Siemanko ;D
Dzisiejszy rozdział jest nieco krótszy, ale mam nadzieję, że równie ciekawy, jak poprzednie.
Pozdrawiam, Tyśka
p.s. u Was też są już przymrozki? xD
Śmiałam się z innymi w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Siedzieliśmy w kręgu aż do kolacji. Zaraz po niej ruszyliśmy do Snape’a. Mroczny nauczyciel powitał nas ironicznym powitaniem. Czułam na sobie wzrok przyjaciół. Chciałam im powiedzieć o sobie i Harrym, ale bałam się ich reakcji, zwłaszcza Dextera. Strix opowiedziała mi wszystkie potyczki między Shellerem a Malfoyem. A gdy już je poznałam, zaczęłam uważać na to, co mówię w obecności tych dwojga. Postanowiłam powiedzieć Pazurowi i poprosić ją o dyskrecję do czasu, aż nie pozwolę jej powiedzieć. W głowie już układałam tekst Wieczystej Przysięgi.
Zamyślona weszłam za Snape’ m do naszej pracowni. Była wielka. Po środku stały ogniska, nad którymi już gotowało się sześć kociołków. Ściany wypełnione były szafkami pełnymi różnych, nawet rzadkich składników. Pomieszczenie utrzymane było w tonacji ciemnej zieleni.
-Super. – Odezwałam się, gdy się napatrzyłam.
-Cieszę się, że się podoba. Niech się pani przebierze, panno Evans. Pójdę do tamtej trójki wydać instrukcje i sam się przebiorę.
Snape wyszedł. Podeszłam do szafy ze strojami roboczymi. Był dobrze uzupełniony różnego rozmiaru odzieżą oraz fartuchami. Właściwie wszystkie były czarne. Roześmiałam się. Założyłam na siebie fartuch i związałam włosy. Zaczęłam otwierać szafki i patrzeć, gdzie co leży.
-Zrobisz fałszywe Vitaserum. Kolor, smak, zapach wszystko ma być takie same, prócz działania. – Odezwał się nawet miło Snape. Miał na sobie czarną koszulę i spodnie. – Skoro przeszukałaś już moje szafki, możesz zaczynać.
-Żadnych ingrediencji?
-A potrzebujesz?
Prychnęłam w odpowiedzi. Ustawiłam się koło pustego kociołka i rozpoczęłam ważenie. Widziałam, że Snape raz na jakiś czas na mnie zerkał. Udawałam, że tego nie widzę, ale gdy musiałam czekać, aż pewna część eliksiry się ugotuje, aby dodać do reszty, patrzyłam na profesora.
-To jest aż tak-
-To pan mi się przygląda. – Wcięłam się, nim zdążył dokończyć.
-Jesteś moją uczennicą. Patrzę, czy nic złego nie robisz.
-Nic złego nie robię. – Zapewniłam go. – Dokładnie rzecz ujmując, nie wiem, co jest dobrze, a co źle, bo postanowił pan zaufać mojemu instynktowi.
Zegar wybił dwudziestą drugą.
-Czy to co tu robimy jest dla Voldemorta? – Zapytałam, a Snape skrzywił się lekko, gdy wypowiadałam nazwisko.
-Nie jesteś zbyt ciekawa?
-To jedna z moich cech, którą pan podziwia. – Zastanawiałam się, czy zaraz nie wylecę z hukiem. Powiedziałam to bez zastanowienia. Oczy profesora rozszerzyły się, a dopiero po chwili błysnęły w nich skry rozbawienia.
-To na życzenie profesora Dumbledore’a.
-Mogę zadać panu osobiste pytanie?
-Byle nie za bardzo.
-Słyszałam, że jest pan Śmierciożercą. Teraz widzę, że robi pan eliksiry dla dyrektora. Po której jest pan stronie?
-Czasem nie da się jasno powiedzieć, po której. Bywa tak, że nie umiemy się określić, bo nie należymy ani tu, ani tu. A jeśli chodzi o Albusa i Czarnego Pana, to jestem po swojej własnej stronie.
-Jest taka?
Snape prychnął, ale nie odpowiedział. Zmienił się od września i nawet mogłam z nim normalnie pogadać. Oczywiście nie brakowało ironii i sarkazmu, ale zostały ograniczone. Przygotowałam bazę pod eliksir. Prawdziwy Vitaserum przyrządza się około miesiąca, ale ten który miałam zrobić potrzebował tylko tygodnia codziennej pracy.
