środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 12 cz. 1


Dodaje Tyśka ;)
Dziś znów tylko jedna część, tym razem panna Kossak ;P
Pozdrawiam, Tyśka


U Snape’a siedziałam do obiadu. Podczas długich rozmów mój stosunek do byłego nauczyciela zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie był już tym dupkiem z lochów… Był bardzo seksownym i sympatycznym dupkiem z lochów… Wiem, że to mój nauczyciel… I to Snape… Ale serce nie sługa…
Pod koniec obiadu dyrektor wstał i walnął mowę, jak to miał w zwyczaju. Ja również zgonie ze swoim zwyczajem słuchałam jednym uchem. Przypomniał o Festiwalu Talentów i o balu maskowym w Noc Duchów. Nie umknęła mi również informacja o przyjeździe Francuzów.  Lucy podniosła się z miejsca, elita zrobiła to samo, a ja siedziałam, dopijając herbatę, gdy naprzeciwko mnie stanął Snape. Jego zimny głos przyprawił mnie o przyjemne ciarki. Do pomocy przy Francuzach wytypował mnie, Lucy i Dextera.
Po drodze do gabinetu, jak i w gabinecie myślami byłam przy tym, co mnie czeka, Lucy również wydawała się nieco nieobecna.… Naprawdę nie uśmiechało mi się spotkanie z… Moim biologicznym ojcem… Postanowiłam napisać do rodziców jeszcze dzisiejszego dnia… 
Jak postanowiłam, późnym wieczorem wysłałam rodzicom sowę. Nie obwiniałam ich, nie oskarżałam, po prostu napisałam, czego się dowiedziałam i zapytałam czy wiedzieli, a jeśli tak, to dlaczego mi nie powiedzieli wcześniej…
Większość szkoły żyła już tylko balem. Po jednym ze śniadań, na którym Blaise z Draco i Lucy spiskowali, blondyn z moją przyjaciółką zaczęli znikać coraz częściej. Ciekawiło mnie, o co chodzi, ale nie interesowałam się tym zbytnio.
W sobotę zorganizowano specjalny wypad do Hogsmeade. Z pomocą Rudej skupiłam się tylko i wyłącznie na poszukiwaniu sukienek na bal. Z Mili uzgodniłyśmy, że dla Lucy ( której z nami nie było)  dokupimy maskę. Milicenta miała sukienkę, która będzie dla Evans idealna.
Po długich godzinach poszukiwań u Madame Malkin zrezygnowane udałyśmy się do Trzech Mioteł. Pijąc piwo kremowe, miałam straszną ochotę na polskie piwo. Moje rozbiegane oczy zatrzymały się na mrocznym nauczycielu, który siedział w najdalszym kącie pubu i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że właśnie ten człowiek jest ratunkiem dla mnie i dziewczyn!
- Witam, profesorze – Podeszłam i przywitałam się grzecznie.
- Dzień dobry, panno Kossak. Cóż panią do mnie sprowadza?
- Brak sklepów z odpowiednimi ubraniami na bal maskowy, profesorze. – Uśmiechałam się szeroko, a oczy mi błyszczały.
- Nie rozumiem jednak, co JA mam z tym wspólnego… - pochylił się delikatnie nad stolikiem w moją stronę.
- Ależ to bardzo proste, profesorze! Pomoże mi się pan dostać do mugolskiego Londynu ? – Mówiąc, zrobiłam maślane oczka i wydęłam wargi.
- Czyś ty oszalała?  - Zasyczał.
- Jestem w najdoskonalszej kondycji psychicznej, profesorze! – Posłałam mu szeroki uśmiech.
Widać było wahanie w jego czarnych oczach.
- Kto jeszcze? – Zapytał chłodno.
- Milicenta, Ginny, Hermiona i Luna.
- Zwariowałaś. Za dwadzieścia minut za Świńskim Łbem. Tylko, żeby za dużo osób was nie widziało.
-Tak jest, sir! – Wstałam i zasalutowałam jak żołnierz. Nauczyciel jedynie pokręcił głową i wyszedł z gospody. Wróciłam do dziewczyn. – Mam rozwiązanie naszych problemów zakupowych! – Wyszeptałam konspiracyjnie. – Zbieramy się! – Już głośniej zarządziłam i zaczęłam ubierać płaszcz, a dziewczyny poszły w ślad za mną z pytającymi minami. – Później – szepnęłam jedynie i ruszyłam w stronę Gospody Pod Świńskim Łbem.  Okrążyłyśmy cichaczem pub i stanęłyśmy w najciemniejszym miejscu zaraz przy lesie.
- Pazur! – Strix traciła już cierpliwość. - Czy mogłabyś w końcu wyjaśnić, o co chodzi, do kur…
- Nie radzę kończyć, panno Granger. – Głos Snape,a obniżył temperaturę o kilka stopni. – Powinna pani zmienić towarzystwo, panno Granger. Osoba panny Kossak wpływa niekorzystnie na panią. – Uśmiechnął się cynicznie.
- Wydaję się panu, profesorze. – Uśmiechnęłam się słodko do niego – To możemy już ? Czas ucieka.
- Ewelina… To możemy się dowiedzieć, o co chodzi? – Tym razem Strix mówiła opanowanym głosem.
- Wybieramy się na zakupy…– Wyszczerzyłam się i potarłam ręce w geście mycia – Do mugolskiego Londynu. – Widziałam zdziwienie na ich twarzach. Nie protestowały jednak.
