Przepraszam, że dopiero w sobotę, ale nie miałam czasu w tygodniu. Musicie uzbroić się w cierpliwość ;D
Zdradzę tylko, aby Was zachęcić, że w tym rozdziale poznamy zwycięzców ;D
Pozdrawiam, Tyśka
Chemik siedział dziwnie przybity. Podparł głowę
rękoma, opartymi na kolanach. W jego głowie było pełno myśli, ale nie wiedział
jak i komu ma je przekazać. Dexter i Lucy jeszcze nie wrócili, a Risu… chociaż
bardzo go lubił, a nawet czuł coś więcej, nie mógł mu powierzyć tak ważnych
informacji. Reszta Gryfonów również nie wchodziła w grę. Mógł tylko powiedzieć
Lucy, Mili i Draconowi. A ich, jak na ironię losu, nigdzie nie widział.
-Bo jesteś idiotą.
-Przestań mnie tak nazywać.
-Wybacz, ale nazywam rzeczy po imieniu. – Lucy
wyszczerzyła zęby w uśmiechu i pomachała do siedzącego Blaise’a. Chłopak
jedynie lekko się uśmiechnął.
-Evans… -
pogroził Dexter.
-Draco, Lucy, mogę was zabrać na chwilę? – Blaise całkiem
poważnie spojrzał na nich.
Wyszli na korytarz. Chemik oparł się o ścianę. Spojrzał
na przyjaciół. Jak zwykle się przekomarzali, jednak widząc jego niezdecydowaną
i cierpiętniczą minę, przestali.
-Chemik? Wszystko w porządku? – zapytała Lucy,
podchodząc do niego.
-Ze mną tak, ale…
-No chłopie, wyduś to z siebie! Jeśli stwierdzisz,
że pociąga cię McGonagall, jakoś to przeżyjemy!
-Przecież mówię, że ze mną wszystko w porządku!
Chodzi o Pazura. – Lucy czujnie nastawiła uszu.
-Co z nią?
-Jest córką… Sami-Wiecie-Kogo.
-O kurwa. – Wymsknęło się Dexterowi.
-Córką… kogo? – zapytała, zdezorientowana
dziewczyna.
-Nie wiesz, kogo? – Dexter spojrzał na nią zdumiony. – Gdzie ty się wychowywałaś?
-Na północy Rosji, na Syberii, w Merlinie. Ze
względu na lokalizację nie docierały tam
gazety… ani mugolskie ani magiczne.
-Świetnie. – Chemik zsunął się po ścianie i usiadł
na podłodze. – Zacznijmy od ludzi, których znasz. Kojarzysz, kim jest Potter?
Złoty Chłopiec i te sprawy? – Lucy kiwnęła głową. – Sama-Wiesz-Kto zabił jego
rodziców, gdy miał roczek czy jakoś tak. Następnie, Longbottom. Jego rodziców
wyniszczyła Belletrix Lestrange, jedna
ze śmierciożerczyń. Leżą w św.Mungu i wyglądają jak warzywa…
-Jedna ze śmiercio…co?
-Śmierciożercy. – Odezwał się Dexter jakimś takim
dziwnym głosem. – Służą mu. Wykonują jego polecenia. Zarówno mężczyźni, jak i
kobiety. Są wszędzie. W Ministerstwie, w szpitalu Mungu, tu u nas w szkole.
Wszędzie. Żyją wśród mugoli.
-Są szkodliwi?
-Hm…w sumie nie. Potrafią tak operować różdżką i
znają tak czarnomagiczne zaklęcia, że ofiary giną w męczarniach. – Zironizował
Dexter. – A, tak. Walą Cruciatosami, ile wlezie i potrafią je utrzymywać nawet
przez kilka godzin. Nie, w ogóle nie są szkodliwi.
-Malfoy! – Krzyknął Chemik. Draco jedynie na nich
spojrzał i odszedł.
-Prowadzą „rekrutację” od 16 roku życia. Rodzice
Dextera są śmierciożercami, a jego ojciec siedzi w Askabanie. Jego czeka ten
sam los od wakacji, co rodziców.
-Nie można jakoś uciec?
-Wtedy znajdą cię i zabiją.
-Biedny Draco. Nie można go jakoś zabić?
-Go? Kogo masz na myśli?
-Tego… Sam-Wiesz-Kogo.
-Opanował oklumencję. Zna twoje myśli, nim je nawet
pomyślisz.
-I Pazur jest jego córką? Jak on właściwie się
nazywa?
