sobota, 27 września 2014

Rozdział 37 część 1

Siemanko ;)
Od dzisiaj na życzenie Mruczka rozdziały będę dodawać po połówkach ;)
Pozdrawiam z zajęć (na których mamy zastępstwo xD )


Wieczorne lekcje z Bellatrix mnie zmęczyły. Byłam na dobrej drodze do stania się prawdziwą Czarną Panią, co wcale mnie nie cieszyło. Naprawdę nie byłam dumna, z tego kim jestem…
Niedziela minęła spokojnie. Wstałam dość wcześnie. Jakoś samotnie mi było bez Severusa. Śniadanie zjadłam w gronie Lestrange’ów, Voldemorta i Narcyzy. Zaraz po posiłku Bellatrix znów maglowała ze mną zaklęcia, tym razem przeszłyśmy do defensywy.
Do wieczora miałam trochę czasu dla siebie. Na całe szczęście. Dokończyłam nieszczęsny esej dla Snape’a i napisałam kolejny dla Cortinas’a. Przeglądałam również książki z Malfoy’owskiej biblioteki. Z jednej strony ze zgrozą przyjęłam to, że gdybym nie była „czystej krwi”, to leżałabym martwa albo poturbowana przez księgi!! Żal. No, ale co zrobisz ze spaczonymi psychicznie arystokratami?
Wieczorem znów stałam przed lustrem i przyglądałam się sobie krytycznie. Tym razem nie wydziwiałam z włosami i jedynie zrobiłam sobie loczki zaczesane z lewej strony, odsłaniając ucho. Makijaż był jak zwykle mocny, jednak tym razem nie tak ciemny. Brązowa kredka i beżowy cień do powiek wyglądały elegancko i dość subtelnie. Nie zdążyłam założyć sukni, jednak czułam, że będę wyglądać w niej idealnie.
Miałam problem z butami… Nie miałam żadnych brązowych szpilek! Ani beżowych. Koszmar… Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? Do kolacji została zaledwie godzina. Przecież nie zdążę teraz teleportować się do żadnego mugolskiego sklepu!
Chodziłam po pokoju w te i z powrotem, myśląc intensywnie. Vity nie mogłam przywołać na dworze Malfoy’ów. Korka nie wyśle po buty, bo to okropnie spaczony, zniewolony skrzat.
Przez moją głowę przeleciały wszystkie pary butów, jakie posiadałam. Już chciałam warknąć zrezygnowana, gdy zaświeciły mi w głowie delikatne subtelne pantofelki na średniej wielkości obcasie. Uderzyłam się w czoło otwarta dłonią.
Wpadłam jak burza do garderoby. Zrobił się tam istny chaos. Wszystko z półek wylądowało na podłodze. Wszystkie pudełka zostały opróżnione z zawartości.
- Mam! – Krzyknęłam w tym samym momencie, w którym Severus, pojawił się w drzwiach mojej garderoby.
- Kobieto… - Widząc, co zrobiłam z tym pomieszczeniem w zaledwie dziesięć minut, jego twarz wyrażała załamanie i niedowierzanie.
- No co? Butów szukałam. – Pokazałam mu białe sandałki. – Teraz muszę je podrasować. – Odparłam, patrząc na obuwie krytycznie. Stojąc wśród sterty różnych rzeczy, wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam skupiać się na transmutowaniu paseczków przy palcach w grubsze i bardziej wygodne. Gdy skończyłam, zajęłam się kolorem. Obcas oraz paski zmieniłam w jasnokremowe natomiast podeszwę w ciemnobrązową. Efekt końcowy był zadowalający.
Wybiegłam z garderoby, zabierając ze sobą z sypialni bieliznę i suknię oraz krzycząc do Severusa, że za kilka minut będę gotowa i zamknęłam się w łazience.
Wyszłam już w pełni przyszykowana. Tym razem srebrną biżuterię zamieniłam na złotą. Na dłoniach jak zwykle miałam pierścionki, jednak tym razem ograniczyłam się do czterech. Prawy nadgarstek przyozdobiłam delikatną bransoletką, srebrną z dodatkiem złota, a uszy delikatnymi kolczykami z białymi cyrkoniami. Odpuściłam sobie łańcuszki.
