Dzisiaj długi rozdział ;) Próbowałam go rozdzielić, ale stwierdziłam, że mi się to nie uda, dlatego zostawiam ;D
Pojawia się w tym rozdziale narracja kilku osób, więc postarajcie się nie pogubić ;P
Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)
Tyśka
W dzień balu wyspałam się, jak nigdy. Przyszykowana wyszłam
razem z Mili do Pokoju Wspólnego. Większość elity czekała na resztę. Nigdzie
nie było Dextera i Lucy, więc poszliśmy bez nich. Po drodze prawie wpadliśmy na
Evans’ównę.
– Leć do Wielkiej Sali i zagadaj Snape’a ! Zapomnieliśmy o
Francuzach! – krzyknęła, a ja zbladłam momentalnie. Prawie wbiegłam do WS.
Chemik położył mi rękę na ramieniu.
- No już, już. Spokojnie. – Zaśmiał się. Usiedliśmy elitą
przy stole jak zawsze.
- Panno Kossak! Gdzie są nasi zagraniczni goście, od siedmiu
boleści? – Cichy syk profesora rozległ się za moimi plecami. Jego zapach dotarł
do moich nozdrzy. Przymrużyłam oczy i mało brakowało, a zamruczałabym!
- Lucy i Draco zaraz powinni ich przyprowadzić, profesorze.
– Odparłam kulturalnie, odwracając się do nauczyciela.
- W takim razie podejdź do nich i pomóż im trochę. – Posłał
mi cyniczny uśmiech, jednak jego oczy zaświeciły się w prawdziwym rozbawieniu.
- Oczywiście! Już ja się odwdzięczę tym żabojadom od siedmiu
boleści… - Mruknęłam.
- Komu? – Zdziwienie na twarzach elity i Snape’a zdziwiło
mnie samą.
- No, żabojady… We Francji jedzą żaby… Tak w Polsce często tak
na nich mówimy. Włosi z kolei to makaroniarze…
- Dobrze. Już rozumiemy! – Snape uciął mój zbliżający się
słowotok. Wybiegłam z Wielkiej Sali i pobiegłam na piętro Francuzów.
Słyszałam głosy Lucy i Dextera. Postanowiłam im zrobić
kawał!
- Mam was dość, do jasnej cholery! – Wyszłam zza rogu z
wściekłą miną nie sięgającą oczu. Gdzie wy się, kurwa, podziewacie?! Romansujcie
sobie po godzinach! – Darłam się na przyjaciół i coraz trudniej mi było
zapanować nad rosnącym rozbawieniem z ich zdezorientowanych min. Przeniosłam
wzrok w wpatrującą się we mnie wyfiokowaną Francuzkę – A ty, co się gapisz, jak
ciele w malowane wrota?! Zebrałaś się? No to świetnie! Bierz te swoje
przyjaciółeczki i zapierdalaj na śniadanie, bo przez was, pieprzone Francuzki,
tylko się opóźnia. – Znowu przeniosłam
wzrok na przyjaciół. – Do profesora Snape’a! Jazda!!
Kiedy zagraniczni goście zniknęli z pola widzenia, Lucy
odezwała się zdezorientowana.
– Pazur… Ty tak na poważnie?
No, nie mogłam z jej miny! A przerażona mina Dextera jeszcze
mnie dobiła. Zaczęłam się śmiać opętańczo! Aż musiałam się skulić, tak mnie
brzuch rozbolał. Po chwili dołączyła do mnie Lucy. I widząc, dezorientację
Ślizgona wytłumaczyła mu, że to był żart. Razem z jego wybuchem śmiechu pojawił
się Snape.
- No bardzo śmieszne, bardzo śmieszne. – Jego głos podziałał
na mnie rozbudzająco, ale i uspakajająco. Czepił się oczywiście, że nie było
nas i Francuzów na śniadaniu, że przeklinam… No jak to Snape. Po krótkiej
wymianie zdań wróciliśmy do Pokoju Wspólnego i razem z Lucy w tym samym czasie
dałyśmy Chemikowi buziaka w oba policzki.