Udaliśmy się do jednego z najbardziej ekskluzywnych centrów handlowych. Snape cały czas miał niezadowoloną minę. Za to dziewczynom świeciły się oczy. Odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy z sukienkami. I każda znalazła coś dla siebie.
Długa srebrnoszara suknia z tafty opinała delikatnie sylwetkę Strix. Ładne zmarszczenia przy dekolcie nadawały sukni elegancji i szyku. Haftowane bolerko dopełniało całości.
Suknia Luny była typowo balowa. Błękitny materiał na spódnicy marszczony w stylu bezy, z boku podpięty jasnoniebieskimi różyczkami, odsłaniał ciemnoniebieskie warstwy materiału pod spodem. Gorset delikatnie opinał talię Krukonki i nadawał jej wygląd delikatnej dziewczyny.
Ginny postawiła na prostą elegancką sukienkę do kolan. Brązowo-śliwkowy materiał przy biuście został zmarszczony i ozdobiony brokatem. Pod biustem szeroka delikatnie marszczona szarfa podkreśliła talię dziewczyny.
Milicenta wybrała dla siebie ciemnofioletową suknie na delikatnych ramiączkach. Materiał pod biustem przepasany wstążką, spływał do samej ziemi.
Ja, jak zwykle musiałam wymyślić coś szalonego! Granatowe szycia i wstążeczka na wiązaniu rozjaśniały czarny gorset mocno opinający moją talię. Ciemnogranatowa, satynowa spódnica spływała delikatnie do samej ziemi, mieniąc się przy każdym kroku. Rozcięcie do połowy uda ozdobione było ciemnoniebieskimi piórkami. 
W pewnym momencie Ginny posmutniała.
- O co chodzi? – Zapytałam się jej
- Ta sukienka jest dla mnie za droga, po za tym nie mam mugolskich pieniędzy…
- Nie tylko ty, Ginny. – Przerwała jej Strix. – Te sukienki są przepiękne, ale nie byłyśmy przygotowane na taki wypad.
- Ale ja jestem zawsze- Uśmiechnęłam się do nich szeroko. Z torebki wyciągnęłam telefon. Wykonałam krótki telefon do mamy. – To poprosimy te pięć sukienek. Na jeden rachunek. Tak, kartą. Dziękuję. – Moja krótka rozmowa ze sprzedawczynią wprawiła dziewczyny w osłupienie.
- Nie, Pazur… Ja nie mogę… - Ginny kręciła głową.
- Zrobimy tak. Dostajesz ode mnie tą sukienkę, ale przez miesiąc robisz za mnie zadania z astronomii. Nienawidzę tego przedmiotu! – Ruda uśmiechnęła się szeroko, ale dalej nie wyglądała na przekonaną.
- A my po powrocie oddamy ci pieniądze za te sukienki. – Zarządziła Luna. – Też mi głupio w tej sytuacji… - Zmieszała się trochę.
Machnęłam ręką i zabrałam torbę ze swoją sukienką. – No, łapcie się, drogie panie! Przecież nie mamy tragarza! – Krzyknęłam i poszłam z stronę sklepu z dodatkami, gdzie wybrałyśmy dla siebie maski dopasowane do strojów.  Zgarnęłyśmy profesora z kawiarni i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Przed wyjściem zahaczyliśmy jeszcze do drogerii i perfumerii. Snape miał coraz bardziej cierpiętniczą minę, dlatego zlitowałam się nad profesorem.
Po powrocie do wioski wraz z dziewczynami udałyśmy się do Miodowego Królestwa. Nasze zakupy pomniejszyłam i schowałam do torebki, żeby nie zwracały uwagi. Profesor Snape pożegnał się z nami jedynie skinieniem głowy i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Do przyjazdu Francuzów chodziłam zamyślona i roztargniona. Bardzo rzadko widywałam Mistrza Eliksirów i byłam przez to jeszcze bardziej przygnębiona. Po wypadzie do Hogsmeade dostałam od rodziców sowę zwrotną.
Kochana Ewelino.
Nic Ci nie mówiliśmy o adopcji, ponieważ bardzo baliśmy się Ciebie stracić. Ja sama nie mogę mieć dzieci, a dzień, w którym Twoja ciotka się pojawiła u naszego progu był najszczęśliwszy w naszym życiu!
Jeśli chodzi o twoich biologicznych rodziców… Nie mieliśmy pojęcia… Jesteśmy tym faktem przerażeni, tym bardziej, że On sam kazał Cię powiadomić… Niewiele możemy zrobić pod jakimkolwiek względem w czasie wojny… Gdybyśmy wiedzieli, że to wygląda w ten sposób nigdy nie zgodzilibyśmy się na przeprowadzkę… Wybacz, nam proszę… Zachowaliśmy się nie w porządku w stosunku do Ciebie… Bardzo żałujemy swojej decyzji… Jednak kochamy Cię nad życie! Pamiętaj, że masz w nas oparcie! Możesz pisać zawsze!
I pamiętaj. Nie liczą się tylko i wyłącznie więzy krwi.
Twoi kochający Rodzice
Czułam do nich żal, ale rozumiałam ich. Sama też ukrywam to przed przyjaciółmi…

