Dodaje Tyśka ;)
Dziś znów tylko jedna część, tym razem panna Kossak ;P
Pozdrawiam, Tyśka
U Snape’a
siedziałam do obiadu. Podczas długich rozmów mój stosunek do byłego nauczyciela
zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie był już tym dupkiem z lochów… Był
bardzo seksownym i sympatycznym dupkiem z lochów… Wiem, że to mój nauczyciel… I
to Snape… Ale serce nie sługa…
Pod
koniec obiadu dyrektor wstał i walnął mowę, jak to miał w zwyczaju. Ja również
zgonie ze swoim zwyczajem słuchałam jednym uchem. Przypomniał o Festiwalu
Talentów i o balu maskowym w Noc Duchów. Nie umknęła mi również informacja o przyjeździe
Francuzów. Lucy podniosła się z miejsca,
elita zrobiła to samo, a ja siedziałam, dopijając herbatę, gdy naprzeciwko mnie
stanął Snape. Jego zimny głos przyprawił mnie o przyjemne ciarki. Do pomocy
przy Francuzach wytypował mnie, Lucy i Dextera.
Po
drodze do gabinetu, jak i w gabinecie myślami byłam przy tym, co mnie czeka,
Lucy również wydawała się nieco nieobecna.… Naprawdę nie uśmiechało mi się
spotkanie z… Moim biologicznym ojcem… Postanowiłam napisać do rodziców jeszcze
dzisiejszego dnia…
Jak
postanowiłam, późnym wieczorem wysłałam rodzicom sowę. Nie obwiniałam ich, nie
oskarżałam, po prostu napisałam, czego się dowiedziałam i zapytałam czy
wiedzieli, a jeśli tak, to dlaczego mi nie powiedzieli wcześniej…
Większość
szkoły żyła już tylko balem. Po jednym ze śniadań, na którym Blaise z Draco i
Lucy spiskowali, blondyn z moją przyjaciółką zaczęli znikać coraz częściej.
Ciekawiło mnie, o co chodzi, ale nie interesowałam się tym zbytnio.
W sobotę
zorganizowano specjalny wypad do Hogsmeade. Z pomocą Rudej skupiłam się tylko i
wyłącznie na poszukiwaniu sukienek na bal. Z Mili uzgodniłyśmy, że dla Lucy (
której z nami nie było) dokupimy maskę.
Milicenta miała sukienkę, która będzie dla Evans idealna.
Po
długich godzinach poszukiwań u Madame Malkin zrezygnowane udałyśmy się do
Trzech Mioteł. Pijąc piwo kremowe, miałam straszną ochotę na polskie piwo. Moje
rozbiegane oczy zatrzymały się na mrocznym nauczycielu, który siedział w
najdalszym kącie pubu i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że właśnie ten
człowiek jest ratunkiem dla mnie i dziewczyn!
- Witam,
profesorze – Podeszłam i przywitałam się grzecznie.
- Dzień
dobry, panno Kossak. Cóż panią do mnie sprowadza?
- Brak
sklepów z odpowiednimi ubraniami na bal maskowy, profesorze. – Uśmiechałam się szeroko,
a oczy mi błyszczały.
- Nie
rozumiem jednak, co JA mam z tym wspólnego… - pochylił się delikatnie nad
stolikiem w moją stronę.
- Ależ
to bardzo proste, profesorze! Pomoże mi się pan dostać do mugolskiego Londynu ?
– Mówiąc, zrobiłam maślane oczka i wydęłam wargi.
- Czyś
ty oszalała? - Zasyczał.
- Jestem
w najdoskonalszej kondycji psychicznej, profesorze! – Posłałam mu szeroki
uśmiech.
Widać
było wahanie w jego czarnych oczach.
- Kto
jeszcze? – Zapytał chłodno.
-
Milicenta, Ginny, Hermiona i Luna.
-
Zwariowałaś. Za dwadzieścia minut za Świńskim Łbem. Tylko, żeby za dużo osób
was nie widziało.
