środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 13


Dzisiaj długi rozdział ;) Próbowałam go rozdzielić, ale stwierdziłam, że mi się to nie uda, dlatego zostawiam ;D
Pojawia się w tym rozdziale narracja kilku osób, więc postarajcie się nie pogubić ;P
Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)
Tyśka

W dzień balu wyspałam się, jak nigdy. Przyszykowana wyszłam razem z Mili do Pokoju Wspólnego. Większość elity czekała na resztę. Nigdzie nie było Dextera i Lucy, więc poszliśmy bez nich. Po drodze prawie wpadliśmy na Evans’ównę.
– Leć do Wielkiej Sali i zagadaj Snape’a ! Zapomnieliśmy o Francuzach! – krzyknęła, a ja zbladłam momentalnie. Prawie wbiegłam do WS. Chemik położył mi rękę na ramieniu.
- No już, już. Spokojnie. – Zaśmiał się. Usiedliśmy elitą przy stole jak zawsze.
- Panno Kossak! Gdzie są nasi zagraniczni goście, od siedmiu boleści? – Cichy syk profesora rozległ się za moimi plecami. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Przymrużyłam oczy i mało brakowało, a zamruczałabym!
- Lucy i Draco zaraz powinni ich przyprowadzić, profesorze. – Odparłam kulturalnie, odwracając się do nauczyciela.
- W takim razie podejdź do nich i pomóż im trochę. – Posłał mi cyniczny uśmiech, jednak jego oczy zaświeciły się w prawdziwym rozbawieniu.
- Oczywiście! Już ja się odwdzięczę tym żabojadom od siedmiu boleści… - Mruknęłam.
- Komu? – Zdziwienie na twarzach elity i Snape’a zdziwiło mnie samą.
- No, żabojady… We Francji jedzą żaby… Tak w Polsce często tak na nich mówimy. Włosi z kolei to makaroniarze…
- Dobrze. Już rozumiemy! – Snape uciął mój zbliżający się słowotok. Wybiegłam z Wielkiej Sali i pobiegłam na piętro Francuzów.
Słyszałam głosy Lucy i Dextera. Postanowiłam im zrobić kawał!
- Mam was dość, do jasnej cholery! – Wyszłam zza rogu z wściekłą miną nie sięgającą oczu. Gdzie wy się, kurwa, podziewacie?! Romansujcie sobie po godzinach! – Darłam się na przyjaciół i coraz trudniej mi było zapanować nad rosnącym rozbawieniem z ich zdezorientowanych min. Przeniosłam wzrok w wpatrującą się we mnie wyfiokowaną Francuzkę – A ty, co się gapisz, jak ciele w malowane wrota?! Zebrałaś się? No to świetnie! Bierz te swoje przyjaciółeczki i zapierdalaj na śniadanie, bo przez was, pieprzone Francuzki, tylko się opóźnia.  – Znowu przeniosłam wzrok na przyjaciół. – Do profesora Snape’a! Jazda!! 
Kiedy zagraniczni goście zniknęli z pola widzenia, Lucy odezwała się zdezorientowana.
– Pazur… Ty tak na poważnie?
No, nie mogłam z jej miny! A przerażona mina Dextera jeszcze mnie dobiła. Zaczęłam się śmiać opętańczo! Aż musiałam się skulić, tak mnie brzuch rozbolał. Po chwili dołączyła do mnie Lucy. I widząc, dezorientację Ślizgona wytłumaczyła mu, że to był żart. Razem z jego wybuchem śmiechu pojawił się Snape.
- No bardzo śmieszne, bardzo śmieszne. – Jego głos podziałał na mnie rozbudzająco, ale i uspakajająco. Czepił się oczywiście, że nie było nas i Francuzów na śniadaniu, że przeklinam… No jak to Snape. Po krótkiej wymianie zdań wróciliśmy do Pokoju Wspólnego i razem z Lucy w tym samym czasie dałyśmy Chemikowi buziaka w oba policzki.