- Witaj, Pazur. – Głos Daviesa wyrwał mnie z ponurych myśli przed dzień przyjazdu Francuzów.
- O. Simson Daniel. – Odparłam bez większego zainteresowania.
- Chciałbym się ciebie o coś zapytać… - Niepewność w jego głosie przykuła moje zainteresowanie.
- Taak? – Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Czyniewybrałabyśsięzemnąnabal? – Słowa wypłynęły z jego ust z zawrotną prędkością.
- Stop, stop! Wolniej, człowieku! Ja nie mam opcji spowalniania.
- Czy nie zgodziłabyś się pójść ze mną na ten bal? – Teraz też mówił szybko, jednak spokojniej.
- Ooo! Ale mnie zaszczyt kopnął! – Zaśmiałam się. – Zgodzę się. Ale! Idziemy jako przyjaciele. Nie wyobrażaj sobie nic więcej. Nie chcę się pakować w związek… - Teraz mówiłam już spokojnie i poważnie z nutą smutku.
- Ej! Właśnie to miałem zaproponować. – Uśmiechnął się pocieszająco. – Robisz cuda językiem. ale… - Tu zawahał się.
- Jestem zbyt władcza, a ty nie chcesz zostać kurą domową? Mam rację? – Zaśmiałam się.
- No bez przesady, ale coś w ten deseń. – Ze śmiechem poszliśmy na śniadanie do Wielkiej Sali.