-Tak
jest, sir! – Wstałam i zasalutowałam jak żołnierz. Nauczyciel jedynie pokręcił
głową i wyszedł z gospody. Wróciłam do dziewczyn. – Mam rozwiązanie naszych
problemów zakupowych! – Wyszeptałam konspiracyjnie. – Zbieramy się! – Już
głośniej zarządziłam i zaczęłam ubierać płaszcz, a dziewczyny poszły w ślad za
mną z pytającymi minami. – Później – szepnęłam jedynie i ruszyłam w stronę
Gospody Pod Świńskim Łbem. Okrążyłyśmy
cichaczem pub i stanęłyśmy w najciemniejszym miejscu zaraz przy lesie.
- Pazur!
– Strix traciła już cierpliwość. - Czy mogłabyś w końcu wyjaśnić, o co chodzi,
do kur…
- Nie
radzę kończyć, panno Granger. – Głos Snape,a obniżył temperaturę o kilka
stopni. – Powinna pani zmienić towarzystwo, panno Granger. Osoba panny Kossak
wpływa niekorzystnie na panią. – Uśmiechnął się cynicznie.
- Wydaję
się panu, profesorze. – Uśmiechnęłam się słodko do niego – To możemy już ? Czas
ucieka.
-
Ewelina… To możemy się dowiedzieć, o co chodzi? – Tym razem Strix mówiła
opanowanym głosem.
-
Wybieramy się na zakupy…– Wyszczerzyłam się i potarłam ręce w geście mycia – Do
mugolskiego Londynu. – Widziałam zdziwienie na ich twarzach. Nie protestowały
jednak.
Udaliśmy
się do jednego z najbardziej ekskluzywnych centrów handlowych. Snape cały czas
miał niezadowoloną minę. Za to dziewczynom świeciły się oczy. Odwiedziłyśmy
chyba wszystkie sklepy z sukienkami. I każda znalazła coś dla siebie.
Długa
srebrnoszara suknia z tafty opinała delikatnie sylwetkę Strix. Ładne zmarszczenia
przy dekolcie nadawały sukni elegancji i szyku. Haftowane bolerko dopełniało
całości.
Suknia
Luny była typowo balowa. Błękitny materiał na spódnicy marszczony w stylu bezy,
z boku podpięty jasnoniebieskimi różyczkami, odsłaniał ciemnoniebieskie warstwy
materiału pod spodem. Gorset delikatnie opinał talię Krukonki i nadawał jej
wygląd delikatnej dziewczyny.
Ginny
postawiła na prostą elegancką sukienkę do kolan. Brązowo-śliwkowy materiał przy
biuście został zmarszczony i ozdobiony brokatem. Pod biustem szeroka delikatnie
marszczona szarfa podkreśliła talię dziewczyny.
Milicenta
wybrała dla siebie ciemnofioletową suknie na delikatnych ramiączkach. Materiał
pod biustem przepasany wstążką, spływał do samej ziemi.
Ja, jak
zwykle musiałam wymyślić coś szalonego! Granatowe szycia i wstążeczka na
wiązaniu rozjaśniały czarny gorset mocno opinający moją talię. Ciemnogranatowa,
satynowa spódnica spływała delikatnie do samej ziemi, mieniąc się przy każdym kroku.
Rozcięcie do połowy uda ozdobione było ciemnoniebieskimi piórkami.
W pewnym
momencie Ginny posmutniała.
- O co
chodzi? – Zapytałam się jej
- Ta
sukienka jest dla mnie za droga, po za tym nie mam mugolskich pieniędzy…
- Nie
tylko ty, Ginny. – Przerwała jej Strix. – Te sukienki są przepiękne, ale nie
byłyśmy przygotowane na taki wypad.
- Ale ja
jestem zawsze- Uśmiechnęłam się do nich szeroko. Z torebki wyciągnęłam telefon.
Wykonałam krótki telefon do mamy. – To poprosimy te pięć sukienek. Na jeden rachunek.
Tak, kartą. Dziękuję. – Moja krótka rozmowa ze sprzedawczynią wprawiła
dziewczyny w osłupienie.
- Nie,
Pazur… Ja nie mogę… - Ginny kręciła głową.
- Zrobimy
tak. Dostajesz ode mnie tą sukienkę, ale przez miesiąc robisz za mnie zadania z
astronomii. Nienawidzę tego przedmiotu! – Ruda uśmiechnęła się szeroko, ale
dalej nie wyglądała na przekonaną.
- A my
po powrocie oddamy ci pieniądze za te sukienki. – Zarządziła Luna. – Też mi
głupio w tej sytuacji… - Zmieszała się trochę.
