czwartek, 13 września 2012

Rozdział 15 cz.1

Coś nie wychodzi mi dodawanie z środy, dlatego teraz będą rozdziały w czwartki. Jakoś tak... w piątek są lepsze lekcje i nic nie trzeba odrabiać ;D Dodaję pannę Ewelinę, gdyż dawno jej nie było. Miłego czytania ;p
Pozdrawiam cieplutko, bo dziś baardzo zimno, Tyśka


Zabawa była przednia. Pół nocy wirowałam na parkiecie! Około północy zauważyłam Snape’a, dającego mi sygnał ruchem ręki, żebym poszła za nim.
- O co chodzi, profesorze? – Zapytałam, wychodząc z Wielkiej Sali.
- Cii. – Złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do ciemnego korytarza. – Twój ojciec kazał przyprowadzić cię zaraz po balu. Masz jeszcze godzinę na zabawę. Równo o pierwszej masz być w Sali Wejściowej gotowa. – Słuchałam nauczyciela z rosnącym przerażeniem.
Do Wielkiej Sali wróciłam na miękkich nogach. Nawet rozgrywająca się tam scena nie poprawiła mi humoru. Kiedy zobaczyłam Shellera z blizną na czole, coś we mnie pękło. Zawyłam opętańczo i upadłam na kolana. Łzy zaczęły spływać mi po twarzy, zostawiając czarne ślady tuszu. Klęczałam prawie na środku Wielkiej Sali i ryczałam. W pewnym momencie poczułam czyjeś duże i ciepłe ręce na moich ramionach. Kiedy zobaczyłam zielone tęczówki skryte za okrągłymi okularami, zerwałam się na równe nogi.
 – Nie dotykaj mnie! Nie możesz! Nie przez to! – Wykrzyczałam i znowu zawyłam.
W całej Sali słychać było tylko mój płacz. Harry nie ustępował. Znowu poczułam jego ręce na swoich. Tym razem wyszarpnęłam się gwałtownie i pobiegłam w stronę wyjścia. Czyjś mocny uścisk uniemożliwił mi dalszy bieg.
– Zostaw! Daj mi stąd wyjść! Ja już więcej nie chcę! – Darłam się bez większego ładu i składu.
- Cii. Już spokojnie. Mała. Już wszystko dobrze. – Blaise mówił do mnie uspokajająco, trzymając mnie w stalowym uścisku. Próbowałam się wyrwać. Wierzgałam nogami, kopałam go obcasami po piszczelach.
- Nic nie jest dobrze! Nic nie będzie dobrze! Jestem Jego córką, rozumiesz ?! – Wydarłam się. Po kilku sekundach jego uścisk rozluźnił się, by całkowicie zniknąć. Widziałam jeszcze twarze moich przyjaciół, patrzące w niedowierzaniu i niezrozumieniu. Nie czekając na nic, wybiegłam z Wielkiej Sali.
Ledwo przebiegłam kilka kroków i z powrotem znalazłam się w czyimś mocnym uścisku.
– Już. Już. – Snape mamrotał mi do ucha.
- Ewelina!! – Słyszałam krzyk Blaise’a za sobą. Znów zawyłam opętańczo i rozszlochałam się. Tracąc siły, osunęłam się na posadzkę a wraz ze mną nauczyciel.  – Ewelina! – Blaise podbiegł do nas. – Co się stało? – Pytanie nie było kierowane do mnie, jednak i tak odpowiedziałam.
- Jestem… Jego… Córką…. – Mówiłam szeptem w przerwach na płacz i pociąganie nosem.
- Czyją córką? O czym ty mówisz?! – Widać cierpliwość Chemika kończyła się z każdą chwilą.
- Jest córką Riddle’a, Zabini. – Szept Snape’a wywołał we mnie kolejny atak histerycznego płaczu.
- Jak to? – Jego zdziwiony głos w niczym mi nie pomagał.
- Wracaj na bal. Na razie nie mów reszcie… Albo powiedz… Nie wiem… Zostawiam to w twojej gestii. Ja zabieram ją… Do jej ojca… - Głos Mistrza Eliksirów, chyba po raz pierwszy był niepewny i przerywany.
Nie usłyszałam już odpowiedzi. Snape wstał i wziął mnie na ręce. Nie wiedziałam dokąd idziemy ani ile szliśmy. Cały czas płakałam wtulona w zagłębienie jego szyi.  Spokojny rytm jego kroków działał na mnie uspokajająco.
Gdy dotarliśmy do jego komnat, położył mnie na kanapie w salonie, a sam zniknął. Zwinęłam się w pozycję embrionalną i łkałam w akcie bezsilności.
- Proszę. Wypij to. – Mówiąc, usiadł i podał mi fiolkę z jakimś eliksirem. – Eliksir uspokajający.
- Dlaczego chce mnie widzieć dzisiaj? – Wymamrotałam zaraz po wypiciu eliksiru.