Do obiadu oglądałam z Chemikiem jeszcze ostatnią próbę
przyjaciół. Nie mieliśmy im już nic do zarzucenia.
Rozmawialiśmy jeszcze, z kim idziemy na bal. Oczywiście Lucy
i Dexter szli jako partnerzy. Chemik miał iść z jakąś Margaret… Ciekawe…
Zastanawia mnie, dlaczego nie ujawniła się… No ale cóż. Jego sprawa.
Po odprowadzeniu zagranicznych gości udaliśmy się do lochów.
Dopiero w ciemnych korytarzach powietrze oczyściło się ze smrodu perfum
żabojadów.
W dormitorium zaczęłyśmy się wszystkie przygotowywać. Strix,
Ruda i Luna przyszły do naszego dormitorium. Najpierw każda poszła pod
prysznic. Ja zajęłam się makijażem każdej z dziewczyn, Ruda i Strix modziły z
naszymi włosami a Luna, Mili i Lucy pomagały nam, jak się dało.
Nie szczędziłam ani tuszu, ani podkładów, ani kredek. Każda
z nas miała mocny ciemny makijaż. Ledwo zdążyłyśmy przyszykować Lucy, pierwsza
poszła na odstrzał, a rozległo się pukanie. Mili wpuściła do pokoju Dextera.
Oczy zaświeciły mi się od razu, kiedy zobaczyłam jego reakcje na Lucy w czarnej
sukience. Wyszli, a my wciskałyśmy się pospiesznie w sukienki.
W Pokoju Wspólnym czekali na nas nasi partnerzy. Mili
została zaproszona przez Teodora i naprawdę ładnie razem wyglądali. Luna szła z
Neville’m, Hermiona została zaproszona przez Derrica, ścigającego Ślizgonów,
który jak twierdziła Strix miał tyle samo mózgu, co mięśni. Harry oczywiście
zaprosił Rudą. Zazdrościłam im tego uczucia… Blaise……………….
Daniel stał lekko z tyłu. Kiedy do niego podeszłam, szczęka mu opadła. Na twarzy miał białą maskę zakrywającą lewą stronę twarzy. Coś jak z musicalu „Upiór w operze”. Ogólnie męska część elity zaopatrzyła się w podobne maski.
Daniel stał lekko z tyłu. Kiedy do niego podeszłam, szczęka mu opadła. Na twarzy miał białą maskę zakrywającą lewą stronę twarzy. Coś jak z musicalu „Upiór w operze”. Ogólnie męska część elity zaopatrzyła się w podobne maski.
- Prześlicznie wyglądasz…. – Wyszeptał.
- Dziękuję- Posłałam jeden z najsłodszych uśmiechów.
Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali. Ludzie rzucali nam
zaciekawione spojrzenia. Miałam rację. Żadna dziewczyna w Hogwarcie nie miała
tak wyjątkowych sukienek jak my. Byłam niezmiernie zadowolona z tego obrotu
spraw.
***
-Cześć. – Przywitał się z nią, a Lucy jedynie pomachała
ręką. – Kultura wymaga odpowiedzi.
-Kultura nie bierze pod uwagę stresu.
-No, nastąpił powrót panny Evans!
-Głupi jesteś.
Lucy wyminęła go i weszła do Wielkiej Sali. Zrezygnowana usiadła,
koło niej przysiadł Draco. Dziewczyna poderwała się.
-Merlinie, Dexter!
-Co? Przecież się kąpałem!
-Francuzi!
-Cholera!
Zostawili swoje śniadania, w drzwiach mijając elitę. Lucy poprosiła jeszcze Pazura, aby
została i w razie co, zagadała Snape’a. Biegli na czwarte piętro, mając
nadzieję, że zdążą.
-Kto pierwszy? Dziewczyny, czy chłopaki? – Wydyszała Lucy.