Uśmiechnęłam się do Severusa. – I jak? – Zapytałam, gdy podeszłam do niego.
- Olśniewająco. – Odparł, oferując mi ramię.
Sprowadził mnie do salonu, w którym był jedynie Voldemort i Narcyza. Podeszłam do niej, dziękując za pomoc w przygotowaniach, wcześniej witając się ukłonem z ojcem. Zdążyłyśmy zamienić dwa zdania, gdy zabrzmiał dźwięk kołatki, uderzającej w drzwi frontowe. Pobiegłam, by otworzyć drzwi, za którymi zgromadziło się już kilka osób.
- Witam serdecznie, panie Nott. – Podałam mu dłoń, którą delikatnie ucałował.
- Witaj, Pani. – Odpowiedział, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
- Teodorze. – Uśmiechnęłam się do chłopaka sympatycznie, a on objął mnie delikatnie, uprzednio również całując w dłoń. – Państwo Lestrange. – Kiwnęłam głową w geście szacunku. Mężczyźni ucałowali mnie w dłoń, natomiast ja z Bellatrix podałyśmy sobie ręce i delikatnie je uścisnęłyśmy. – Pani Zabini. – Znów kiwnięcie głową pełne szacunku i krótka odpowiedzią ze strony kobiety. – Blaise. – Chemik również ucałował moją dłoń w szarmancki sposób, witając się cicho.
- Witaj, Pani. – Augustus uśmiechnął się szeroko.
- Witam, panie Rookwood. – Odparłam z uśmiechem i błyszczącymi rozbawieniem oczami. Mężczyzna oczywiście ucałował moją dłoń. Na chwilę obecną nie było więcej kogo witać. – W takim razie zapraszam do salonu. – Odparłam, a goście poszli za mną w stronę wymienionego pomieszczenia.
- Pazur! Ślicznie wyglądasz. – Chłopaki dopadli mnie i wyściskali.
- Częściej zakręcaj włosy. – Odparł Chemik. – Naprawdę ślicznie ci w loczkach. - Rozmawiałam z nimi chwilę i znów usłyszałam dźwięk kołatki.
Wyszłam przywitać Rosier’a, Rowle, Yaxel’a oraz Trawers’a i Selwyna z ich żonami i dziećmi. Mężczyźni znowu całowali mnie w dłoń, a kobiety delikatnie je uściskały. Moje serce podbił czteroletni synek Selwyna.
- Dobly wiecól Pani. – Wyseplenił maluch, kłaniając się jak prawdziwy dżentelmen.
- Jak ci na imię? – Ukucnęłam, zniżając się by miał mnie mniej więcej na wysokości oczu.
- Ksawely. – Odparł, uśmiechając się słodko.
- Więc, witaj, Ksawery. – Uśmiechnęłam się do dzieciaka i wyprostowałam, zapraszając gości do salonu.
Pamiętałam dzieciaka z balu urodzinowego. Jednak widziałam go tylko przez chwilę. Córka Trawers’a była kilka lat starsza ode mnie i zadufana.
Wyglądałam przez szklane drzwi w poszukiwaniu pierwszej gwiazdki, gdy podszedł do mnie Ksawery.
- Co lobis? – Zapytał, ciągnął mnie za dół sukni.
- Patrzę, kiedy na niebie będzie pierwsza gwiazdka, żeby móc rozpocząć kolację wigilijną. – Odparłam i w tym momencie na niebie pokazała się gwiazdka.
- Chodź. – Powiedziałam sympatycznym głosem, uśmiechając się do niego. Podszedł do mnie, a ja wzięłam go na ręce. – Widzisz tam? – Zapytałam, wskazując otwartą dłonią w stronę gwiazdy. Kiwnął główką. – To jest planeta Wenus. Jedna z najjaśniejszych, dzięki czemu możemy ją zobaczyć jako pierwszą.- Kiwał główką w geście zrozumienie. – A teraz leć do mamy. – Puściłam chłopczyka i sama zaprosiłam gości do jadalni.
Na stole stały wszystkie potrawy, o które poprosiłam skrzaty, a przy brzegu stołu leżał nawet talerzyk z opłatkiem.