- On chce żebyś dzisiaj była już w jego posiadłości.  Niekoniecznie się z nim zobaczysz. – Wytłumaczył cierpliwie. Zachlipałam i wtuliłam się w klatkę piersiową nauczyciela.
- Ten eliksir wcale mi nie pomaga! – Warknęłam przez łzy.
- Poczekaj. Żaden eliksir nie działa od razu. – Znowu cierpliwy i ciepły ton głosu.
- Możesz przestać być taki? – Znów warknęłam. – Nie lubię facetów z takim podejściem do mnie. Potrzebuję kopa w dupę, a nie cierpliwego gadania! – Czasem już tak mam, że po totalnym załamaniu emocjonalnym, wkurzam się o byle co.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty”. – Tym razem z jego ust wydobył się zimny głos.
- Tak lepiej. Dziękuję, profesorze. – Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Powinnaś iść się przygotować do wyjazdu. – Po kilku minutach ciszy przemówił obojętnym, ale dość ciepłym tonem.
- Pomożesz mi? – Zapytałam, podnosząc głowę i patrząc w te jego hipnotyzujące oczy.
- Zapominasz się. Dobrze. – Powiedział i podniósł się, tym samym zmuszając do tego mnie.
***
W dzień balu, z samego rana, Severusa zbudził piekący ból w lewym przedramieniu. Przeklinając pod nosem, zerwał się z łóżka. Po ekspresowym prysznicu zarzucił na siebie szaty śmierciożercy i szybkim krokiem wyszedł na błonia.
- Witaj, Panie. – Pokłonił się nisko Lordowi, wchodząc do salonu.
- Witaj, Severusie. Usiądź, proszę. – Czarnowłosy mężczyzna usiadł na kanapie na wprost fotela Lorda. – Jak tam moja córka, Severusie? – Oczy łysego maga błyszczały niezdrowo.
- Jest… w miarę spokojna, Panie. Odkąd powiedziałem jej prawdę, uspokoiła trochę swój temperament.
- To dobrze. Bardzo dobrze. – Wstał i przechadzał się po salonie. – A jak młody Malfoy?
- Wydaje się z dnia na dzień coraz bardziej nerwowy, Panie. Według mojej oceny nie radzi sobie z zadaniem.
- To nie dobrze. Bardzo nie dobrze. -  Lord usiadł i wbił swoje spojrzenie w mężczyznę naprzeciw. – Czy według ciebie moja córka, poradziłaby sobie z tym zadaniem? – Severusowi Snape’owi ledwo udało się utrzymać kamienny wyraz twarzy. Tłumił w sobie wiele emocji, od przerażenia przez wątpliwość po troskę.
- Wybacz mi, Panie, jednak panna Riddle jest… Zbyt… Impulsywna. Szczerze wątpię, żeby dała radę…
- Wybacz, mój Panie. Wzywałeś. – Głos Lucjusza Malfoya przerwał wypowiedź Mistrza Eliksirów.
- Dziękuję, Severusie za twoje zdanie. – Lord obdarzył nauczyciela przeciągłym spojrzeniem. – Tak, Lucjuszu. Wejdź i usiądź. Czekamy na resztę. – Mówiąc to, rozsiadł się wygodniej w fotelu.
Nie minęło kilka minut, a do salonu zaczęli wchodzić śmierciożercy.
Lord wstał i zaczął swoją standardową mową. – Witajcie, moi drodzy. Zebraliśmy się, aby omówić sprawy minionego tygodnia. Lecz najpierw, Draco, podejdź. – Młody Malfoy wystąpił z kręgu i podszedł do Lorda. Skłonił się nisko. – Powiedz mi, Draco, czy zadanie które ci powierzyłem, nie jest dla ciebie zbyt… Trudne? – Chłopak zatrząsł się, ale spokojnym i pewnym siebie głosem odpowiedział.
- Mój Panie. Zadanie samo w sobie jest bardzo trudne. – Nie wiedział, czy to wystarczy... -  Jednak muszę szczerze przyznać, że wykracza ono poza moje możliwości… - Tu głos chłopaka zadrgał, pokazując tym samym jego zdenerwowanie.
- Crucio! – Przeszywający głos i czerwone światło, a blondyn leżał na posadzce, wijąc się z bólu, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po zaledwie dwóch minutach (jak na Lorda, kara była wyjątkowo łaskawa) Lord zdjął zaklęcie. – W takim razie odsuwam cię od zadania, a twoje wstąpienie w moje szeregi opóźni się. – Głos maga wyrażał zdecydowanie, zamyślenie i niezadowolenie. Chłopak jedynie skłonił się nisko i wrócił w szeregi.
A co z Dumbledore’m ? – Z tym pytaniem w głowie Severusa rozpoczęło się standardowe spotkanie.