-Rozdzielamy się!
Rozbiegli się w dwa korytarze. Po chwili Lucy pukała do
każdego z trzech przydzielonych jej pokoi. W pierwszym otworzyła jej wysoka i
szczupła dziewczyna z czerwonymi włosami.
-Co tak długo? – Zapytała, gdy tylko otworzyła. – Już
myślałam, że obsługa nigdy nie przyjdzie. Pomóż nam się ubrać!
-Po pierwsze, nie należę do obsługi, a to, że po was
przyszłam jest tylko i wyłącznie gestem mojej dobrej woli dla tej szkoły. Po
drugie, jesteście chyba na tyle duże, że możecie się same ubrać, prawda? Chyba,
że pewne nerwy w mózgu nie funkcjonują prawidłowo i potrzebujecie opiekunki na
pełny etat?! Poza tym, należy znać się na zegarku! – Lucy rozejrzała się po
twarzach. – O ile się nie mylę, za 20 minut kończy się śniadanie, paniusie.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Dziewczyny z drugiego i
trzeciego pokoju słyszały przemówienie Lucy. Ta z pokoju obok, uśmiechnęła się
krzywo.
-Już się zbieramy. Nie musisz krzyczeć. Złość piękności
szkodzi, chociaż w twoim przypadku… chyba nie może być gorzej. – Trzasnęła
drzwiami.
-Dokładnie. Pięknym trzeba się urodzić. – Powiedziała
dziewczyna z pokoju trzeciego, patrząc jej w oczy.
-Wolę być mądra. Uroda z czasem zbrzydnie, ale wiedza
pozostanie na zawsze.
-Przecież nie będziesz żyć wiecznie. – Zakpiła i schowała
się w swoim i rodaczek pokoju.
Wredne, złośliwe,
okropne dziewuchy! Są znacznie gorsze niż ja!
Sfrustrowana oparła się plecami o ścianę.
***
Zapukałem do pokoju
Francuzów. Na szczęście nie było ich dużo, bodajże dziesięciu. Drzwi pokoju 1
otworzył jakiś elegancik, przystrojony w jasny żakiet oraz obcisłe spodnie. Na
głowie miał artystyczny nieład.
-Za 15 minut kończy
się śniadanie. Radzę się pospieszyć. – Powiedziałem tylko i zapukałem do pokoju
2.
-Nie wiesz, że
nieładnie nie kończyć rozmowy?
-A nie wiesz, że nie
wolno zwracać się tak do arystokracji? – Odpowiedziałem pytaniem, z powrotem
odwracając się do drzwi naprzeciw. Wyszedł z nich chłopaczek mojego wzrostu z
burzą loków na głowie. Przetarł oczy, jakby dopiero wstał. – Za 15 minut kończy
się śniadanie. Jeśli chcecie je zjeść jeszcze dziś, radzę się pospieszyć.
Odszedłem do zakrętu.
Lucy stała wkurzona i zaciskała pięści. Kłóciła się z dziewczyną ubraną w długą
suknię, która – muszę przyznać – wyglądała na niej wspaniale. Okalała zgrabnie
jej kibić, a czerwone loki dodawały jej uroku.
-Jeśli nie odpowiada ci mój sposób bycia, masz
problem, bo ja nie zamierzam go zmieniać. – Lucy przybliżyła się do niej
niebezpiecznie. Przez chwilę miałem wrażenie, że rąbnie ją w twarz, lecz
jedynie uśmiechnęła się złośliwie i cofnęła. – Witam pana, panie Malfoy. -
Odwróciła się w moją stronę.
Panie Malfoy? Niedawno
byłem Dexterem. W co ona pogrywa?
-Przepraszam, że przeszkadzam,
ale chyba nasze zagraniczne koleżanki mają problem. – Powiedziała Lucy,
podszedłem do nich. Czerwonowłosa westchnęła. Posłała ku mnie coś, co miało
chyba przyciągnąć mój wzrok, ale straciłem do niej całą sympatię.