Przez dwie godziny pracy, nie odzywałam się do Snape. Poczułam się znużona i zmęczona. Nie udało mi się stłumić ziewnięcia.
-Możesz iść po resztę i wracajcie do siebie. Dziękuję za pomoc.
Skinęłam mu jedynie głową i wyszłam, zostawiając bazę nad paleniskiem. Zapukałam do pokoju, w którym pracowali przyjaciele. Blaise siedział w kącie i przysypiał, a Pazur i Dexter rozmawiali z ożywieniem w drugim z kątów pomieszczenia.
-Nie strasz nas! – Krzyknął Draco. – Już myślałem, że to Snape.
-Profesor Snape, Malfoy. – Tuż za mną rozległ się głos „Profesora Snape’a”.
-Tak, panie profesorze. – Dexter uśmiechnął się diabelsko.
-To w ogóle do ciebie nie pasuje. Zmywajcie się stąd. Zabierzcie Zabiniego, bo zaraz uśnie w moim laboratorium.
-Dobrze, dobrze. – Ewelina wyszczerzyła ząbki.
Wydawali się szczęśliwi, weseli, wolni od trosk. Miałam zmącić ich radość tą wiadomością? Nie, powiem im później, jeśli w ogóle powiem. Zbliża się wojna i z całą pewnością wezmę w niej udział.
-Lucy, wszystko gra? – Pazur chwyciła mnie za rękę, gdy wychodziliśmy z gabinetu Snape’a. Posłała mi smutne i zatroskane spojrzenie.
-Tak, wszystko okej. Zamyśliłam się. – Uśmiechnęłam się do niej. Przemknęliśmy korytarzem do Pokoju Wspólnego, tam się pożegnaliśmy i razem z Pazurem weszłam do swojego dormitorium. Ewelina poleciała się wykąpać, ale nie doczekałam się jej powrotu z łazienki. Zasnęłam, gdy ściągnęłam buty i położyłam się w ubraniu.
Obudziłam się, bo ktoś postanowił zabawić się moim ciałem. Wisiałam do góry nogami, bluzka mi opadła, odsłaniając brzuch.
-Kto. Czuje. Się. Na. Tyle. Bezpiecznie. Że. Mnie. Budzi?! – Warknęłam z zamkniętymi jeszcze oczami. Otworzyłam je. W pokoju było jasno. Tuż koło mnie stała Mili z wyciągniętą różdżką. – Mili… to ty się nade mną znęcasz?
-Proszę państwa, oto typ wzorowej uczennicy. Jest jedną z nielicznych uczęszczających tu uczniów, którzy mają najwyższe oceny i zarabiają dla Slytherinu najwięcej punktów. Przedstawiam, Lucy Jane Evans! – Mili roześmiała się i delikatnie opuściła mnie na łóżko. – Wstawaj, śpiochu. Już prawie ósma.
-CO?! – Wyskoczyłam z pościeli. Szybko zabrałam mundurek i pobiegłam do łazienki. W dość nieelegancki sposób wygoniłam Ewelinę sprzed lustra i zabezpieczyłam drzwi zaklęciem. Ups, kosmetyki Pazura zostały w łazience.
Dokładnie 8.15 byłam gotowa. Jedynie markotna i głodna, bo na śniadanie, oczywiście, nie zdążyłam.
Pierwszą lekcją była numerologia, na którą wpadłam lekko spóźniona. Profesorka spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem, ale zaraz wróciła do swojego monologu. Strix patrzyła na mnie urażona, ale uśmiechnęłam się do niej i odwzajemniła gest.
Na lekcjach nie mogłam się skupić. Coś nie dawało mi spokoju. Przy obiedzie byłam niespokojna. Kręciłam się i obserwowałam przyjaciół. Dexter na chwilę nas przeprosił. Patrzyłam, jak odchodzi.
-Lucy, na pewno wszystko dobrze?
-N-nie wiem. – Jęknęłam.