Snape siedział na krawędzi mojego łóżka i podpowiadał, jakie rzeczy mam wziąć.
- Profesor sobie żartuje! Ja nie będę przez cały czas chodzić w samych kieckach! I do tego samych czarnych ! – W pewnym momencie zbulwersowałam się już nie na żarty.
- Muszę ulepszyć ten eliksir… - Wymamrotał pod nosem.
- Mówiłam od razu, że nie działa. – Wzruszyłam ramionami i spakowałam kolejną sukienkę. Odwróciłam się do szafy, a mój wzrok przykuła jaskrawo żółta sukienka bombka na szerokich ramiączkach.
- Nawet o tym nie myśl. Chyba, że chcesz zarobić Avadą na wstępie. – Po tej uwadze zrezygnowana wróciłam do szukania dresów i bielizny. – Na co ci tyle?!- Widząc zdziwienie na twarzy nauczyciela spowodowane widokiem czterech wielkich kosmetyczek po brzegi wypchanych kosmetykami i tym podobnymi, wzruszyłam jedynie ramionami.
- Wolę mieć wszystko niż później żałować, że czegoś nie mam.
- Kobiety. Ale dość tego. Zaraz pierwsza. – Wstał. Dopakowałam ostatnie rzeczy i zarzuciłam na siebie płaszcz. Idąc w stronę Zakazanego Lasu, cieszyłam się, że przebrałam się w długie spodnie. Pizgawica koszmarna! I jeszcze śnieg zaczął padać!
Po dość krótkiej, ale strasznej wędrówce Snape zatrzymał się. – Chwyć mnie za rękę. – Wykonałam polecenie bez komentarza. Świadomość tego, gdzie mamy się teleportować skutecznie odbierała mi głos. W ogóle, ta cała moja nerwówka to jest tak, jakby mechanizm obronny.
Kiedy poczułam pod stopami twardy grunt, otworzyłam oczy. Widok… No kurwa! Kto trzyma w ogrodzie, na początku listopada pawie?!  - Kurwa… - Wymsknęło mi się.
- To przekleństwo ma bardzo ciekawe brzmienie w języku polskim, jak i twojej wymowie. – Komentarz nauczyciela jeszcze bardziej rozłożył mnie na łopatki. – Chodź. – Pociągnął mnie za nadgarstek stronę wielkiej ozdobnej bramy. Wymamrotał jakieś zaklęcie, pomachał różdżką i uchylił bramę. Idąc, rozglądałam się na wszystkie strony. Ogród frontowy posiadłości Malfoy’ów był… imponujący. 
Ledwo Snape zdążył otworzyć drzwi frontowe, a już rozległ się charakterystyczny trzask.
 – Witam pana, Panie Snape. Co Korek może dla pana… i panienki zrobić ? – Małe stworzonko w wielkimi nietoperzowymi uszami, ogromnymi brązowymi oczami i małym zgrabnym nosku, kłaniało się nisko.
- Zbudź Narcyzę. – Szybka i osła odpowiedz. Zwierzątko skłoniło się i deportowało z trzaskiem. Byłam za bardzo wystraszona, żeby skomentować zachowanie nauczyciela względem skrzata.
- Co się stało, Severusie? – Po kilku minutach rozległ się melodyjny, kobiecy głos. – Oh! Wybacz, panienko. Nie zauważyłam panienki. – Skłoniła się nisko przede mną.
- Narcyzo. Zaprowadź ją proszę do pokoju.  Ja powiadomię Czarnego Pana. – I poszedł sobie. Zostawił mnie tu samą! Zaczęłam się cała trząść, a z oczu znowu popłynęły łzy.
- Już, spokojnie. – Pani Malfoy podeszła do mnie i trochę niepewnie objęła ramieniem. Wtuliłam się w nią.

4 komentarze:

  1. Ktoś wcześniej napisał o facecie o ksywie Mysza!
    Można go dodać? :)
    Blog jest super :] :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Luizo, nasz blog nie składa się tylko z jednej postaci Myszy. Jest nam miło, że wciąż pamiętacie (piszę o większym gronie) o tej postacie, ale nie będzie się nam pojawiać zbyt często.
    Jednakże jest nam niezmiernie miło, że blog się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedynie zapytałam :) Proszę mi nie mieć tego za złe... :)

      Usuń
  3. Nauczyłam się dodawać w końcu komentarze, a nie jako Anonimowy, a potem dopiero się podpisywałam :D
    Coraz ciekawiej z tą Eweliną :)

    OdpowiedzUsuń