłała obrazy wymarzonej rodziny, zmyślone wspomnienia, pilnie strzegąc pozostałych tajemnic.
-Daj mi ramię. Jesteś taka słaba… - Znów wyszeptała.
Lucy podnosiła się powoli. Gdy już wstała, zasymulowała upadek, podparła się plecami o ścianę. Odbiła się od niej ociężale i stanęła na nogi. Bellatrix doszła za ten czas do drzwi. Właśnie odwracała się, żeby zobaczyć, gdzie jest jej ofiara.
-Crucio! – Lucy zaatakowała wiedźmę, jej głos przesiąknięty był nienawiścią, jakiej się nawet po sobie nie spodziewała. Bellatrix zgięła się wpół. Sapnęła zirytowana, chwilę później upadła i jęknęła z bólu. Ślizgonka tak długo torturowała Śmierciożerczynię, aż zasłabła. Oczy jej się zamgliły. Nie widziała, kiedy Lestrange wstała, kiedy powybijała współlokatorów, kiedy trzasnęła drzwiami.
Lucy znajdowała się na skraju przytomności. Była głodna, wykończona, zmęczona i cała obolała. Leżała na brudnej podłodze wśród martwych ciał. Modliła się już tylko o śmierć.
*****
Gdziekolwiek szedłem, gdziekolwiek byłem, nie mogłem jej znaleźć. Miałem jedynie nadzieję, że Bellatrix nie torturowała Lucy. Mimo że tego nie widać, Evans jest mściwą osobą, więc Lestrange znalazłaby się w niebezpieczeństwie.
Otwierałem kolejne drzwi na samym dole mojego domu, w piwnicach. Tak jak się spodziewałem, nic tu nie było. Jedynie kurz i śmieci. Jednak nie poddawałem się, nie mogłem.
Nie wiem, dlaczego zaczęło mi brakować jej zimnego spojrzenia, wesołego głosu, jej dotyku. Przecież na początku roku uwielbiałem się z nią droczyć i specjalnie jej dokuczałem, a teraz? Nie mogę myśleć o niczym innym, jak o Lucy Jane Evans.

2 komentarze:

  1. UUU jak mnie dawno nie było na komputerze. Mam mnóstwo blogów do przeczytania. Jeśli chodzi o tą notkę to była dość chaotyczna. Jakby wszystkie bohaterki dostały okresu. Jak nie wrzeszczą to mordują, jak nie mordują to chcą seksu. Dość niestabilne są one dzisiaj. Podobno zaklęcie avady nie pozostawia śladów to jak Bella ją wywąchała? O_O Mam wrażenie, że wasz Severus Snape ma jakieś 19 lat, nie wiem dlaczego tak myślę, ale jakoś nie wyobrażam sobie takiego Alana. Pozdrawiam i widzimy się w następnej notce oby wcześniej niż ostatnio, dobrze? Angel ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie ujęłaś w przepowiedni Nevilla Longbottoma. Mimo to podobał mi się rozdział, chociaż wolałabym, żeby Draco odnalazł Lucy. Ciekawi mnie też spotkanie z wilkołakiem :) No to czekam na kolejny rozdział i dziękuję jeszcze raz za życzonka choć teraz później je przeczytałam :D

    OdpowiedzUsuń