Do obiadu oglądałam z Chemikiem jeszcze ostatnią próbę przyjaciół. Nie mieliśmy im już nic do zarzucenia.
Rozmawialiśmy jeszcze, z kim idziemy na bal. Oczywiście Lucy i Dexter szli jako partnerzy. Chemik miał iść z jakąś Margaret… Ciekawe… Zastanawia mnie, dlaczego nie ujawniła się… No ale cóż. Jego sprawa.
Po odprowadzeniu zagranicznych gości udaliśmy się do lochów. Dopiero w ciemnych korytarzach powietrze oczyściło się ze smrodu perfum żabojadów. 
W dormitorium zaczęłyśmy się wszystkie przygotowywać. Strix, Ruda i Luna przyszły do naszego dormitorium. Najpierw każda poszła pod prysznic. Ja zajęłam się makijażem każdej z dziewczyn, Ruda i Strix modziły z naszymi włosami a Luna, Mili i Lucy pomagały nam, jak się dało.
Nie szczędziłam ani tuszu, ani podkładów, ani kredek. Każda z nas miała mocny ciemny makijaż. Ledwo zdążyłyśmy przyszykować Lucy, pierwsza poszła na odstrzał, a rozległo się pukanie. Mili wpuściła do pokoju Dextera. Oczy zaświeciły mi się od razu, kiedy zobaczyłam jego reakcje na Lucy w czarnej sukience. Wyszli, a my wciskałyśmy się pospiesznie w sukienki.
W Pokoju Wspólnym czekali na nas nasi partnerzy. Mili została zaproszona przez Teodora i naprawdę ładnie razem wyglądali. Luna szła z Neville’m, Hermiona została zaproszona przez Derrica, ścigającego Ślizgonów, który jak twierdziła Strix miał tyle samo mózgu, co mięśni. Harry oczywiście zaprosił Rudą. Zazdrościłam im tego uczucia… Blaise……………….
Daniel stał lekko z tyłu. Kiedy do niego podeszłam, szczęka mu opadła. Na twarzy miał białą maskę zakrywającą lewą stronę twarzy. Coś jak z musicalu „Upiór w operze”. Ogólnie męska część elity zaopatrzyła się w podobne maski.
- Prześlicznie wyglądasz…. – Wyszeptał.
- Dziękuję- Posłałam jeden z najsłodszych uśmiechów.
Skierowaliśmy się do Wielkiej Sali. Ludzie rzucali nam zaciekawione spojrzenia. Miałam rację. Żadna dziewczyna w Hogwarcie nie miała tak wyjątkowych sukienek jak my. Byłam niezmiernie zadowolona z tego obrotu spraw.
***
 Lucy rano wstała cała zdenerwowana. Nie mogła zapanować nad drżeniem rąk. Przy wstawaniu, zachwiała się i z powrotem upadła na łóżko. Wstała cicho, by nie obudzić lokatorek. Umyła się, przebrała w szkolny mundurek i wyszła do Pokoju Wspólnego. Po drodze spotkała Dextera.
-Cześć. – Przywitał się z nią, a Lucy jedynie pomachała ręką.  – Kultura wymaga odpowiedzi.
-Kultura nie bierze pod uwagę stresu.
-No, nastąpił powrót panny Evans!
-Głupi jesteś.
Lucy wyminęła go i weszła do Wielkiej Sali. Zrezygnowana usiadła, koło niej przysiadł Draco. Dziewczyna poderwała się.
-Merlinie, Dexter!
-Co? Przecież się kąpałem!
-Francuzi!
-Cholera!
Zostawili swoje śniadania, w drzwiach mijając  elitę. Lucy poprosiła jeszcze Pazura, aby została i w razie co, zagadała Snape’a. Biegli na czwarte piętro, mając nadzieję, że zdążą.