W dzień przyjazdu francuskich uczniów nie mogłam znaleźć nigdzie Lucy i Draco. Nott stwierdził, że miziają się gdzieś po kątach.
- Panno Kossak! Za pół godziny proszę stawić się w Sali Wejściowej razem z panem Malfoyem i panną Evans! I nie waż mi się spóźnić, bo wasza trójka ze szlabanu się już nie wykopie do końca roku! – Syk Snape’a przerwał mi konsumpcję spóźnionego śniadania.
- Tak jest, profesorze! – Wstając, zasalutowałam i popędziłam najpierw do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie było ich też w dormitoriach. Nie wiedziałam, gdzie mogę ich szukać. Znalazłam Shellera i pomógł mi z Mapą Huncwotów. Nigdzie nie było tej dwójki debili! Ugh!!
- Skoro nie ma ich na mapie to albo są za terenem Hogwartu albo w Pokoju Życzeń. – Harry wyjaśniał mi równie zaniepokojony, co ja. Ciekawił mnie jego stosunek do Evans’ówny.
- To pójdę do Pokoju Życzeń. Jak ich tam nie będzie, to powyrywam im kłaki! – Krzyknęłam, biegnąc na piąte piętro. To, co zobaczyłam po wejściu do magicznego pokoju prawie dosłownie zwaliło mnie z nóg! Po krótkiej wymianie zdań popędziliśmy do Sali Wejściowej. Snape patrzył na nas spod przymrużonych powiek.
W chwili wejścia Francuzów do Sali powietrze stało się gęstsze, a do mojego nosa doleciała okropna mieszanina zapachów. Wyższość przybyłych była widoczna na pierwszy rzut oka. Przydzielono nam dwadzieścia trzy osoby i poszliśmy w stronę przygotowanych wcześniej pokoi. Chłopcy wydawali się w miarę sympatyczni, natomiast dziewczyny… Jak ja nienawidzę tak zadufanych laluń!! Parkinson dogadałaby się z nimi momentalnie! Kiedy odprowadziliśmy tych… Tych… Francuzów do pokoi moje nerwy były na wyczerpaniu. Lucy dosłownie zaciągnęła mnie do PW Ślizgonów.
Na jednej z kanap siedział Snape i ustawiał kieliszki na stole.
 – Panna Kossak ma chyba wprawę, prawda? – Usiedliśmy naprzeciwko niego. Polał i wychyliliśmy alkohol.
- Pan się nie napije? Trochę mało. – Skrzywiłam się delikatnie. Snape uśmiechnął się i wyczarował sobie kieliszek polał i wypiliśmy w czwórkę. Draco przywołał jeszcze butelkę wódki. Wznieśliśmy toast za Ślizgonów i Snape zwinął się do siebie. Nie chciało mi się pić samej, bo Lucy i Dexter spasowali, dlatego sprzątnęliśmy i rozeszliśmy się do dormitoriów.
Następny dzień spędziłam na obserwowaniu przygotowań Lucy i Dextera. Co chwila razem z Chemikiem doradzaliśmy, co muszą jeszcze poprawić.  Ostatnia próba wyszła im wspaniale!
Popołudnie zostało wykorzystane na przyszykowanie sukien na bal. Z Lucy był straszny problem. Nie zgadzała się na żadną z sukienek! W końcu Mili wygrzebała z garderoby swoją sukienkę, o której rozmawiałyśmy. Reakcja Evans mówiła sama za siebie.

1 komentarz:

  1. O kurczękurczękurczę. Ja muszę wiedzieć i pewnie zaraz się dowiem, co się działo w pokoju życzeń! :D
    No to widzę, ze dziewczyny nieźle przyszykowały się na bal, zobaczymy jak to wszystko się ułoży :)
    Blue Lady

    OdpowiedzUsuń