Draco
pomógł mi się przygotować. Po zjedzonej zupie nabrałam trochę
sił i dzięki temu mogłam zająć się sobą. Jeszcze chwiejnym
krokiem weszłam do łazienki. Umyłam się porządnie, kilka razy
myjąc włosy. Moje naturalne czarne włosy zrobiły się suche i
zniszczone. Urosły strasznie długie. Od czasu przybycia do Hogwartu
nie ścinałam ich, nie miałam gdzie ukryć odciętych włosów.
Blizna na lewym ramieniu zapiekła, gdy tylko dotknęła jej ciepła
woda. Przed osiemnastą zaczęła potwornie piec, ale nawet nie
jęknęłam; zamknięta przez tydzień w celi przyzwyczaiłam się do
bólu.
Stanęłam
przed lustrem umyta, z mokrymi włosami, owinięta jedynie
ręcznikiem. Różdżką przywróciłam sobie dawny wygląd.
Fioletowe włosy sięgały pleców, skóra na ramieniu była
perfekcyjnie gładka. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
-Lucy?
– Rozległo się pukanie do drzwi. – Już skończyłaś?
-Tak,
Dexter, ale mamy mały problem. – Usłyszałam wymowną ciszę. –
Jeśli mam iść na bal, nie mogę pójść z podartych jeansach,
prawda?
-Dokładnie.
– Usłyszałam jakiś szelest. – Otwórz drzwi, pani.
Niepewnie
otworzyłam drzwi, trzymając mocno ręcznik. Draco trzymał w dłoni
krótką czarną kieckę i szczerzył się. Kilka razy przerzucił
wzrok z sukienki na mnie i na odwrót.
-Zwariowałeś.
Nie włożę tego. Już wolę iść owinięta ręcznikiem! –
Warknęłam, a on jedynie wzruszył ramionami.
-Tak
myślałem, ale miałem nadzieję, że może bardziej się dziś
odważysz.
-Skąd
ją masz?
-Hm…
zabrałem Pazurowi. – Wyszczerzył do mnie ząbki.
-Będzie
przeszczęśliwa. – Sapnęłam z sarkazmem.
-Nie
miała żadnej innej! Wszystkie ma tak krótkie, więc którą miałem
wybrać? Wziąłem tę, która mi się najbardziej podobała!
-Mężczyźni!
– Uśmiechnęłam się do niego. – Dobrze, że jest w szkole
transmutacja.
Wyrwałam
mu z rąk sukienkę i z powrotem zamknęłam się w łazience. Kilka
zaklęć, kilka machnięć różdżką i suknia leżała jak ulał:
długa do kolan, z lekkim dekoltem w serek, luźnymi rękawami do
połowy ramienia. Oczywiście, cała czarna. Draco spojrzał na mnie
przeciągle, gdy wyszłam z łazienki. Natychmiast kazał mi usiąść
i wyszedł. Po chwili wrócił ze szczotką, żelem do włosów,
pianką i lakierem. Jęknęłam, gdy wszystko to rozłożył.
*****
Przygotowana
panna Evans stanęła przed lustrem. Patrzyła na nią zgrabna,
wysoka dziewczyna w czarnej sukience i lekko poskręcanych długich
fioletowych włosach. Na twarzy miała lekki makijaż, który nie
rzucał się zbytnio w oczy, ale doskonale krył wymizerowaną i
suchą cerę. Koło niej stanął wysoki blondyn w garniturze. Na
głowie miał artystyczny nieład. Ujął dziewczynę za rękę i
poprowadził do drzwi, przez które przeszli. Zegar w pokoju pana
Malfoya wybił właśnie godzinę dwudziestą.
*****
Draco
prowadził mnie pewnie po schodach. Uśmiechał się do mnie.
-Skąd
masz tę bliznę na ramieniu? – Zapytał mnie cicho.
