sobota, 22 września 2012

Rozdział 15 cz.2


Przepraszam, że dopiero w sobotę, ale nie miałam czasu w tygodniu. Musicie uzbroić się w cierpliwość ;D
Zdradzę tylko, aby Was zachęcić, że w tym rozdziale poznamy zwycięzców ;D
Pozdrawiam, Tyśka

Chemik siedział dziwnie przybity. Podparł głowę rękoma, opartymi na kolanach. W jego głowie było pełno myśli, ale nie wiedział jak i komu ma je przekazać. Dexter i Lucy jeszcze nie wrócili, a Risu… chociaż bardzo go lubił, a nawet czuł coś więcej, nie mógł mu powierzyć tak ważnych informacji. Reszta Gryfonów również nie wchodziła w grę. Mógł tylko powiedzieć Lucy, Mili i Draconowi. A ich, jak na ironię losu, nigdzie nie widział.
-Bo jesteś idiotą.
-Przestań mnie tak nazywać.
-Wybacz, ale nazywam rzeczy po imieniu. – Lucy wyszczerzyła zęby w uśmiechu i pomachała do siedzącego Blaise’a. Chłopak jedynie lekko się uśmiechnął.
-Evans…  - pogroził Dexter.
-Draco, Lucy, mogę was zabrać na chwilę? – Blaise całkiem poważnie spojrzał na nich.
Wyszli na korytarz. Chemik oparł się o ścianę. Spojrzał na przyjaciół. Jak zwykle się przekomarzali, jednak widząc jego niezdecydowaną i cierpiętniczą minę, przestali.
-Chemik? Wszystko w porządku? – zapytała Lucy, podchodząc do niego.
-Ze mną tak, ale…
-No chłopie, wyduś to z siebie! Jeśli stwierdzisz, że pociąga cię McGonagall, jakoś to przeżyjemy!
-Przecież mówię, że ze mną wszystko w porządku! Chodzi o Pazura. – Lucy czujnie nastawiła uszu.
-Co z nią?
-Jest córką… Sami-Wiecie-Kogo.
-O kurwa. – Wymsknęło się Dexterowi.
-Córką… kogo? – zapytała, zdezorientowana dziewczyna.
-Nie wiesz, kogo? – Dexter spojrzał  na nią zdumiony. – Gdzie ty się wychowywałaś?
-Na północy Rosji, na Syberii, w Merlinie. Ze względu  na lokalizację nie docierały tam gazety… ani mugolskie ani magiczne.
-Świetnie. – Chemik zsunął się po ścianie i usiadł na podłodze. – Zacznijmy od ludzi, których znasz. Kojarzysz, kim jest Potter? Złoty Chłopiec i te sprawy? – Lucy kiwnęła głową. – Sama-Wiesz-Kto zabił jego rodziców, gdy miał roczek czy jakoś tak. Następnie, Longbottom. Jego rodziców wyniszczyła Belletrix  Lestrange, jedna ze śmierciożerczyń. Leżą w św.Mungu i wyglądają jak warzywa…
-Jedna ze śmiercio…co?
-Śmierciożercy. – Odezwał się Dexter jakimś takim dziwnym głosem. – Służą mu. Wykonują jego polecenia. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Są wszędzie. W Ministerstwie, w szpitalu Mungu, tu u nas w szkole. Wszędzie. Żyją wśród mugoli.
-Są szkodliwi?
-Hm…w sumie nie. Potrafią tak operować różdżką i znają tak czarnomagiczne zaklęcia, że ofiary giną w męczarniach. – Zironizował Dexter. – A, tak. Walą Cruciatosami, ile wlezie i potrafią je utrzymywać nawet przez kilka godzin. Nie, w ogóle nie są szkodliwi.
-Malfoy! – Krzyknął Chemik. Draco jedynie na nich spojrzał i odszedł.
-Prowadzą „rekrutację” od 16 roku życia. Rodzice Dextera są śmierciożercami, a jego ojciec siedzi w Askabanie. Jego czeka ten sam los od wakacji, co rodziców.
-Nie można jakoś uciec?
-Wtedy znajdą cię i zabiją.
-Biedny Draco. Nie można go jakoś zabić?
-Go? Kogo masz na myśli?
-Tego… Sam-Wiesz-Kogo.
-Opanował oklumencję. Zna twoje myśli, nim je nawet pomyślisz.
-I Pazur jest jego córką? Jak on właściwie się nazywa?
-Nie… nie wolno wymawiać… tylko…
-Lord Voldemort. – Tuż za nimi rozległ się głos przesiąknięty nienawiścią. Chemik spojrzał do góry, a Lucy odwróciła się. – Pewnego dnia go zabiję. Albo on zabije mnie.