Goście niezaznajomieni z tradycją mugolską chcieli siadać do stołu.
- Proszę o jeszcze chwilę uwagi. – Wszystkie głowy zwróciły się w moją stronę. Podeszłam po opłatek. – Zgodnie z tradycją, w której zostałam wychowana, kolację wigilijna zaczyna się od dzielenia się opłatkiem i składaniu sobie nawzajem życzeń. – Ułamałam kawałek opłatku i podeszłam do ojca i podałam mu drugą część. – Ojcze, życzę ci wszystkiego dobrego. Aby twoje pragnienia i cele się spełniły i żebyś podłapał odrobinę spokoju ducha. - Uśmiechnęłam się do Jaszczurki i uścisnęłam jego dłoń. Reszta poszła za moim przykładam. Było zabawnie widzieć śmierciożerców zgiętych w wyrazie szacunku, życzących Lordowi spełnienia marzeń. Usiadłam po prawicy ojca, a Severus zaraz koło mnie.
Spróbowałam każdej potrawy, a wszyscy inni szli za moim przykładem. Wszystko było wyśmienite. Muszę przyznać, że skrzaty spisały się wspaniale. Przy stole toczyły się w miarę luźne rozmowy. Voldemort siedział i obserwował wszystko zamyślonym wzrokiem.
- Ojcze? – Zapytałam, gdy wszyscy już skończyli jeść.
- Tak? – Zapytał… On zapytał… Ludzkim głosem. Pozbawionym ironii, wściekłości czy wyższości.
Patrzyłam na niego lekko osłupiała, jednak szybko wróciłam do siebie.
- Czy możemy już przejść do salonu? – Kiwnął jedynie głową na potwierdzenie.
W pomieszczeniu wszyscy zajęli się czymś innym. Lord usiadł w najciemniejszym koncie, popijając whisky. Z laptopa puściłam jazz oraz blues’a pomieszanych z angielskimi kolędami.
Gdy poleciała polska piosenka Dżemu „Whisky”, wśród śmiechów poszłam i nalałam sobie odrobinę do szklanki, śpiewając.
Siedziałam z chłopakami. Gadaliśmy o bzdurach, a Ksawery siedział na moich kolanach, bawiąc się moimi włosami i zadając masę pytań.
Gdy chłopczyk zaczynał przysypiać na moich kolanach, wstałam z nim na rękach i podeszłam do jego rodziców rozmawiających z Trawersem i jego rodziną.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Ksawery zasnął. – Matka chłopczyka, Amanda wzięła go na ręce i podziękowała wylewnie za opiekę nad jej synem. Pożegnali się i opuścili towarzystwo. Było już koło jedenastej, więc goście zaczęli się rozchodzić.
Żegnałam się wylewnie z Teodorem i Blaise’m pod spojrzeniem dezaprobaty ze strony starego Notta. Bardzo niesympatycznej i konserwatywnej osoby.
Gdy w salonie zostałam jedynie z Narcyzą, Severusem i Lordem pod choinką pojawiły się prezenty, do których podbiegłam z uśmiechem na twarzy. Wygrzebałam najpierw prezenty dla Narcyzy i podałam jej wszystkie pudełka. Severus podszedł do mnie i pomógł mi wręczyć pakunki dla Voldemorta. Prezentów dla niego było niewiele, ale widać było po nim, że nawet ich nie oczekiwał.
Pożegnałam się z domownikami i poszłam do swojej komnaty razem z kilkoma niewielkimi paczuszkami. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i rozsiadłam się na łóżku.
Jako pierwszy okazał się zestaw seksownej czarnozielonej bielizny z dołączonym liścikiem.
Kochana Ewelino!
Z uwagi na okoliczności ośmieliliśmy się z małą pomocą dziewczyn na ten prezent, gdyż wydawał nam się najodpowiedniejszy. Mamy nadzieję, że noc w towarzystwie Wujcia będzie owocna, a z tego ciuszka zostaną skrawki.
Całuski
Chemik, Dexter, Teo i Daniel.