-Więc
jednak ją widziałeś? – Zrezygnowana opuściłam głowę. –
Prawda jest taka, że nie wiem. Mam ją od zawsze, przynajmniej od
kiedy pamiętam. Opiekuna w Merlinie mówiła, że jako małe dziecko
oblałam się wywarem, a moi rodzice – stwierdziła, że byli
mugolami – nie wiedzieli, co robić. Podobno zawieźli mnie do
szpitala, ale nigdy nie odebrali, bo zaczęłam się robić dziwna. I
przysłano mnie do Merlina.
-Nie
musisz się tym przejmować. – Dexter uśmiechnął się ponownie.
– A teraz pani – zatrzymaliśmy się przed wielkimi drzwiami,
otwartymi na oścież. Z sali rozlegała się muzyka, jednak nie aż
tak bardzo głośna. Po środku sali tańczyli różni ludzie, a na
sofach ustawionych po bokach siedzieli rozmawiający i śmiejący się
uczestnicy zabawy. Nigdzie nie widziałam naszych przyjaciół,
chociaż rozglądałam się uważnie.
-Musimy
najpierw iść do Czarnego Pana. Musimy się przywitać i przeprosić
za spóźnienie. – Draco pociągnął mnie za sobą.
Przedzieraliśmy się przez tłum ludzi, w końcu stanęliśmy przed
tronem. Dexter ukłonił się, więc i ja elegancko schyliłam głowę.
Mężczyzna patrzył na nas okrutnym, zimnym jak lód spojrzeniem.
-Panie.
-Draco.
Czy możesz wyjawić mi powód, przez który aż tak się spóźniłeś?
-Oczywiście,
mój Panie. – Draco położył rękę na sercu i skinął głową.
– Obawiam się jednak, iż nie będzie to krótka odpowiedź.
-Mów
więc.
-Spacerowałem
z tą oto damą, Lucy Jane Evans – jeszcze raz się ukłoniłam –
po błoniach Hogwartu, kiedy pojawiła się Bellatrix Lestrange,
wypełniając misję dla ciebie, Panie. Zaatakowała nas i porwała.
Więziła pannę Evans w jednej ze swoich sali i torturowała ją
tam. Przez cały tydzień szukałem panny Evans, jednakże dopiero
dziś udało mi się ją odnaleźć. Z tego też powodu spóźniliśmy
się na oficjalne otwarcie bali. Bardzo przepraszamy. – Dexter znów
schylił głowę i powtórzyłam za nim czynność.
-Rozumiem,
Draco. Możesz być pewien, że Bellatrix zostanie ukarana. Severus
opowiedział mi już o jej okropnym zachowaniu. Natomiast, panno
Evans – spojrzał na mnie – czy my się wcześniej nie
spotkaliśmy?
-Obawiam
się, że nie, Panie. Rozpoznałabym Pana siłę.
Voldemort
uśmiechnął się ironicznie, zadowolony z komplementu.
-Mam
nadzieję, że jesteś gotowa do inicjacji? Jeszcze dziś dołączysz
do grona moich poddanych.
Słowa
Voldemorta brzęczały mi w uszach. Czułam, że postąpiłam źle,
zgadzając się na to. Jednak wtedy skinęłam jedynie niepewnie
głową i odeszłam za Dexterem. Blondyn podszedł od razu do stołu
z alkoholami i nalał sobie kieliszek wódki. Wypił na raz, popił
sokiem i przeklął. Zabrałam mu puste naczynie, nalałam tego
samego alkoholu i wypiłam duszkiem.
-To
bardzo źle, prawda? – Zapytałam go cicho.
-Tak,
jest dość źle. – Dexter oparł ręce na blacie. Postał tak
chwilę, a potem wyprostował się. – Na razie znajdźmy elitę.
-Dobry
pomysł. Czy może stęskniłeś się za Mopsicą? – Uśmiechnęłam
się czarująco i zamrugałam oczami, całkiem jak Parkinson.
Dexter
podszedł do mnie wściekły. – Jeszcze jedno słowo o niej, a sam
cię zatłukę.
-Dobrze,
Dexter, spokojnie. – Uśmiechnęłam się. W tłumie ludzi
zauważyłam Bellatrix, samowolnie napięłam się i obserwowałam
każdy jej ruch. Draco podążył za moim spojrzeniem, potem spojrzał
na mnie. – Nie, Draco, jeszcze jej nic nie zrobię. Ale przyjdzie
taki czas, że pożałuje, iż w ogóle mnie dotknęła.
Czułam
na sobie spojrzenie Dextera, dlatego odwróciłam się do niego i
uśmiechnęłam. Wyciągnęłam mu z dłoni szklankę z sokiem,
odłożyłam na blat i pociągnęłam w stronę sofy, na której
zauważyłam główkę Milicenty.
-Witam,
szanowne państwo – uśmiechnęłam się. – Chciałabym zabrać
Milicentę. Jest mi winna dłuższą rozmowę.
-Mogę
iść, wuju? – Zapyta Mili. Mężczyzna, którego zapytała,
zapewne Fabian Bulstrode, kiwnął głową z powagą, a potem
odwrócił się do rozmówców. Odeszliśmy kawałek, poza teren
widzenia wuja Mili i przytuliłam przyjaciółkę.
-Co
wam się stało? – Zapytała zmartwiona. – Strasznie schudliście.
Oboje.
-Każdy
na swój sposób, ale mieliśmy ciężki tydzień. Opowiem ci o tym,
ale później, po balu, a najlepiej w Hogwarcie. Gdzie reszta?
-Nie
wiem. Musiałam cały czas siedzieć z wujem.
-Już
nie musisz. – Uśmiechnęłam się do niej.
-Przepraszam
panie. Zauważyłem tego idiotę. Znaczy… Blaise’a. –
Wyszczerzył do nas zęby i zaczął zakradać się w stronę
Chemika. Zabini siedział do niego tyłem, rozmawiając z jakimiś
Ślizgonami starszymi od nas o rok. Dexter dawał rozmówcom znaki,
żeby zagadywali Chemika, a gdy był już blisko, pochylił się do
ucha ciemnoskórego i coś wyszeptał. Blaise podskoczył i
błyskawicznie odwrócił głowę. Patrzył przez chwilę na Dracona,
a potem zaczął na niego wrzeszczeć.
-Wyjdziemy
na balkon? – Zapytała Mili. Zgodziłam się i dziewczyna
poprowadziła mnie raczej na wielki taras. – Jak się czujesz?
-Strasznie
zmęczona. – Oparłam ręce na balustradzie i spojrzałam w dal.
Mili przyglądała mi się, więc krótko opowiedziałam jej, o co
chodzi. Spojrzała na mnie pocieszająco.
Cały
czas do północy przegadałam z Mili. Śmiałyśmy się,
opowiadałyśmy, co robiłyśmy, plotkowałyśmy. Uczyła mnie po
kolei, kto kim jest i czym znajduje się w Wewnętrznym Kręgu. Było
strasznie dużo tych ludzi, ich nazwisk i pozycji. Słysząc pisk
Eweliny, zorientowałyśmy się, że przegapiłyśmy oświadczyny.
Ruszyłyśmy do środka. Chciałam jej powiedzieć o inicjacji, ale
przestraszyłam się jej reakcji.
Podeszłyśmy
do tłumu osób, które przekrzykiwały się w gratulacjach. Do
naszych rąk trafiły kieliszki z szampanem. Przyłączyliśmy się
do toastu i upiłyśmy po łyku. Zaręczeni stali obok siebie,
otoczeni chmarą przyjaciół. Gdy w końcu ludzie się nieco
rozeszli, podeszłyśmy do nich.
-Najlepszego,
kochana! – Uściskałam Ewelinę. – Eee… i panu również,
profesorze. – Uścisnęłam dłoń Snape’owi.
-Ależ,
panno Evans, już nie długo przestaną nas obowiązywać sztywne
reguły, nieprawdaż?
-O
czym pan mówi?
Snape
ściszył głos tak, abym tylko ja go usłyszała. – Wiem, o twojej
inicjacji, Evans. Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego? –
Syknął.
-Ej,
nie za bardzo się spoufalacie?! – Krzyknął Augustus Rookwood.