-O co chodzi, panno
Evans?
-Przez drogie panie
nie zdążyłam zjeść śniadania.
-Mam was dość, do
jasnej cholery! – Zza rogu wychyliła się Pazur, wściekła. – Gdzie wy się,
kurwa, podziewacie?! Romansujcie sobie po godzinach! A ty, co się gapisz, jak
ciele w malowane wrota?! Zebrałaś się? No to świetnie, bierz te swoje
przyjaciółeczki i zapierdalaj na śniadanie, bo przez was, zasrane Francuzki,
tylko się opóźnia. A wy – znów popatrzyła na nas – do profesora Snape’a!
Wiedziałem, że Pazur
ma temperament, ale żeby aż taki? Ochrzaniła nas po równo. Odmaszerowała, a za
nią ja i Lucy. Piętro niżej zatrzymała się. Popatrzyła na nas. W sumie,
naprawdę jest niska. Lucy przynajmniej sięga mi do nosa, a ona ledwie do brody.
-Pazur… ty tak na
poważnie? – Zapytała Lucy.
Brawo, Evans,
podziwiam twoją odwagę.
Dziewczyna roześmiała
się. Po chwili chyba jakoś telepatycznie się porozumiały, bo Lucy zaczęła się
śmiać równie opętańczo. Patrzyłem na nich i czułem się jak głupek.
-Ona… nas… nab…ra…ła!
– Wrzasnęła w końcu Lucy. Zrozumiałem
i zacząłem śmiać się z nimi.
-No, bardzo śmieszne,
bardzo śmieszne. – Usłyszałem głos Snape’a i jakoś przestało mi być do śmiechu.
***
-Powiedzcie mi, z
łaski swojej, dlaczego nie było was ani Francuzów na śniadaniu. – Zarządził
zimnym tonem profesor.
-Bo… - Zaczął Dexter, ale nie pozwoliłam mu
dokończyć.
-Wszystko było by
lepiej, gdy te upudrowane małpy nie przyjeżdżały. Nie wiem, co sobie myślą, ale
nie mam nawet ochoty na nich patrzeć.
-Musicie przeczekać
jeszcze z trzy, cztery dni. – Snape westchnął i opadł na fotel. Wydawał się
zmęczony. – Panno Evans, musi być pani bardziej stanowcza. A ty, Draco, lepiej
uważaj. Przyciągasz za dużo niewieścich spojrzeć. Jak na razie pannie Kossak
jestem wdzięczny za interwencję, ale nie trzeba było przeklinać.
-Musiałam im jakoś
pomóc, skoro pan sobie spacerował, a teraz prawi nam morały.
-Ewelina! – Syknęłam.
Snape popatrzył na
nas. – Wyjdźcie, zanim co poniektórzy zarobią szlaban. – Odszedł do swoich
prywatnych pokoi, a my wstaliśmy. – A, panno Evans i panie Malfoy. Nie
pamiętam, abym dostał od was zgłoszenie na Festiwal Talentów. Jeśli się nie
mylę, termin był do wczoraj, prawda?
-Kurwa. – Wymsknęło mi
się.
-Heh, dobrze, że
przynajmniej pan Zabini jest na tyle zorganizowany, żeby was zgłosić.
Startujecie jako pierwsi z Hogwartu. Tuż po Francuzach. Nie zawiedźcie mnie.
-Postaramy się. –
Powiedział Dexter i otworzył nam drzwi.
Gdy dotarliśmy do
Pokoju Wspólnego Slytherinu od razu znaleźliśmy Chemika. Obie dałyśmy mu po
buziaku w policzek. Śmiesznie wyszło, bo bez żadnych uzgodnień wcześniej, pocałowałyśmy
go jednocześnie w oba policzki. Blaise się roześmiał, a Draco po przyjacielsku
uderzył w rękę.
-Ale mam branie.
Najpierw długo, długo nikt, a potem troje ze śmietanki ślizgońskiej ni stąd, ni
zowąd mi dziękuję.