Ze śmiechem sięgnęłam po kolejną paczkę. Ta była dość dziwna. Prostokątna i giętka. Gdy rozerwałam papier, oczy mi się zaświeciły.
Ebi!!
Ostatnio, kochana, narzekałaś na brak grubych imprez, więc stąd nasz pomysł! Zmówiliśmy się z resztą twoich znajomych i zakupiliśmy ci ten jakże przepiękny prezencik. Trochę żal dupę ściska, że nie możemy tego skonsumować sami, ale czego się dla Ciebie nie zrobi?! Wyobraź sobie minę kolesia jak powiedzieliśmy, że nam pół kilo potrzeba!!
Kochamy
Grafik, Mruku, Kris, Oski, Wisienka, Kaspi, Rycha i Duo.
PS. Pozdrowienia od Skina - on załatwił!!

Zrobiłam paznokciem niewielka dziurkę w folii i wciągnęłam do nozdrzy zapach…
- Merlinie… To się nazywa staw… - Mruknęłam rozmarzona i naszła mnie wielka ochota na degustację, którą powstrzymałam.
Sięgnęłam po następne maleńkie pudełko, w którym był pierścionek idealnie pasujący do kolczyków jak i naszyjnika, które kupiłam dziewczyną.

Pazurku!
Luna widziała Cię na Pokątnej u jubilera i kiedy spotkałyśmy ją, rozmawiając o prezencie dla Ciebie, podpowiedziała nam co kupowałaś.
Mamy nadzieję, że będzie pasował i nosił się przyjemnie.
Kochamy
Lucy i Milicenta.

Dostałam jeszcze od koleżanek z Polski, fajkę wodną z czterema rurkami oraz liścik.
Ewciu kochana!
Z dziewczynami zebrałyśmy się do kupy i postanowiłyśmy przysłać ci coś… No i wypadło na to! Z jednej strony jest to też zadośćuczynienie za brak prezentów na urodziny. Ze strony chłopaków jest to samo, ale Grafik zapomniał wspomnieć o tym w liście.
Mamy nadzieję, że wytrzymała podróż i że Ci się podoba. I tak w ogóle to na wakacje mogłabyś wpaść do Polski w małe odwiedziny!
Mnóstwo całusów i uścisków,
Dejzi, Mucha, Wasia, Dina, Pandzia, Suzi, Tyśka i Maja.

Oprócz tych zwariowanych prezentów dostałam jeszcze książkę od babci i kuzynki, oraz poradnik „Jak wychować sobie rodziców” od Shellera, z krótką notką.
Pomyślałem, że może ci się przyda. Wesołych i spokojnych świąt.
Harry.
PS. Hermiona, Neville i Luna pozdrawiają”
.
Cieszyłam się, że jednak nie odpuściłam sobie drobnych upominków dla Harry’ego, Weasley’ów, Hermiony i Nevilla z Luną.
No i przyszła pora na ostatni prezent.
Pakunek był niewielki i prostokątny. Gdy zdarłam ozdobny papier moim oczom, ukazały się perfumy Dior’a.
Mój zmysł węchu nigdy nie był tak rozpieszczony, jak przy zapoznawaniu się z zapachem perfum.
- Orgazm na miejscu. – Mruknęłam z przymrużonymi oczami, nie wiedząc, że właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły.
- Cieszę się, że ci się podobają. – Odparł z cynicznym uśmiechem. - Co to właściwie jest? – Zapytał, podnosząc worek z czystą Holenderką i krzywiąc się od zapachu.
- To jest narkotyk. Marihuana się nazywa. Jest zajebista. Po tym masz różne fazy, ale przede wszystkim jesteś wychillautowany i z reguły czas ci się zwalnia. – Zaśmiałam się.
Kiwnął jedynie głową i skierował wzrok na pozostałe prezenty. Gdy jego wzrok zatrzymał się na czarnym, koronkowym gorsecie z zielonymi zdobieniami, jego oczy błysnęły jednocześnie pożądaniem i rządzą mordu.
- Od kogo? – Zapytał zimno, wskazując brodą na bieliznę. Nie mówiłam nic, jedynie podałam mu list od chłopaków z delikatnym, nieśmiałym uśmiechem.
Po przeczytaniu notki w oczach został jedynie ślad pożądania.
- A jak ci się podobał prezent? – Zapytałam, gdy przysiadł w fotelu.
- Nie miałem okazji skosztować, jednak jestem pewien, że jest wyborne. – Odparł.

Na luźne tematy rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę. Około pierwszej Severus wrócił do swojej komnaty, a ja poddałam się władzy Morfeusza.  

1 komentarz:

  1. Ewelina bez alkoholu, imprezy i narkotyków to nie Ewelina XD ogólnie rozdział bardzo mi się podobał i lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń