Wiele osób było ciekawych, co się dalej stanie z Eweliną Riddle, dlatego na Wasze życzenie, oto ona.
Dzisiaj trochę krótsze, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Pozdrawiam cieplutko, Tyśka
- I to ma być córka naszego Pana?! – Bellatrix wydała z
siebie dziwny dźwięk. – Do widzenia – Zaczęła przedrzeźniać ton głosu Riddlówny.
- Bello. Dziewczyna jest przerażona. Czego się spodziewałaś?
– Narcyza spojrzała na siostrę karcąco.
- Zachowania godnego jej pochodzenia! A nie kulenia się ze
strachu! – Warknęła czarnowłosa.
- Mogę cię zapewnić, że panna Riddle jeszcze cię zaskoczy
swoim zachowaniem, nie raz. – Severus powiedział zimno, jednak z nutą
rozbawienia. – A teraz wybaczcie, ale Pan wzywa. – Wstał, skinął głową zebranym
i wyszedł z pomieszczenia.
Zastanawiał się, czy Ewelina trafiła do swojego pokoju.
Severus zaczął w myślach nazywać ją po imieniu już dzisiejszego ranka, kiedy
przebudził się w objęciach młodej dziewczyny. Z jego punktu widzenia, nie
wróżyło to nic dobrego.
Kiedy dotarł do drzwi gabinetu Czarnego Pana, mieszczącego
się w prawym skrzydle rezydencji, zapukał. Drzwi otworzyły się same. Wchodząc,
skłonił się nisko. – Wzywałeś, Panie.
- Owszem. Co cię łączy z moją córką, Severusie? – Lord mówił
zimnym beznamiętnym głosem.
- Jedynie stosunki narzucone przez nasze miejsca w
Hogwarcie, mój Panie. – Snape nie
wiedział, do czego ta rozmowa może prowadzić.
- Ah tak. – Mruknął mag. – Dlaczego tak bardzo bała się dziś
o ciebie?
- Jest wrażliwą osobą, mój Panie, lecz mogło to też wynikać
z jej obecnej sytuacji. Zarówno przed wyjawieniem jej prawdy, jak i po,
starałem się wzbudzić jej zaufanie. Możliwe, że zareagowała w tak uczuciowy
sposób, właśnie dlatego, że byłem jedyną osobą, której ufała. – Mówił
spokojnym, wypranym z emocji głosem.
- Możliwe. Dobrze, że ci ufa. To przyda się w przyszłości. –
Mówił rzeczowo z delikatnym zamyśleniem. – Przyprowadź ją do mnie.
Snape nie czekając, wyszedł z gabinetu.
***
Szłam, a właściwie błądziłam po korytarzach. Kompletnie
wyleciała mi z głowy trasa od pokoju do jadalni…
- Wybacz, Panienko. Czy zgubiłaś się? – Męski głos wyrwał
mnie z zamyślenia i rosnącej irytacji. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam
mężczyznę z brązowymi włosami… Jak on miał? Rook… Coś tam…
- Niestety tak, panie…
- Rookwood, Panienko. – Uśmiechnął się w dziwny sposób. –
Augustus Rookwood. Miło mi Panienkę wreszcie poznać. – Skłonił nisko głowę.
Wydał mi się dość… Przystępnym człowiekiem. – Mnie również
miło, Panie Rookwood. – Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jaki panie! Panem Rookood’em jest, a raczej był mój
ojciec. Augustus jestem. Choć przyjaciele mówią mi Agi. – Mówił, a raczej
paplał z uśmiechem na twarz. - Proszę wybaczyć, jeśli Panienkę uraziłem. –
Powiedział, widząc mój zmieniający się wyraz twarzy. Miałam taki mętlik w głowie…
Powinnam się bać wszystkich, którzy przebywają w rezydencji Malfoy’ów, jednak
ten człowiek swoją ogólną postawą sprawił, że polubiłam go od razu.
-Nie uraziłeś mnie, Augustusie. – Przełamałam swoje wątpliwości.
Przypomniało mi się, jak Snape zareagował na jego komentarz w jadalni. Na swój
sposób ufał mu, a to znaczy, że i ja mogę mu zaufać. – I proszę, nie mów do
mnie „Panienka”! Nie jestem żadną szlachcianką!- Podniosłam głos z irytacją.
- Dobrze….
- Ewelina Kossak… A właściwie Riddle. – Przedstawiłam się,
krzywiąc przy nazwisku czarodzieja jaszczurki.