Machnęłam
ręką i zabrałam torbę ze swoją sukienką. – No, łapcie się, drogie panie!
Przecież nie mamy tragarza! – Krzyknęłam i poszłam z stronę sklepu z dodatkami,
gdzie wybrałyśmy dla siebie maski dopasowane do strojów. Zgarnęłyśmy profesora z kawiarni i
skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Przed wyjściem zahaczyliśmy jeszcze do
drogerii i perfumerii. Snape miał coraz bardziej cierpiętniczą minę, dlatego
zlitowałam się nad profesorem.
Po
powrocie do wioski wraz z dziewczynami udałyśmy się do Miodowego Królestwa.
Nasze zakupy pomniejszyłam i schowałam do torebki, żeby nie zwracały uwagi.
Profesor Snape pożegnał się z nami jedynie skinieniem głowy i ruszył w tylko
sobie znanym kierunku.
Do
przyjazdu Francuzów chodziłam zamyślona i roztargniona. Bardzo rzadko widywałam
Mistrza Eliksirów i byłam przez to jeszcze bardziej przygnębiona. Po wypadzie
do Hogsmeade dostałam od rodziców sowę zwrotną.
Kochana Ewelino.
Nic Ci nie mówiliśmy o adopcji, ponieważ
bardzo baliśmy się Ciebie stracić. Ja sama nie mogę mieć dzieci, a dzień, w
którym Twoja ciotka się pojawiła u naszego progu był najszczęśliwszy w naszym
życiu!
Jeśli chodzi o twoich biologicznych rodziców… Nie mieliśmy pojęcia… Jesteśmy tym faktem przerażeni, tym bardziej, że On sam kazał Cię powiadomić… Niewiele możemy zrobić pod jakimkolwiek względem w czasie wojny… Gdybyśmy wiedzieli, że to wygląda w ten sposób nigdy nie zgodzilibyśmy się na przeprowadzkę… Wybacz, nam proszę… Zachowaliśmy się nie w porządku w stosunku do Ciebie… Bardzo żałujemy swojej decyzji… Jednak kochamy Cię nad życie! Pamiętaj, że masz w nas oparcie! Możesz pisać zawsze!
Jeśli chodzi o twoich biologicznych rodziców… Nie mieliśmy pojęcia… Jesteśmy tym faktem przerażeni, tym bardziej, że On sam kazał Cię powiadomić… Niewiele możemy zrobić pod jakimkolwiek względem w czasie wojny… Gdybyśmy wiedzieli, że to wygląda w ten sposób nigdy nie zgodzilibyśmy się na przeprowadzkę… Wybacz, nam proszę… Zachowaliśmy się nie w porządku w stosunku do Ciebie… Bardzo żałujemy swojej decyzji… Jednak kochamy Cię nad życie! Pamiętaj, że masz w nas oparcie! Możesz pisać zawsze!
I pamiętaj. Nie liczą się tylko i
wyłącznie więzy krwi.
Twoi kochający
Rodzice
Czułam
do nich żal, ale rozumiałam ich. Sama też ukrywam to przed przyjaciółmi…
- Witaj,
Pazur. – Głos Daviesa wyrwał mnie z ponurych myśli przed dzień przyjazdu
Francuzów.
- O.
Simson Daniel. – Odparłam bez większego zainteresowania.
-
Chciałbym się ciebie o coś zapytać… - Niepewność w jego głosie przykuła moje
zainteresowanie.
- Taak?
– Uśmiechnęłam się zachęcająco.
-
Czyniewybrałabyśsięzemnąnabal? – Słowa wypłynęły z jego ust z zawrotną
prędkością.
- Stop,
stop! Wolniej, człowieku! Ja nie mam opcji spowalniania.
- Czy
nie zgodziłabyś się pójść ze mną na ten bal? – Teraz też mówił szybko, jednak
spokojniej.
- Ooo!
Ale mnie zaszczyt kopnął! – Zaśmiałam się. – Zgodzę się. Ale! Idziemy jako
przyjaciele. Nie wyobrażaj sobie nic więcej. Nie chcę się pakować w związek… -
Teraz mówiłam już spokojnie i poważnie z nutą smutku.
- Ej!