-Kto pierwszy? Dziewczyny, czy chłopaki? – Wydyszała Lucy.
-Rozdzielamy się!
Rozbiegli się w dwa korytarze. Po chwili Lucy pukała do każdego z trzech przydzielonych jej pokoi. W pierwszym otworzyła jej wysoka i szczupła dziewczyna z czerwonymi włosami.
-Co tak długo? – Zapytała, gdy tylko otworzyła. – Już myślałam, że obsługa nigdy nie przyjdzie. Pomóż nam się ubrać!
-Po pierwsze, nie należę do obsługi, a to, że po was przyszłam jest tylko i wyłącznie gestem mojej dobrej woli dla tej szkoły. Po drugie, jesteście chyba na tyle duże, że możecie się same ubrać, prawda? Chyba, że pewne nerwy w mózgu nie funkcjonują prawidłowo i potrzebujecie opiekunki na pełny etat?! Poza tym, należy znać się na zegarku! – Lucy rozejrzała się po twarzach. – O ile się nie mylę, za 20 minut kończy się śniadanie, paniusie.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Dziewczyny z drugiego i trzeciego pokoju słyszały przemówienie Lucy. Ta z pokoju obok, uśmiechnęła się krzywo.
-Już się zbieramy. Nie musisz krzyczeć. Złość piękności szkodzi, chociaż w twoim przypadku… chyba nie może być gorzej. – Trzasnęła drzwiami.
-Dokładnie. Pięknym trzeba się urodzić. – Powiedziała dziewczyna z pokoju trzeciego, patrząc jej w oczy.
-Wolę być mądra. Uroda z czasem zbrzydnie, ale wiedza pozostanie na zawsze.
-Przecież nie będziesz żyć wiecznie. – Zakpiła i schowała się w swoim i rodaczek pokoju.
Wredne, złośliwe, okropne dziewuchy! Są znacznie gorsze niż ja!
Sfrustrowana oparła się plecami o ścianę.
***
Zapukałem do pokoju Francuzów. Na szczęście nie było ich dużo, bodajże dziesięciu. Drzwi pokoju 1 otworzył jakiś elegancik, przystrojony w jasny żakiet oraz obcisłe spodnie. Na głowie miał artystyczny nieład.
-Za 15 minut kończy się śniadanie. Radzę się pospieszyć. – Powiedziałem tylko i zapukałem do pokoju 2.
-Nie wiesz, że nieładnie nie kończyć rozmowy?
-A nie wiesz, że nie wolno zwracać się tak do arystokracji? – Odpowiedziałem pytaniem, z powrotem odwracając się do drzwi naprzeciw. Wyszedł z nich chłopaczek mojego wzrostu z burzą loków na głowie. Przetarł oczy, jakby dopiero wstał. – Za 15 minut kończy się śniadanie. Jeśli chcecie je zjeść jeszcze dziś, radzę się pospieszyć.
Odszedłem do zakrętu. Lucy stała wkurzona i zaciskała pięści. Kłóciła się z dziewczyną ubraną w długą suknię, która – muszę przyznać – wyglądała na niej wspaniale. Okalała zgrabnie jej kibić, a czerwone loki dodawały jej uroku.
 -Jeśli nie odpowiada ci mój sposób bycia, masz problem, bo ja nie zamierzam go zmieniać. – Lucy przybliżyła się do niej niebezpiecznie. Przez chwilę miałem wrażenie, że rąbnie ją w twarz, lecz jedynie uśmiechnęła się złośliwie i cofnęła. – Witam pana, panie Malfoy. - Odwróciła się w moją stronę.
Panie Malfoy? Niedawno byłem Dexterem. W co ona pogrywa?
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba nasze zagraniczne koleżanki mają problem. – Powiedziała Lucy, podszedłem do nich. Czerwonowłosa westchnęła. Posłała ku mnie coś, co miało chyba przyciągnąć mój wzrok, ale straciłem do niej całą sympatię.