-Ty już wiesz za co.
-Wiedziałem, że
niektórzy będą zajęci. – Odezwał się, gdy już w spokoju usiadł. – A poza tym,
chciałem wam podziękować za mile spędzony czas.
-Zabini, mów prawdę. –
Dexter zmierzył go spojrzeniem.
-Okej. Cieszę się, że
nie muszę zajmować się głupimi Francuzami!
***
Do obiadu zdążyli zrobić jeszcze jedną próbę. Tym razem ani
Chemik, ani Pazur nie mieli zarzutów. Po skończonym pokazie Ewelina zapytała, z
kim idą. Lucy zmierzyła ją spojrzeniem, a Draco teatralnie wywrócił oczami.
-Powiedzmy, że odpowiem jako dżentelmen. –Wyszczerzył zęby.
– Osoby biorące udział w balu, o ile to chłopak i dziewczyną, idą razem. Więc,
niestety, jestem na cały wieczór skazany na tę wariatkę. – Pokazał za siebie
kciukiem, wskazując Lucy.
-Wariatkę?! Ty skończony idioto! – Uderzyła go w ramię. – A
ty, Pazur, z kim idziesz?
-Davies mnie zaprosił.
-To dobrze. – Lucy uśmiechnęła się, rozmasowując pięść. – A
ty, Chemik?
-Z Margaret.
-Chyba nie kojarzę. – Lucy zmarszczyła brwi.
-Zobaczysz. – Chemik uśmiechnął się.
Rozeszli się do swoich dormitoriów, przygotować się do balu.
Lucy, Dexter i Pazur musieli jeszcze odprowadzić Francuzów do ich pokoi.
Starali się ich ignorować, chociaż było im niezwykle ciężko. Smród perfum
wypełniał już cały zamek prócz wieży Gryffindoru i lochów Slytherinu, gdyż tam
Francuzi otrzymali dożywotni zakaz wstępu.
-Przepraszam. – Lucy poczuła, że ktoś lekko dotknął jej
ramienia, więc się odwróciła. – Byłbym niezmiernie zaszczycony, gdyby
towarzyszyła mi pani na balu. – Uśmiechnął się do niej czarująco. – Nazywam się
Nathaniel Crabieu i mam nadzieję miło spędzić z panią wieczór.
-Noc zapewne też? – Lucy spowodowała, że na twarzy chłopaka
pojawiły się rumieńce. – Wybacz, ale już mam idiotę, z którym idę i nie mam
zamiaru zmieniać zdania, bo jego chociaż znam. Jeszcze coś?
-Nie.
-Lucy. – Dexter odciągnął ją. Chwycił pod ramię z jednej
strony, z drugiej Pazura. – Jesteśmy
elitą. Zachowujmy się, jak na
prawdziwych Ślizgonów przystało. Zignorujmy ich.
-Skąd ty bierzesz do nich siłę?
-Powiedzmy, że znam to od dziecka. – Uśmiechnął się lekko.
***
Gdy się wykąpałam i
weszłam do swojego pokoju, Mili, Pazur, Ruda, Strix i Luna już na mnie czekały.
Założyłam sukienkę. Mili wysuszyła mi głowę, Pazur zrobiła mocny czarny
makijaż, pasujący do stroju. Ruda zapinała mi paski butów na czterocentymetrowych
obcasach. Strix i Mili biadoliły nad moją głową.
-Masz beznadziejne
włosy. – Krzyknęła nagle Hermiona. – Zupełnie jak Harry! Sterczą tylko na
wszystkie strony! A chciałam cię zobaczyć w lokach…
-Właśnie… w lokach
wyglądałabyś pięknie...
-Żaden problem. –
Sięgnęłam po różdżkę i przyłożyłam do czubka głowy. Wymruczałam zaklęcie, które
zakrywało odrosty, a potem drugą formułkę. Po dziesięciu minutach gadaniny moje
włosy ułożyły się w długie loki. Dziewczyny wlepiły we mnie wzrok. – Spokojnie.