Właśnie to miałem zaproponować. – Uśmiechnął się pocieszająco. – Robisz cuda
językiem. ale… - Tu zawahał się.
- Jestem
zbyt władcza, a ty nie chcesz zostać kurą domową? Mam rację? – Zaśmiałam się.
- No bez
przesady, ale coś w ten deseń. – Ze śmiechem poszliśmy na śniadanie do Wielkiej
Sali.
W dzień
przyjazdu francuskich uczniów nie mogłam znaleźć nigdzie Lucy i Draco. Nott
stwierdził, że miziają się gdzieś po kątach.
- Panno
Kossak! Za pół godziny proszę stawić się w Sali Wejściowej razem z panem
Malfoyem i panną Evans! I nie waż mi się spóźnić, bo wasza trójka ze szlabanu
się już nie wykopie do końca roku! – Syk Snape’a przerwał mi konsumpcję
spóźnionego śniadania.
- Tak
jest, profesorze! – Wstając, zasalutowałam i popędziłam najpierw do Pokoju
Wspólnego Ślizgonów. Nie było ich też w dormitoriach. Nie wiedziałam, gdzie
mogę ich szukać. Znalazłam Shellera i pomógł mi z Mapą Huncwotów. Nigdzie nie
było tej dwójki debili! Ugh!!
- Skoro
nie ma ich na mapie to albo są za terenem Hogwartu albo w Pokoju Życzeń. –
Harry wyjaśniał mi równie zaniepokojony, co ja. Ciekawił mnie jego stosunek do
Evans’ówny.
- To
pójdę do Pokoju Życzeń. Jak ich tam nie będzie, to powyrywam im kłaki! – Krzyknęłam,
biegnąc na piąte piętro. To, co zobaczyłam po wejściu do magicznego pokoju
prawie dosłownie zwaliło mnie z nóg! Po krótkiej wymianie zdań popędziliśmy do
Sali Wejściowej. Snape patrzył na nas spod przymrużonych powiek.
W chwili
wejścia Francuzów do Sali powietrze stało się gęstsze, a do mojego nosa
doleciała okropna mieszanina zapachów. Wyższość przybyłych była widoczna na
pierwszy rzut oka. Przydzielono nam dwadzieścia trzy osoby i poszliśmy w stronę
przygotowanych wcześniej pokoi. Chłopcy wydawali się w miarę sympatyczni, natomiast
dziewczyny… Jak ja nienawidzę tak zadufanych laluń!! Parkinson dogadałaby się z
nimi momentalnie! Kiedy odprowadziliśmy tych… Tych… Francuzów do pokoi moje
nerwy były na wyczerpaniu. Lucy dosłownie zaciągnęła mnie do PW Ślizgonów.
Na
jednej z kanap siedział Snape i ustawiał kieliszki na stole.
– Panna Kossak ma chyba wprawę, prawda? –
Usiedliśmy naprzeciwko niego. Polał i wychyliliśmy alkohol.
- Pan
się nie napije? Trochę mało. – Skrzywiłam się delikatnie. Snape uśmiechnął się i
wyczarował sobie kieliszek polał i wypiliśmy w czwórkę. Draco przywołał jeszcze
butelkę wódki. Wznieśliśmy toast za Ślizgonów i Snape zwinął się do siebie. Nie
chciało mi się pić samej, bo Lucy i Dexter spasowali, dlatego sprzątnęliśmy i
rozeszliśmy się do dormitoriów.
Następny
dzień spędziłam na obserwowaniu przygotowań Lucy i Dextera. Co chwila razem z
Chemikiem doradzaliśmy, co muszą jeszcze poprawić. Ostatnia próba wyszła im wspaniale!
Popołudnie
zostało wykorzystane na przyszykowanie sukien na bal. Z Lucy był straszny
problem. Nie zgadzała się na żadną z sukienek! W końcu Mili wygrzebała z
garderoby swoją sukienkę, o której rozmawiałyśmy. Reakcja Evans mówiła sama za
siebie.
O kurczękurczękurczę. Ja muszę wiedzieć i pewnie zaraz się dowiem, co się działo w pokoju życzeń! :D
OdpowiedzUsuńNo to widzę, ze dziewczyny nieźle przyszykowały się na bal, zobaczymy jak to wszystko się ułoży :)
Blue Lady