-Nie… nie wolno wymawiać… tylko…
-Lord Voldemort. – Tuż za nimi rozległ się głos
przesiąknięty nienawiścią. Chemik spojrzał do góry, a Lucy odwróciła się. –
Pewnego dnia go zabiję. Albo on zabije mnie.
-Sheller…
-Spokojnie, Lucy. Ten dzień jest jeszcze daleko, ale
zbliża się. Pokonam go. Już wcześniej dawałem radę.
-Bo miałeś więcej szczęścia niż rozumu. – Odparł
beznamiętnie Chemik.
-Dzięki za słowa otuchy. O ile się nie mylę, również
masz wstąpić w jego zastępy?
-Niech tylko spróbuje. – Chemik wyszczerzył zęby.
-Gdzie jest Pazur? I dlaczego ty nam o tym mówisz?
-Snape zabrał ją do ojca. Widziałem, jak ją wyprowadzał.
-Kurwa. – Szepnął Harry. – Zabiję go, zabiję. –
Chłopak odszedł, wściekły.
Chemik wstał, objął po przyjacielsku Lucy.
-Podobno jest przepowiednia. – Zaczął cicho. – Nie
wiem, jak brzmi, ale podobno dziecko urodzone pod koniec lipca, które
Sama-Wiesz-Kto naznaczy na równego sobie i którego rodzice trzy razy odparli
jego ataki, będzie miało moc, której nie pokona Sama-Wiesz-Kto. Jest tam też,
że jeden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje. – Z powrotem weszli do Sali. – A
tak propos, kiedy masz urodziny?
-30 lipca.
Chemik zdębiał, ale zaraz uśmiechnął się.
-Nie jesteś jedyna w Hogwarcie. – Uśmiechnął się
ponownie, gdy opadli na siedzenie. – A teraz: bawmy się!
***
Gryfoni,
Luna i Chemik poderwali się do skocznej piosenki i pognali na parkiet. Zostałam
sama. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebowałam przyjaciół. Chociaż nigdy
jakoś bardzo nie odczuwałam ich braku. Zawsze zatapiałam się w moich uczuciach,
gdy byłam sama i w ten sposób radziłam sobie ze stresem. Ale teraz coś się
zmieniło. Potrzebowałam… przyjaciół.
Mimo
że Kristy była na górze i spała w jednym z wielu, wielu pokoi i wiedziałam,
gdzie on jest, jakoś nie miałam ochoty do niej iść. Pewnie śmiałaby mi się
prosto w twarz, a tego bardzo nie chciałam.
Wrócił
Dexter. Twarz miał bladą, ale uśmiechnął się na mój widok. Przysiadł obok i
sięgał po butelkę z szampanem i dwa kieliszki. Nie zdążył.
-Dziękuję
wszystkim za cierpliwość. – Odezwał się Dumbledore. Rzucił nerwowe spojrzenie
opiekunce Francuzów. – Aby nagrodzić waszą cierpliwość, ogłoszę wyniki
Festiwalu Talentów.
Po
Sali rozległy się liczne brawa. Klaskali wszyscy: Hogwartczycy i Francuzi oraz
nauczyciele. Dexter ze zdenerwowania ścisnął mnie za rękę. Odwzajemniłam
uścisk.
-Mieliśmy
bardzo trudny wybór, dlatego postanowiliśmy wybrać laureatów wśród dwóch grup:
gości i gospodarzy. – Po Sali rozległ się pomruk niezadowolenia. – Zacznijmy od
zagranicznych przyjaciół.
Wstała
opiekunka Francuzów. Była wysoka, szczupła i zapewne potwornie śmierdziała.
Jasne loki ułożyła na bok. Ręką poprawiła grzywkę.
-Jest
mi niezmiernie miło ogłosić, że trzecie miejsce wśród moich uczniów –
zaznaczyła wyraźnie „moich” – zajmuje… - próbowała stworzyć aurę tajemniczości,
ale uśmiech pogardy nie schodził jej z twarzy, przez co bardzo psuł efekt. – Francesca
Fameux oraz Liroy Maneau!
Z
tłumu wyszli czerwonowłosa oraz jej przyjaciel, elegancik. Dziewczyna była zła,
natomiast jej partner sfrustrowany. Doszli do podium, opiekunka wręczyła im
dyplomy. Nie wiedziałam, czy będziemy na podium, czy nie, ale cieszył mnie
fakt, że nie zajęła pierwszego miejsca. Na Sali znów rozległy się brawa, gdy
wracali na swoje miejsce.