Jestem półmetamorfomagiem. – Uśmiechnęłam się do nich.
Ktoś zapukał do drzwi.
Mili, która stała najbliżej, otworzyła je. Do środka wleciał Dexter, krzycząc
coś. Zamilkł, gdy mnie zobaczył.
***
Szok. To jedyne, co
pomyślałem. Szok. Naprawdę. Wyglądała przepięknie.
Miała na sobie czarną
sukienkę. Gorset opisał jej tułów, a dół lekko poszerzał się do kolan, przy
których się kończył. Sukienka trzymała się na jej biuście, na który spływały
ciemnofioletowe loki. Mocny makijaż, który zapewne zrobiła jej Pazur, nie miał
szans ukryć się pod równie czarną maską.
Czułem się przy niej
naprawdę głupio. Cóż mogłem z moim ciemnozielonym frakiem i białą koszulą pod
spodem?
Pokłoniłem
się jej i poprosiłem ze sobą, pod pretekstem pomocy Francuzom. Przecież prócz
Pazura i Chemika nikt nie wiedział, że jesteśmy zaangażowani w coś jeszcze.
Aaa dlaczego urwaliście notkę w takim momencie? Narracja kilku osobowa poszła wam całkiem nieźle - oby tak dalej ;) A Pazur - dobra scenka z jej krzykiem na Dextera i Lucy ;D Pozdrawiam i czekam na n/n ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog!
OdpowiedzUsuńKapitalny - czyta się jednym tchem.
Najbardziej ciekawi mnie jedna postać i o dziwo nie jest to postac pierwszo ani drugo planowa ale jest to postac wazna dla jednej z glownych bohaterek tego blogu.
Ta postacia jest 'Mysza'. Jest to facet, ktory teskni i to naprawde teskni i nie dziw ze czasem ma swoje nastroje bo gdy ktos wyjezdza a para sie kocha to wtedy jest ssący bol w okolicach serca i ta pustka. Dlaczego jeszcze on? Robi kolacje dla swojej ukochanej - jest romantykiem. W XXI wieku mamy romantyków??!?!?! Nie! a wielka szkoda.. I pojawilo sie okreslenie jego koloru oczu: 'brudna zielen' - to bylo fantastyczne. Dobry epitet nie jest zły :)
niestety nas kobiety te czasy nie rozpieszczaja. faceci sa zbyt dumni, malo uczuciowi, skryci, leniwi, nie odpowiedzialni. Ich plytkie myslenie typu 'a po co mam za kims tesknic skoro tyle samic jest wokol mnie' a tu otwieram blog pod koniec wakacji i czytam o Myszy. smutne jest to... facet wlaczy komputer i ma zdjecia pieknych kobiet a pozniej na zadna nie spojrzy na ulicy.
Ale jest to blog i kreowana Mysza przez autorki tego blogu jest fikcja to mimo to dziekuje ze sa kobiety ktore chyba nie majac takiego zamiaru stworzyly takiego faceta :)
Fajnie by bylo gdyby jeszcze kiedys sie pojawil.
Po za tym blog jest super! stworzony dla osob ktore lubia troche odmiennosci i troche odbiegac od 'oficjalnych' faktow z serii Harrego Pottera. Malo z czytajacych lubilo Ślizgonow ale wy staracie sie przelamac ten stereotyp - chwala wam za to!
gdyby ktos chcial podyskutowac to pozostawiam moj mail:
biedronka21.1990@o2.pl
PS. bede wdzieczna i zaszczycona jesli autorki napisza do mnie
buzka ; *
To jest super! czekam na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńOby tak dalej :*
Wow, bardzo fajna narracja. Można się dowiedzieć kto i o czym myślał w danym momencie. No to ja mam nadzieję, że już niedługo nadejdzie ten wyczekiwany rozdział o przebiegu balu :D
OdpowiedzUsuńBlue Lady