- Zatem, Ewelino. Dokąd chcesz się udać? - Powiedział z uśmiechem.
- W sumie, to sama nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. Choć
aparycja mężczyzny nie była zbyt zachęcająca, jego sposób bycia powodował
poczucie pewnej swobody. – Powinnam raczej wrócić do pokoju.
- To sobie pobłądzimy razem. – Roześmiał się, a ja
spojrzałam się na niego zdziwiona. – Niestety nie zostaliśmy wtajemniczeni,
który pokój został przygotowany dla Ciebie.
- No to pobłądzimy razem. – Uśmiechnęłam się. Ledwie wyszliśmy z jednego korytarza,
skręcając w następny, natknęliśmy się na Snape’a.
- No proszę. A już myślałem, że zginęłaś w plątaninie
korytarzy. – Powiedział chłodno i uśmiechnął się cynicznie. – I znalazłaś sobie
towarzystwo… Ciekawy dobór znajomych…. – Zmierzył Rookwood’a ostrym
spojrzeniem.
- Daj spokój, Sev! – Śmierciożerca zaśmiał się. – Chciałem jedynie pomóc Ewelinie trafić do
jej pokoju, niestety oboje nie wiemy, gdzie się znajduje. – Mówił z szerokim
uśmiechem. Miał ostry, głęboki, ale też sympatyczny głos.
- Nie za szybko przeszliście na „ty”, Agi? – Spoglądał
krytycznie na mężczyznę, spod przymrużonych powiek.
- Profesor wybaczy, że się wtrącę. – Spojrzenie profesora
przeniosło się na mnie. – Jednak kwestię doboru znajomych zostawię w swoich
rękach. – Patrzyłam na niego buntowniczo.
Reakcja nauczyciela zwaliła mnie z nóg, nie dosłownie
oczywiście. Zaczął się śmiać, a po chwili dołączył do niego Augustus. Patrzyłam
się na nich ze zdziwieniem i niezrozumieniem.
- Och, Sev! Ona jest… Niesamowita !! - Rookwood spoważniał odrobinę, ale dalej
szczerzył się, jak pomylony.
- Wiem, Agi. Jest też strasznie upierdliwa i nieznośna. –
Mówił z delikatnym uśmiechem na twarzy i rozbawieniem w głosie. - A tak przy
okazji, panno Riddle, twój ojciec chce cię widzieć. – Spoważniał odrobinę i
uważnie przyglądał się mojej blednącej twarzy.
Przed oczami stanęła mi scena z początku śniadania. Nie
wiele myśląc, podbiegłam do nauczyciela i przytuliłam go mocno. – Przepraszam.
To moja wina. – Szeptałam łamiącym się głosem w jego klatkę piersiową. Nawet w
obcasach czubek mojej głowy sięgał mu ledwie do szyi.
- No już. Nic nie szkodzi. – Mówił i głaskał mnie delikatnie
po plecach. – Teraz uspokój się i chodź. Czary Pan nie lubi długo czekać.
- W ogóle nie lubi czekać. – Mruknął Rookwood. Odwróciłam
się do niego.
- Dziękuję, Augustusie, za dotrzymanie towarzystwa. Było mi
bardzo miło cię poznać. – Uśmiechnęłam
się do niego słabo. Odpowiedział mi szerokim wyszczerzem, skinął głową i
udał się w głąb korytarza. – Specyficzny człowiek. – Zwróciłam się z powrotem w
stronę Snape’a. – Jest pańskim przyjacielem. – Bardziej stwierdziłam niż
zapytałam.
- Można tak to nazwać. – Mruknął. – Opanowana? - Klasyczna zmiana tematu. Odetchnęłam
głęboko kilka razy.
- Bardziej już nie będę. – Mruknęłam i ruszyliśmy w głąb
korytarza. Starałam się trzymać swoje nerwy na wodzy. Nie chciałam powtórki ze
śniadania. Cały czas odczuwałam ból po zaklęciu torturującym.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami gabinetu Jaszczurki.
Odetchnęłam. Zapukałam. Drzwi otworzyły się. Spojrzałam na profesora. Kiwnął
zachęcająco głową.
No no, ciekawe kiedy Bella pokaże pazurki Ewelinie xD
OdpowiedzUsuńW sumie ten rozdział był taki spokojny, ale to nie znaczy, że zły, wręcz przeciwnie :)