-Jak za nim tęsknisz, to biegnij. – Wyszczerzył się Chemik. Zmroziłam go spojrzeniem, ale jego rada wciąż krążyła mi w głowie. Zerwałam się i wybiegłam. Usłyszałam ruch i ktoś pobiegł za mną. Pobiegłam do najbliższej łazienki, ale tam go nie było. Wysłałam zaklęcie skanujące. Draco był w łazience Jęczącej Marty, ktoś przy nim był.
„Będziesz następna, Lucy Evans. Za niedługo się spotkamy.”
Jakiś syczący głos przetoczył się przez moją głowę, ale zignorowałam go. Jedna z osób, które biegły za mną upadła. Usłyszałam tylko towarzyszący temu huk i jęk Strix. Wbiegłam do łazienki. Na podłodze leżał Draco z otwartymi ranami na klatce piersiowej. W ręku trzymał różdżkę, wzrok miał przerażony. Podbiegłam do niego.
-Draco! Wstawaj, chłopie! –Szturchnęłam go w ramię. – Obiecałeś mi coś! Episkey!
Kilka ran zagoiło się, ale nie byłam w stanie ponowić zaklęcia. Dłoń Dextera znalazła moją i lekko uścisnęła.
-Z drogi! – Lodowaty głos Snape’a przyjęłam z ulgą. – Wynocha! Evans, eliksir wzmacniający. Szafka numer dwa, po prawej stronie. W tempie natychmiastowym do pielęgniarki!
Wybiegłam, nie patrząc na resztę. Pod ścianą siedział Harry, a Ginny przytulała się do niego. Mijałam uczniów, chcąc dostać się do komnat profesora. Zbiegłam kilkoma skrótami, w zadziwiająco szybkim tempie minęłam Irytka i wpadłam do sali Snape’a. Złapałam eliksir i pobiegłam do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey machała różdżką nad Dexterem, a Snape przeglądał jej specyfiki. Zdyszana podałam mu fiolkę.
Skinął głową i podał pielęgniarce. Potem podał drugi.
-To była Sectumsempra, prawda? – Zapytałam, gdy ochłonęłam. Snape spojrzał na mnie.
-Skąd wiesz?
-Przeczytałam w jednej z książek o czarnej magii. Zaklęcie wymyślił jakiś współcześnie żyjący czarodziej, ale nie zyskało większej popularności. Zadaje zbyt obszerne rany.
Snape nie odpowiedział, tylko jego wzrok stał się zimniejszy i ostrożniejszy. Pomfrey w końcu poszła, a Snape stał u wezgłowia łóżka. Patrzył chwilę na blondyna i odszedł, powłócząc szatami. Usiadłam przy łóżku Malfoya i czekałam, aż ten kretyn się przebudzi.
Opuściłam resztę lekcji i wciąż przy nim siedziałam. Na chwilę wpadli Pazur, Chemik i reszta elity, ale Poppy wygoniła ich. Zbliżał się wieczór, coraz ciemniej robiło się za oknem, a ja wciąż przy nim czuwałam.
Musiałam na chwilę przysnąć, bo obudził mnie czyjś dotyk. Dexter patrzył na mnie błyszczącymi oczyma.
-Byłaś tu cały czas? – Wyszeptał cicho Draco. Pokiwałam tylko głową. – Czy to znak, że się o mnie martwisz?
-Od września się o ciebie martwię. – Uśmiechnęłam się lekko. – Nawet nie wiesz, ile problemów stwarzasz.
-Na pewno mniej niż ty… - Dexter zamknął oczy. – Idź już spać. Ktoś musi mi wytłumaczyć transmutację…
-Głupek. – Mruknęłam i położyłam głowę na łóżku Dextera. Po chwili spałam i nie przeszkadzała mi nawet niewygodna pozycja.
Chyba bym oblała eliksiry - na pewno nie ślęczałabym przy nich kilka miesięcy. Wracając do notki. Sectumsempra. Ciekawe jak u was będzie to wyglądać skoro zrobił to Potter a główne bohaterki go lubią zwłaszcza Lucy, choć z drugiej strony Draco leżący w szpitalu (z Lucy- słodkie;) ). Hermiona się przewróciła? (GLEBA;D) Krótka ale i fajna notka, czekam na 1 Bitwe ;) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńW końcu mam czas na czytanie twoich blogów! Oczywiście nie poddawaj się i pisz dalej, bo fabuła bardzo ładnie idzie :)
OdpowiedzUsuń