-O co chodzi, panno Evans?
-Przez drogie panie nie zdążyłam zjeść śniadania.
-Mam was dość, do jasnej cholery! – Zza rogu wychyliła się Pazur, wściekła. – Gdzie wy się, kurwa, podziewacie?! Romansujcie sobie po godzinach! A ty, co się gapisz, jak ciele w malowane wrota?! Zebrałaś się? No to świetnie, bierz te swoje przyjaciółeczki i zapierdalaj na śniadanie, bo przez was, zasrane Francuzki, tylko się opóźnia. A wy – znów popatrzyła na nas – do profesora Snape’a!
Wiedziałem, że Pazur ma temperament, ale żeby aż taki? Ochrzaniła nas po równo. Odmaszerowała, a za nią ja i Lucy. Piętro niżej zatrzymała się. Popatrzyła na nas. W sumie, naprawdę jest niska. Lucy przynajmniej sięga mi do nosa, a ona ledwie do brody.
-Pazur… ty tak na poważnie? – Zapytała Lucy.
Brawo, Evans, podziwiam twoją odwagę.
Dziewczyna roześmiała się. Po chwili chyba jakoś telepatycznie się porozumiały, bo Lucy zaczęła się śmiać równie opętańczo. Patrzyłem na nich i czułem się jak głupek.
-Ona… nas… nab…ra…ła! – Wrzasnęła w końcu Lucy.  Zrozumiałem i  zacząłem śmiać  się z nimi.
-No, bardzo śmieszne, bardzo śmieszne. – Usłyszałem głos Snape’a i jakoś przestało mi być do śmiechu.
***
-Powiedzcie mi, z łaski swojej, dlaczego nie było was ani Francuzów na śniadaniu. – Zarządził zimnym tonem profesor.
-Bo…  - Zaczął Dexter, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Wszystko było by lepiej, gdy te upudrowane małpy nie przyjeżdżały. Nie wiem, co sobie myślą, ale nie mam nawet ochoty na nich patrzeć.
-Musicie przeczekać jeszcze z trzy, cztery dni. – Snape westchnął i opadł na fotel. Wydawał się zmęczony. – Panno Evans, musi być pani bardziej stanowcza. A ty, Draco, lepiej uważaj. Przyciągasz za dużo niewieścich spojrzeć. Jak na razie pannie Kossak jestem wdzięczny za interwencję, ale nie trzeba było przeklinać.
-Musiałam im jakoś pomóc, skoro pan sobie spacerował, a teraz prawi nam morały.
-Ewelina! – Syknęłam.
Snape popatrzył na nas. – Wyjdźcie, zanim co poniektórzy zarobią szlaban. – Odszedł do swoich prywatnych pokoi, a my wstaliśmy. – A, panno Evans i panie Malfoy. Nie pamiętam, abym dostał od was zgłoszenie na Festiwal Talentów. Jeśli się nie mylę, termin był do wczoraj, prawda?
-Kurwa. – Wymsknęło mi się.
-Heh, dobrze, że przynajmniej pan Zabini jest na tyle zorganizowany, żeby was zgłosić. Startujecie jako pierwsi z Hogwartu. Tuż po Francuzach. Nie zawiedźcie mnie.
-Postaramy się. – Powiedział Dexter i otworzył nam drzwi.
Gdy dotarliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu od razu znaleźliśmy Chemika. Obie dałyśmy mu po buziaku w policzek. Śmiesznie wyszło, bo bez żadnych uzgodnień wcześniej, pocałowałyśmy go jednocześnie w oba policzki. Blaise się roześmiał, a Draco po przyjacielsku uderzył w rękę.
-Ale mam branie. Najpierw długo, długo nikt, a potem troje ze śmietanki ślizgońskiej ni stąd, ni zowąd mi dziękuję.
-Ty już wiesz za co.