-Proszę
o wybaczenie, panie Rookwood. – Lekko schyliłam głowę. – Już
niedługo pozna pan temat naszej rozmowy. Pan oraz cała sala. –
Uśmiechnęłam się i odeszłam na sofę do Dextera, Chemika,
Daniela i innych. Chwilę po mnie przyszła Pazur. Spojrzała na
mnie, jakby szukała, gdzie się zmieniłam. Po chwili nachmurzyła
się.
-Tak,
wiem, co powiesz. Ale sukienki nie odzyskasz. – Uśmiechnęłam się
do niej i na wszelki wypadek przesiadłam za Dextera. Ewelina powoli
odwróciła na mnie głowę.
-Słucham?
-No
cóż, nie wydaje mi się, żebyś miała problemy ze słuchem. –
Odezwał się Draco.
-A
tu siedzi winowajca. – Wskazałam palcem na blondyna.
-Inaczej
ją zapamiętałam. – Przymrużyła oczy, oceniając moją pracę.
-Kilka
machnięć różdżką i gotowe!
-Możecie
nie gadać przy mnie o babskich ciuszkach?
-O,
przepraszam, Draco. – Spojrzałam na niego. – O ile dobrze
pamiętam, to ty przyniosłeś mi tę sukienkę, mówiąc coś o
swoich męskich fantazjach. Mówiłeś także, że Pazur innych ze
sobą nie zabrała. Może się mylę?
-Draco!
– Wrzasnęła Ewelina. – Grzebałeś w moim pokoju?!
-Oho,
zaczęło się. – Mruknął rozbawiony Chemik. Ewelina jeszcze
chwilę krzyczała na blondyna, ale jako że nie przynosiło to
rezultatu, przestała i zaczęła rozmawiać z siedzącą obok niej
Mili. Draco obrócił się na mnie.
-Evans,
nie żyjesz. – W tym momencie wstał Voldemort.
-Wiem,
Draco. Już jestem zimny trup. – Szepnęłam do niego przerażona.
-Moi
drodzy! – Na sali zapadła cisza, wszyscy patrzyli na stojącego
mężczyznę. – Aby uhonorować oświadczyny, mam dwie
niespodzianki. O obu dowiedziałem się dopiero dzisiaj wieczorem,
jednak postanowiłem wprowadzić je na salę! Najpierw zaproszę
pannę Lucy Evans do siebie. Dołączy ona do grona Śmierciożerców.
– Przez salę rozeszły się liczne szepty, a zaciekawione
spojrzenia powędrowały w moją stronę. Wstałam, udając odważną,
i skierowałam się ku Lordowi. – W celu ukończenia inicjacji,
panna Evans dostanie drugą niespodziankę. Odnoszę jednak wrażenie,
że dla wszystkich będzie ono zaskoczeniem.
Stanęłam
przed Lordem Voldemortem, jednym z największych czarodziei na
świecie i patrzyłam mu w oczy. Sala wydała głośne „Och”, gdy
mężczyzna przyłożył mi różdżkę do przedramienia i szeptając
ciche i długie formuły, uaktywniał zaklęcie. Zaczęło piec jak
cholera, ból stawał się nie do zniesienia, a zimna jak lód ręka
Czarnego Pana zaciskała się coraz bardziej na moim nadgarstku.
W
końcu mężczyzna przestał, podniósł różdżkę i patrzył na
mnie. Opadłam na kolano, wycieńczona. Czarny Pan złapał mnie za
ramię i pociągnął brutalnie do przodu.
-Powitajcie
Lucy Jane Evans. – Prawie wyszeptał. Na sali zapanowała niemal
idealna cisza. – A teraz druga niespodzianka. Przyprowadźcie
Bellatrix.
Lekko
obojętnym wzrokiem patrzyłam na wielkie drzwi, w których miała
się pojawić wiedźma. Prawą ręką, w której trzymałam różdżkę,
przyciskałam Mroczny Znak, aby chociaż trochę przestało boleć.
Ohohoho panna Evans Śmierciożercą :o pewnie będzie miała przez to same kłopoty znowu T^T
OdpowiedzUsuń