-Sheller…
-Spokojnie, Lucy. Ten dzień jest jeszcze daleko, ale zbliża się. Pokonam go. Już wcześniej dawałem radę.
-Bo miałeś więcej szczęścia niż rozumu. – Odparł beznamiętnie Chemik.
-Dzięki za słowa otuchy. O ile się nie mylę, również masz wstąpić w jego zastępy?
-Niech tylko spróbuje. – Chemik wyszczerzył zęby.
-Gdzie jest Pazur? I dlaczego ty nam o tym mówisz?
-Snape zabrał ją do ojca. Widziałem,  jak ją wyprowadzał.
-Kurwa. – Szepnął Harry. – Zabiję go, zabiję. – Chłopak odszedł, wściekły.
Chemik wstał, objął po przyjacielsku Lucy.
-Podobno jest przepowiednia. – Zaczął cicho. – Nie wiem, jak brzmi, ale podobno dziecko urodzone pod koniec lipca, które Sama-Wiesz-Kto naznaczy na równego sobie i którego rodzice trzy razy odparli jego ataki, będzie miało moc, której nie pokona Sama-Wiesz-Kto. Jest tam też, że jeden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje. – Z powrotem weszli do Sali. – A tak propos, kiedy masz urodziny?
-30 lipca.
Chemik zdębiał, ale zaraz uśmiechnął się.
-Nie jesteś jedyna w Hogwarcie. – Uśmiechnął się ponownie, gdy opadli na siedzenie. – A teraz: bawmy się!
***
Gryfoni, Luna i Chemik poderwali się do skocznej piosenki i pognali na parkiet. Zostałam sama. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebowałam przyjaciół. Chociaż nigdy jakoś bardzo nie odczuwałam ich braku. Zawsze zatapiałam się w moich uczuciach, gdy byłam sama i w ten sposób radziłam sobie ze stresem. Ale teraz coś się zmieniło. Potrzebowałam… przyjaciół.
Mimo że Kristy była na górze i spała w jednym z wielu, wielu pokoi i wiedziałam, gdzie on jest, jakoś nie miałam ochoty do niej iść. Pewnie śmiałaby mi się prosto w twarz, a tego bardzo nie chciałam.
Wrócił Dexter. Twarz miał bladą, ale uśmiechnął się na mój widok. Przysiadł obok i sięgał po butelkę z szampanem i dwa kieliszki. Nie zdążył.
-Dziękuję wszystkim za cierpliwość. – Odezwał się Dumbledore. Rzucił nerwowe spojrzenie opiekunce Francuzów. – Aby nagrodzić waszą cierpliwość, ogłoszę wyniki Festiwalu Talentów.
Po Sali rozległy się liczne brawa. Klaskali wszyscy: Hogwartczycy i Francuzi oraz nauczyciele. Dexter ze zdenerwowania ścisnął mnie za rękę. Odwzajemniłam uścisk.
-Mieliśmy bardzo trudny wybór, dlatego postanowiliśmy wybrać laureatów wśród dwóch grup: gości i gospodarzy. – Po Sali rozległ się pomruk niezadowolenia. – Zacznijmy od zagranicznych przyjaciół.
Wstała opiekunka Francuzów. Była wysoka, szczupła i zapewne potwornie śmierdziała. Jasne loki ułożyła na bok. Ręką poprawiła grzywkę.
-Jest mi niezmiernie miło ogłosić, że trzecie miejsce wśród moich uczniów – zaznaczyła wyraźnie „moich” – zajmuje… - próbowała stworzyć aurę tajemniczości, ale uśmiech pogardy nie schodził jej z twarzy, przez co bardzo psuł efekt. – Francesca Fameux oraz Liroy Maneau!
Z tłumu wyszli czerwonowłosa oraz jej przyjaciel, elegancik. Dziewczyna była zła, natomiast jej partner sfrustrowany. Doszli do podium, opiekunka wręczyła im dyplomy. Nie wiedziałam, czy będziemy na podium, czy nie, ale cieszył mnie fakt, że nie zajęła pierwszego miejsca. Na Sali znów rozległy się brawa, gdy wracali na swoje miejsce.
Powstał dyrektor i zwyczajnym tonem powiedział, że trzecie miejsce zajmuje para Krukonów. Znów powtórzono procedurę. Francuzka wywołała swoich dwóch uczniów, a dyrektor znów dwójkę – tym razem Gryfonów: Strix i Risu. Nawet nie wiedziałam, że brali udział. Będę musiała ich za to ochrzanić.