-Wiedziałem, że niektórzy będą zajęci. – Odezwał się, gdy już w spokoju usiadł. – A poza tym, chciałem wam podziękować za mile spędzony czas.
-Zabini, mów prawdę. – Dexter zmierzył go spojrzeniem.
-Okej. Cieszę się, że nie muszę zajmować się głupimi Francuzami!
***
Do obiadu zdążyli zrobić jeszcze jedną próbę. Tym razem ani Chemik, ani Pazur nie mieli zarzutów. Po skończonym pokazie Ewelina zapytała, z kim idą. Lucy zmierzyła ją spojrzeniem, a Draco teatralnie wywrócił oczami.
-Powiedzmy, że odpowiem jako dżentelmen. –Wyszczerzył zęby. – Osoby biorące udział w balu, o ile to chłopak i dziewczyną, idą razem. Więc, niestety, jestem na cały wieczór skazany na tę wariatkę. – Pokazał za siebie kciukiem, wskazując Lucy.
-Wariatkę?! Ty skończony idioto! – Uderzyła go w ramię. – A ty, Pazur, z kim idziesz?
-Davies mnie zaprosił.
-To dobrze. – Lucy uśmiechnęła się, rozmasowując pięść. – A ty, Chemik?
-Z Margaret.
-Chyba nie kojarzę. – Lucy zmarszczyła brwi.
-Zobaczysz. – Chemik uśmiechnął się.
Rozeszli się do swoich dormitoriów, przygotować się do balu. Lucy, Dexter i Pazur musieli jeszcze odprowadzić Francuzów do ich pokoi. Starali się ich ignorować, chociaż było im niezwykle ciężko. Smród perfum wypełniał już cały zamek prócz wieży Gryffindoru i lochów Slytherinu, gdyż tam Francuzi otrzymali dożywotni zakaz wstępu.
-Przepraszam. – Lucy poczuła, że ktoś lekko dotknął jej ramienia, więc się odwróciła. – Byłbym niezmiernie zaszczycony, gdyby towarzyszyła mi pani na balu. – Uśmiechnął się do niej czarująco. – Nazywam się Nathaniel Crabieu i mam nadzieję miło spędzić z panią wieczór.
-Noc zapewne też? – Lucy spowodowała, że na twarzy chłopaka pojawiły się rumieńce. – Wybacz, ale już mam idiotę, z którym idę i nie mam zamiaru zmieniać zdania, bo jego chociaż znam. Jeszcze coś?
-Nie.
-Lucy. – Dexter odciągnął ją. Chwycił pod ramię z jednej strony, z drugiej Pazura. – Jesteśmy  elitą. Zachowujmy się,  jak na prawdziwych Ślizgonów przystało. Zignorujmy ich.
-Skąd ty bierzesz do nich siłę?
-Powiedzmy, że znam to od dziecka. – Uśmiechnął się lekko.
***
Gdy się wykąpałam i weszłam do swojego pokoju, Mili, Pazur, Ruda, Strix i Luna już na mnie czekały. Założyłam sukienkę. Mili wysuszyła mi głowę, Pazur zrobiła mocny czarny makijaż, pasujący do stroju. Ruda zapinała mi paski butów na czterocentymetrowych obcasach. Strix i Mili biadoliły nad moją głową.
-Masz beznadziejne włosy. – Krzyknęła nagle Hermiona. – Zupełnie jak Harry! Sterczą tylko na wszystkie strony! A chciałam cię zobaczyć w lokach…
-Właśnie… w lokach wyglądałabyś pięknie...
-Żaden problem. – Sięgnęłam po różdżkę i przyłożyłam do czubka głowy. Wymruczałam zaklęcie, które zakrywało odrosty, a potem drugą formułkę. Po dziesięciu minutach gadaniny moje włosy ułożyły się w długie loki. Dziewczyny wlepiły we mnie wzrok. – Spokojnie. Jestem półmetamorfomagiem. – Uśmiechnęłam się do nich.