Powstał
dyrektor i zwyczajnym tonem powiedział, że trzecie miejsce zajmuje para
Krukonów. Znów powtórzono procedurę. Francuzka wywołała swoich dwóch uczniów, a
dyrektor znów dwójkę – tym razem Gryfonów: Strix i Risu. Nawet nie wiedziałam,
że brali udział. Będę musiała ich za to ochrzanić.
-Pierwsze
miejsce szkoły Dumstargu zajmuje… - znów zawiesiła głos. – Para uczniów z szóstego roku… Terry
Fox i Joshua Mineux!
Tym
razem brawa były głośne i długie. Chłopaki wstali i idąc, kłaniali się. Na ich
twarzach gościł szczery uśmiech. Doszli na podium, ale zamiast na nim stanąć,
stanęli przed. Jeszcze raz odwrócili się do widowni i im pomachali. Potem
zrobili długie susy i wskoczyli na podest. Opiekunka pokręciła głową z
dezaprobatą, ale z radością założyła im przez głowy srebrno-złote szarfy
zwycięzców. Chłopaki zostali z tyłu, a Dumbledore podszedł bliżej.
-Wiesz,
Lucy. Dla mnie bardzo ważna jest ta wygrana. Jeżeli mi się uda, jeżeli nam się
uda… - Dexter nie dokończył swojej myśli.
-Moi
mili! Znamy już zwycięzców szkoły goszczącej u nas. Czas poznać nasze pierwsze
miejsca. – W Sali zapadła cisza. Dumbledore nie musiał nawet teatralnie
zawieszać głosu. – Nigdy nie sądziłem, że akurat oni zdobędą pierwsze miejsce.
Nagrodę powinien im wręczyć opiekun Domu, jednak postanowiłem dokonać tego
zaszczytu własnoręcznie. Na środek mają wyjść… - Umilkł na chwilę, rozglądając
się po Sali, jakby chciał wypatrzeć, gdzie siedzą zwycięzcy. – Lucy Evans i
Draco Malfoy!
Ślizgoni
ryknęli ze szczęścia, a ja rzuciłam się w objęcia Dexterowi. Uściskał mnie
mocno, a potem wspólnie wyszliśmy na środek. Z żalem musiałam puścić jego chłodną
dłoń. Dexter podał mi ramię, jak na arystokratę wypadało, a ja je chwyciłam.
Nie robiliśmy żadnych cyrków, tak jak Francuzi, tylko normalnie weszliśmy po
schodkach. I tak byłam strasznie zestresowana.
Dumbledore
patrzył na nas z zachwytem, chociaż dziwnym spojrzeniem zmierzył Dextera.
Pogratulował nam po cichu i założył srebrno-zielone szarfy. Nakazał nam zostać
jeszcze na chwilę, więc stanęliśmy obok chłopaków. Joshua jako pierwszy
podszedł i złożył gratulacje. Ucałował mnie w dłoń, a Terry rąbnął go w plecy.
Mineux popatrzył na niego z żalem, ale odsunął się.
Terry
przywitał się w bardziej cywilizowany sposób. Uścisnął dłoń Dexterowi, a mnie
lekko pocałował w policzek, jakbyśmy byli starymi znajomymi. Joshua poszedł za
przykładem przyjaciela i również uścisnął dłoń Draconowi, ale zamiast
delikatnie ją uścisnął, zaczął nią potrząsać.
-Joshua!
– Krzyknął Terry, a Francuz puścił Malfoya. – Co ja ci mówiłem? Z uczuciem! Z
uczuciem, do jasnej cholery! – Zniżył głos. – To arystokrata. To Malfoy.
Joshua
zbladł, a potem spojrzał przerażony na Dextera. Blondyn tylko patrzył na nich z
góry, mimo że byli niemal równego wzrostu. Szturchnęłam go w żebro.
-Taa…my
wam również gratulujemy pierwszego miejsca.
– Bąknął. Stanęliśmy przodem do widowni, tuż obok chłopaków. Padł na nas
cień. Wspięłam się na palce i pocałowałam Dextera w policzek.
-Dziękuję.
– Wyszeptałam.
Popatrzyłam
na niego kątem oka. Uśmiechał się, ale nie w ten ironiczny sposób, tylko tak
szczerze, prawdziwie. Uśmiechem, który rezerwował na bardzo nieliczne okazje.
Za mało, za mało i jeszcze raz za mało :P Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się co u Eweliny :D I z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńHmm dobry rozdział. Tylko czasem Durmstrang to nie szkoła w Bułgarii? A Akademia Magii Beauxbatons to ta francuzka? No właśnie. Och krótko, krótko mam nadzieje ,że następna notka będzie dłuższa, i będzie w niej Ewelina i Voldek, co?
OdpowiedzUsuńCzekam n/n ♥