-Pierwsze miejsce szkoły Dumstargu zajmuje… - znów zawiesiła głos. – Para uczniów z szóstego roku… Terry Fox i Joshua Mineux!
Tym razem brawa były głośne i długie. Chłopaki wstali i idąc, kłaniali się. Na ich twarzach gościł szczery uśmiech. Doszli na podium, ale zamiast na nim stanąć, stanęli przed. Jeszcze raz odwrócili się do widowni i im pomachali. Potem zrobili długie susy i wskoczyli na podest. Opiekunka pokręciła głową z dezaprobatą, ale z radością założyła im przez głowy srebrno-złote szarfy zwycięzców. Chłopaki zostali z tyłu, a Dumbledore podszedł bliżej.
-Wiesz, Lucy. Dla mnie bardzo ważna jest ta wygrana. Jeżeli mi się uda, jeżeli nam się uda… - Dexter nie dokończył swojej myśli.
-Moi mili! Znamy już zwycięzców szkoły goszczącej u nas. Czas poznać nasze pierwsze miejsca. – W Sali zapadła cisza. Dumbledore nie musiał nawet teatralnie zawieszać głosu. – Nigdy nie sądziłem, że akurat oni zdobędą pierwsze miejsce. Nagrodę powinien im wręczyć opiekun Domu, jednak postanowiłem dokonać tego zaszczytu własnoręcznie. Na środek mają wyjść… - Umilkł na chwilę, rozglądając się po Sali, jakby chciał wypatrzeć, gdzie siedzą zwycięzcy. – Lucy Evans i Draco Malfoy!
Ślizgoni ryknęli ze szczęścia, a ja rzuciłam się w objęcia Dexterowi. Uściskał mnie mocno, a potem wspólnie wyszliśmy na środek. Z żalem musiałam puścić jego chłodną dłoń. Dexter podał mi ramię, jak na arystokratę wypadało, a ja je chwyciłam. Nie robiliśmy żadnych cyrków, tak jak Francuzi, tylko normalnie weszliśmy po schodkach. I tak byłam strasznie zestresowana.
Dumbledore patrzył na nas z zachwytem, chociaż dziwnym spojrzeniem zmierzył Dextera. Pogratulował nam po cichu i założył srebrno-zielone szarfy. Nakazał nam zostać jeszcze na chwilę, więc stanęliśmy obok chłopaków. Joshua jako pierwszy podszedł i złożył gratulacje. Ucałował mnie w dłoń, a Terry rąbnął go w plecy. Mineux popatrzył na niego z żalem, ale odsunął się.
Terry przywitał się w bardziej cywilizowany sposób. Uścisnął dłoń Dexterowi, a mnie lekko pocałował w policzek, jakbyśmy byli starymi znajomymi. Joshua poszedł za przykładem przyjaciela i również uścisnął dłoń Draconowi, ale zamiast delikatnie ją uścisnął, zaczął nią potrząsać.
-Joshua! – Krzyknął Terry, a Francuz puścił Malfoya. – Co ja ci mówiłem? Z uczuciem! Z uczuciem, do jasnej cholery! – Zniżył głos. – To arystokrata. To Malfoy.
Joshua zbladł, a potem spojrzał przerażony na Dextera. Blondyn tylko patrzył na nich z góry, mimo że byli niemal równego wzrostu. Szturchnęłam go w żebro.
-Taa…my wam również gratulujemy pierwszego miejsca.  – Bąknął. Stanęliśmy przodem do widowni, tuż obok chłopaków. Padł na nas cień. Wspięłam się na palce i pocałowałam Dextera w policzek.
-Dziękuję. – Wyszeptałam.
Popatrzyłam na niego kątem oka. Uśmiechał się, ale nie w ten ironiczny sposób, tylko tak szczerze, prawdziwie. Uśmiechem, który rezerwował na bardzo nieliczne okazje.

2 komentarze:

  1. Za mało, za mało i jeszcze raz za mało :P Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się co u Eweliny :D I z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm dobry rozdział. Tylko czasem Durmstrang to nie szkoła w Bułgarii? A Akademia Magii Beauxbatons to ta francuzka? No właśnie. Och krótko, krótko mam nadzieje ,że następna notka będzie dłuższa, i będzie w niej Ewelina i Voldek, co?
    Czekam n/n ♥

    OdpowiedzUsuń