Ktoś zapukał do drzwi. Mili, która stała najbliżej, otworzyła je. Do środka wleciał Dexter, krzycząc coś. Zamilkł, gdy mnie zobaczył.
***
Szok. To jedyne, co pomyślałem. Szok. Naprawdę. Wyglądała przepięknie.
Miała na sobie czarną sukienkę. Gorset opisał jej tułów, a dół lekko poszerzał się do kolan, przy których się kończył. Sukienka trzymała się na jej biuście, na który spływały ciemnofioletowe loki. Mocny makijaż, który zapewne zrobiła jej Pazur, nie miał szans ukryć się pod równie czarną maską.
Czułem się przy niej naprawdę głupio. Cóż mogłem z moim ciemnozielonym frakiem i białą koszulą pod spodem?
Pokłoniłem się jej i poprosiłem ze sobą, pod pretekstem pomocy Francuzom. Przecież prócz Pazura i Chemika nikt nie wiedział, że jesteśmy zaangażowani w coś jeszcze.


4 komentarze:

  1. Aaa dlaczego urwaliście notkę w takim momencie? Narracja kilku osobowa poszła wam całkiem nieźle - oby tak dalej ;) A Pazur - dobra scenka z jej krzykiem na Dextera i Lucy ;D Pozdrawiam i czekam na n/n ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam cały blog!
    Kapitalny - czyta się jednym tchem.
    Najbardziej ciekawi mnie jedna postać i o dziwo nie jest to postac pierwszo ani drugo planowa ale jest to postac wazna dla jednej z glownych bohaterek tego blogu.
    Ta postacia jest 'Mysza'. Jest to facet, ktory teskni i to naprawde teskni i nie dziw ze czasem ma swoje nastroje bo gdy ktos wyjezdza a para sie kocha to wtedy jest ssący bol w okolicach serca i ta pustka. Dlaczego jeszcze on? Robi kolacje dla swojej ukochanej - jest romantykiem. W XXI wieku mamy romantyków??!?!?! Nie! a wielka szkoda.. I pojawilo sie okreslenie jego koloru oczu: 'brudna zielen' - to bylo fantastyczne. Dobry epitet nie jest zły :)
    niestety nas kobiety te czasy nie rozpieszczaja. faceci sa zbyt dumni, malo uczuciowi, skryci, leniwi, nie odpowiedzialni. Ich plytkie myslenie typu 'a po co mam za kims tesknic skoro tyle samic jest wokol mnie' a tu otwieram blog pod koniec wakacji i czytam o Myszy. smutne jest to... facet wlaczy komputer i ma zdjecia pieknych kobiet a pozniej na zadna nie spojrzy na ulicy.
    Ale jest to blog i kreowana Mysza przez autorki tego blogu jest fikcja to mimo to dziekuje ze sa kobiety ktore chyba nie majac takiego zamiaru stworzyly takiego faceta :)
    Fajnie by bylo gdyby jeszcze kiedys sie pojawil.

    Po za tym blog jest super! stworzony dla osob ktore lubia troche odmiennosci i troche odbiegac od 'oficjalnych' faktow z serii Harrego Pottera. Malo z czytajacych lubilo Ślizgonow ale wy staracie sie przelamac ten stereotyp - chwala wam za to!

    gdyby ktos chcial podyskutowac to pozostawiam moj mail:
    biedronka21.1990@o2.pl

    PS. bede wdzieczna i zaszczycona jesli autorki napisza do mnie
    buzka ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest super! czekam na kolejne wpisy :)
    Oby tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, bardzo fajna narracja. Można się dowiedzieć kto i o czym myślał w danym momencie. No to ja mam nadzieję, że już niedługo nadejdzie ten wyczekiwany rozdział o przebiegu balu :D
    Blue Lady

    OdpowiedzUsuń